Kotka również zachihotała, spoglądając na maleńkie pociechy swojej przyjaciółki. Liznęła ją serdecznie, po czym spojrzała na Brzoskwiniową Gałązkę. Ojca... A może drugą matkę kociąt?
- Gratulacje - zamruczała.
Kremowa kiwnęła łbem z uśmiechem na pyszczku. Migoczące Niebo również się uśmiechnęła. Była strasznie dumna z buraski i cieszyła się jej szczęściem. Usiadła z boku, przez chwilę bacznie obserwując małe kluski, jakby bała się, że w każdej chwili coś im się stanie i musi nad nimi czuwać. Przyjrzała się im bliżej. Jeden kociak okropnie ją przypominał. Miał to same, jasne szylkretowe futerko. Wojowniczce zrobiło się ciepło na serduszku. Może ma nawet te same oczy? Uśmiechnęła się jeszcze raz do maluchów, a następnie spojrzała na ich matkę.
- Są naprawdę cudowne - wymruczała.
- Już to mówiłaś - odparła ciepło karmicielka, lecz z usłyszalnym śmiechem.
- Ech... No tak - mruknęła z zakłopotaniem, po chwili jednak również się śmiejąc.
Obróciła się, by dostrzec rozbawione spojrzenie Pręgowanego Piórka. Posłała jej serdeczny uśmiech i odwróciła do Ciernistej Łodygi.
- Ten kociak... jest taki podobny do mnie. - Uśmiechnęła się. - A tamten do ciebie - dodała, spoglądając na małą, burą kuleczkę.
- Ale kociaka podobnego do mnie już nie ma - prychnęła Brzoskwiniowa Gałązka, robiąc przy tym minkę naburmuszonego kocięcia. Buraska i szylkretka wybuchnęły śmiechem.
- Te dwie oprócz innych kolorów mają twoje kremowe futerko - odpowiedziała z uśmiechem młoda matka.
Migoczące Niebo czuła, jak wszelkie emocje na nią napierają. Nie wiedziała, co czuć i co robić. Wzdrygnęła się, a Cierń spojrzała na nią ze zdziwieniem i lekkim niepokojem. Na to uśmiechnęła się tylko głupkowato, ponownie gapiąc się na maluchy. Z pewnością wyrosną na wspaniałych wojowników Klanu Burzy! Wiedziała, że będzie odwiedzać je, jak tylko często będzie mogła. Zależało jej na nich tak bardzo, jakby to były jej własne pociechy. Jednak miała wrażenie, że ze swoimi własnymi dziećmi by się nie odnalazła. Znacznie pewniej czuła się przy czyiś. Była chętna, by pomóc przyjaciółce wychowywać je, a przynajmniej odwiedzać i zająć się nimi, dać jej odpocząć i na przykład opowiadać im różne historie. Uśmiechnęła się na myśl o tym. Ale na to przyjdzie czas, kociaki muszą podrosnąć, a obecnie oprócz ich głośnego piszczenia i kłótni o pokarm raczej nie mogły inaczej męczyć swoich mam. Jedno było jednak pewne - to były naprawdę prześliczne kocięta. Wierzyła, że wszystkie będą żyły jak najdłużej. Że los nie zabierze im szybko rodziców (a to byłoby jeszcze większą katastrofą dla samego Migoczącego Nieba, zwłaszcza śmierć Ciernistej Łodygi) i rodzeństwa, jak to było w przypadku potomkini Czarnej Gwiazdy. Wierzyła, że będą miały radosne rodzeństwo i radosne życie bez większych zmartwień i problemów. Właściwie, długołapa żadnemu kociakowi nie życzyła swego losu. Mimo wszystko, jednak jej życie oprócz bycia ciężkim i często smutnym było wspaniałe, pełne cudownych kotów i po prostu je uwielbiała. To nie był jednak czas na rozwodzenie o swoim życiu, tylko na rozmowę z pręgowaną karmicielką i zachwycanie się jej dziećmi.
- Jesteście naprawdę śliczne - wyszeptała do trzech maleńkich klusek.
- Gratulacje - zamruczała.
Kremowa kiwnęła łbem z uśmiechem na pyszczku. Migoczące Niebo również się uśmiechnęła. Była strasznie dumna z buraski i cieszyła się jej szczęściem. Usiadła z boku, przez chwilę bacznie obserwując małe kluski, jakby bała się, że w każdej chwili coś im się stanie i musi nad nimi czuwać. Przyjrzała się im bliżej. Jeden kociak okropnie ją przypominał. Miał to same, jasne szylkretowe futerko. Wojowniczce zrobiło się ciepło na serduszku. Może ma nawet te same oczy? Uśmiechnęła się jeszcze raz do maluchów, a następnie spojrzała na ich matkę.
- Są naprawdę cudowne - wymruczała.
- Już to mówiłaś - odparła ciepło karmicielka, lecz z usłyszalnym śmiechem.
- Ech... No tak - mruknęła z zakłopotaniem, po chwili jednak również się śmiejąc.
Obróciła się, by dostrzec rozbawione spojrzenie Pręgowanego Piórka. Posłała jej serdeczny uśmiech i odwróciła do Ciernistej Łodygi.
- Ten kociak... jest taki podobny do mnie. - Uśmiechnęła się. - A tamten do ciebie - dodała, spoglądając na małą, burą kuleczkę.
- Ale kociaka podobnego do mnie już nie ma - prychnęła Brzoskwiniowa Gałązka, robiąc przy tym minkę naburmuszonego kocięcia. Buraska i szylkretka wybuchnęły śmiechem.
- Te dwie oprócz innych kolorów mają twoje kremowe futerko - odpowiedziała z uśmiechem młoda matka.
Migoczące Niebo czuła, jak wszelkie emocje na nią napierają. Nie wiedziała, co czuć i co robić. Wzdrygnęła się, a Cierń spojrzała na nią ze zdziwieniem i lekkim niepokojem. Na to uśmiechnęła się tylko głupkowato, ponownie gapiąc się na maluchy. Z pewnością wyrosną na wspaniałych wojowników Klanu Burzy! Wiedziała, że będzie odwiedzać je, jak tylko często będzie mogła. Zależało jej na nich tak bardzo, jakby to były jej własne pociechy. Jednak miała wrażenie, że ze swoimi własnymi dziećmi by się nie odnalazła. Znacznie pewniej czuła się przy czyiś. Była chętna, by pomóc przyjaciółce wychowywać je, a przynajmniej odwiedzać i zająć się nimi, dać jej odpocząć i na przykład opowiadać im różne historie. Uśmiechnęła się na myśl o tym. Ale na to przyjdzie czas, kociaki muszą podrosnąć, a obecnie oprócz ich głośnego piszczenia i kłótni o pokarm raczej nie mogły inaczej męczyć swoich mam. Jedno było jednak pewne - to były naprawdę prześliczne kocięta. Wierzyła, że wszystkie będą żyły jak najdłużej. Że los nie zabierze im szybko rodziców (a to byłoby jeszcze większą katastrofą dla samego Migoczącego Nieba, zwłaszcza śmierć Ciernistej Łodygi) i rodzeństwa, jak to było w przypadku potomkini Czarnej Gwiazdy. Wierzyła, że będą miały radosne rodzeństwo i radosne życie bez większych zmartwień i problemów. Właściwie, długołapa żadnemu kociakowi nie życzyła swego losu. Mimo wszystko, jednak jej życie oprócz bycia ciężkim i często smutnym było wspaniałe, pełne cudownych kotów i po prostu je uwielbiała. To nie był jednak czas na rozwodzenie o swoim życiu, tylko na rozmowę z pręgowaną karmicielką i zachwycanie się jej dziećmi.
- Jesteście naprawdę śliczne - wyszeptała do trzech maleńkich klusek.
<Fiołek? (Wybacz za gniota, ale kompletnie nie miałam pomysłu, co tam dać)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz