Oplotła swoje potomstwo ciepłym wzrokiem. Były to (względnie) kochane, małe kluski, jednak chwilami miała ich po prostu dosyć. Nie, źle to ujęłam. Nie miała dosyć swoich dzieci, co to, to nie! Kochała te bachorki całym sercem, bez najmniejszego wątpienia. To, czego miała dosyć, to miejsce, w którym musiała się znajdować. Cholerna kociarnia. Już od najmłodszych lat pałała nienawiścią do tego miejsca, właśnie przez to, że musiała się tutaj kisić i teraz także nie było inaczej. No bo jaka kotka byłaby zadowolona z siedzenia ciągle w tym samym miejscu, kiedy to ma ucznia do wyszkolenia?
Niektórzy powiedzieliby "było nie dawać dupy" i oczywiście, mają racje. Jednak miejsce, w jakim musiała przebywać było po prostu jednym, dotkliwym minusem pięknego doświadczenia, jakim było macierzyństwo. Jeśli nie zdecydowaliby się teraz, potem mogłoby nie starczyć im odwagi. Dlatego Ciernista Łodyga zamierzała po prostu przeboleć swój okres "wegetacji" treningowej.
Co nie znaczyło, że nie musi znać wszystkich szczegółów z treningów swojego podopiecznego. Co to, to nie! Kocica regularnie wypytywała o ich przebieg nie tylko młodziaka, ale także i świadków takowych treningów. Dzisiaj akurat padło jednak tak, a nie inaczej, że jej ulubiony wypłosz został wysłany na patrol, więc nie miała jak przeprowadzić swego "wywiadu". A jako, że ukochane kuleczki oblężyły ją, spiąc, ruszyć się też nijak było, co by podpytać innych. To też kocica po prostu położyła głowę na swoich łapach i zamknęła oczy, w nadziei potowarzyszenia swoim pociechom we śnie.
Wchodziła już w ten stan, kiedy to wychwytujesz jakiekolwiek bodźce z otoczenia jak przez mgłę, gdy daleko, daleko od niej, usłyszała dźwięk łap uderzających o ziemię. Wiedziała, że Pręga i jej maluchy raczej wrócą grupowo, więc to nie była ona, a jej ciekawska natura kazała burasce dowiedzieć się, kto zamierza zakłócić jej spokój. A może to Ziołowa Łapa powrócił z patrolu? Musi przecież nadzorować jego poczynania! Dlatego też uchyliła jedno oko, któremu to ukazała się biało-ruda łapa. Uniosła łeb, aby zobaczyć całą sylwetkę dzierżącej rybę, szylkretowej piękności. Świetlista Łapa, podobnie jak jej uczeń, oraz jak jej najlepsza przyjaciółka, była dzieckiem dawnej mentorki i przyjaciołki kocicy, Rdzawego Ogona. Cierń nie miała jednak szans poznawać jej bliżej. Tylko tyle, ile starała się wspierać dzieciaki na duchu po stracie matki, nic więcej. Właściwie, trochę tego żałowała. Z każdą z pociech zmarłej powinna utrzymywać kontakt, to w pewnym sensie jej obowiązek, jako "ciotki" dzieciaków!
W pyszczku młodej uczennicy znajdował się królik, którego ta zaraz postawiła pod łapami młodej mamy.
— Przyniosłam ci coś na ząb — powiedziała spokojnie. Czasem przypominała trochę zmarłą Skrzącą Łapę. Była taka... Stabilna. Podobnie zresztą, jak jej rozmówczyni.
— Dzięki — mruknęła. Młodsza odwróciła się do wyjścia, gdy Ciernistej nagle zaświtało w małej głowie. Przecież Świetlista była uczennicą jej szwagra, Deszczowego Poranku! Co za tym idzie, trenowała dzisiaj z niebieskim kocurem, jej uczniem!
— Hej, Świetlista Łapo — powiedziała, na tyle głośno, aby nie obudzić swoich dzieci — jak dzisiaj poszło twojemu bratu? Jest coś, na czym powinnam z nim popracować, kiedy zacznę opuszczać kociarnię? — skierowała do szylkretki swoje pytania, przechylając lekko głowę.
< Świetlista? :v >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz