- Hm... Bardzo ciekawa historia - stwierdziła.
Właśnie zorientowała się, że bura królowa tak właściwie wiedziała o Rdzawym Ogonie znacznie więcej, niż jej własna córka. W sumie co się dziwić, w końcu szylkretowa odeszła z tego świata, gdy Migotka była małym kociakiem, a Cierń młodą wojowniczką, wcześniej uczennicą żółtookiej. Zamruczała cicho, szybko przypominając sobie ciepły i przyjemny rudawy ogon, który grzał ją co noc i ukajał. Och, to były piękne czasy... Gdy nie martwiła się o nic i beztrosko spędzała swoje dzieciństwo otoczone matczyną miłością. Ta kotka była kimś naprawdę niezwykłym, lecz długołapa uświadomiła sobie jedno - dlaczego tak właściwie tak bardzo myślała o niej, skoro tak naprawdę praktycznie jej nie znała? Owszem, była to mama, postać, która ją urodziła i opiekowała się nią, lecz nigdy tak naprawdę nie wiedziała o niej zbyt wiele. Tak właściwie jedynymi informacjami o Rdzawym Ogonie, która niemal całkowicie wymazała się z jej pamięci, były fakty, że była mentorką i przyjaciółką zielonookiej, prawdopodobnie partnerką tego całego Alberta, i przez jakiś czas żyła jako samotniczka na terenach niczyich. Nie znała jednak znaczących informacji o niej, chociażby tych o prawdziwej rodzinie karmicielki, a co za tym idzie, młodej wojowniczki. W jej łebku krążyło mnóstwo pytań bez jakichkolwiek odpowiedzi. Przez chwilę miała ochotę zadać je wszystkie Ciernistej Łodydze, lecz zrezygnowała, nie chcąc teraz jej zasmucać mocnymi wspomnieniami o zmarłej. Westchnęła więc cicho i postanowiła, że przełoży to na inny raz. Teraz o smutku niepowinno być mowy, a jedynie o szczęściu jej pręgowanej przyjaciółki. Jeszcze raz ją liznęła.
- Nie mogę się doczekać, gdy te maluchy urosną. Z pewnością będą wspaniałą przyszłością dla Klanu Burzy... Po rodzicach - zamruczała.
- I po ciotce - zaśmiała się Brzoskwiniowa Gałązka, która właśnie weszła do kociarni. - Przynajmniej w przypadku Fiołka, ona naprawdę do ciebie lgnie.
Słysząc te słowa, wojowniczka przypomniała sobie wypowiedź córki Białej Sadzawki na ten temat, i od razu zachichotała, witając się jednak z... drugą matką kociąt? Cóż, można tak powiedzieć. Obróciła się i nagle uświadomiła sobie, że za nią leży Pręgowane Piórko ze swoimi kociętami, uśmiechająca się do przybranej córki. Długołapa odwzajemniła jej uśmiech, jednak wzrokiem wróciła do burej. Przez chwilę miała wrażenie, że od porodu przyjaciółki zaniedbuje starszą kotkę, lecz odgoniła od siebie te myśli.
- Jak to jest być mamą, Brzoskwiniowa Gałązko? - uśmiechnęła się do kremowej.
- To okropne i wspaniałe jednocześnie - odparła z powagą, jednak nie wiedzieć czemu wywołała lekki chichot Migoczącego Nieba.
- Taaa... Dobrze mówi, wytrzymanie z tymi niby miłymi kluskami jest koszmarem... Ale to zarazem cudowne - dodała zielonooka.
- W ogóle to widać, że kociaki wolą mamę Ciernistą Łodygę i ciocię Migotkę - zażartowała szylkretka, komentując wygląd kociaków.
Faktycznie, Księżyc miała futerko idealne po 'cioci', a Orzełek - po matce. Fiołek natomiast nie przypominała raczej nikogo, kto będzie miał na maluchy potem większy wpływ. Cętkowana zachichotała na to, kiwając łbem. Długołapa znowu się uśmiechnęła, czując się idealnie w tym towarzystwie.
***
Minęło trochę czasu, a dzieci Ciernistej Łodygi podrosły i sprawiały jeszcze więcej problemów niż wcześniej. Gdy wieczorem wróciła z treningu Leśnej Łapy i zjadła kolację, ruszyła do kociarni, jak codziennie. Chętnie odwiedzała przyjaciółkę, a ta nie miała nic przeciwko jej częstych wizyt. Gdy weszła do środka, cała trójka maluchów smacznie spała i nie miała zamiaru ich budzić.
- Hej - zamruczała na powitanie do obydwóch karmicielek.
Pręgowane Piórko odpowiedziała skinieniem łba, a buraska również zamruczała. Niebieskooka podeszła do niej, siadając obok i przejeżdzając językiem po jej łebku.
- Przed chwilą wróciłam z treningu twojego brata, więc stwierdziłam, że wpadnę - miauknęła.
- Dobrze, miło cię widzieć - odparła. - A Leśna Łapa? Ostatnio go nie widziałam... Jak sobie radzi?
- Cóż... Z pewnością jest gorszy od swego rodzeństwa, ale po prostu ciężej mu przyswoić wiedzę. Zakończy szkolenie w swoim czasie, możliwe, że dużo później od Błękitnej Łapy i Czaplej Łapy, ale chce mieć pewność, że poradzi sobie jako wojownik - stwierdziła.
Karmicielka pokiwała łbem, a w głowie zakiełkowało pewne pytanie. Uważała je za ryzykowne i bała się reakcji towarzyszki, ale postanowiła je zadać.
- A jak to właściwie jest... Yhm... Przechodzić przez ciąże, rodzić i zajmować się kociakami?
Ciernista?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz