Pierwsza lekcja! To dzisiaj! No, może nie zupełnie pierwsza, bo lekcji jako uczeń Pylistego Czoła miał już całkiem sporo, jednak tym razem był uczniem medyczki, Różanego Kwiatu. Tak to go ekscytowało, że wstał jeszcze przed świtem i tak aż dotąd siedział przed wejściem do leża medyka, oczekując, aż jego szylkretowa mentorka nareszcie wstanie. Szurał nerwowo ogonem po ziemi, wzniecając tumany kurzu, aż Szumiące Zbocze upominał go, aby przestał to robić. Więc tak jak kazał rudy wojownik, tak zrobił. Przestał. A jedyną oznaką jego radości było drżenie całego ciała. Od wąsów, aż po pazury, które to na zmianę chował i wysuwał.
- Nerwowy? - liliowy kocurek aż podskoczył, kiedy za jego plecami usłyszał czyjś dobrze znany głos.
Tata!
Uśmiechnął się szeroko, policzkiem ocierając się o ramię wojownika. Tak dawno nie miał okazji z nim porozmawiać, westchnął cichutko, strzygąc uszami i przyglądając mu się uważnie. Zmęczone, aczkolwiek wesołe spojrzenie mówiło samo za siebie. Oho, czyżby Potokowa Gwiazda wysłał go na nocny patrol? To raczej oczywiste. Za plecami kocura mignęła sylwetka pointki, Poplamionego Piórka. Pręgowany uśmiechnął się na widok swojej matki, jednak jego uwadze nie uciekło jej zmęczenie. Wygląda na to, że lider klanu chce spiknąć razem tę dwójkę.
- T-troszeczkę - odparł, kręcąc głową na boki, kiedy zorientował się, że zalega z odpowiedzią - N-no wiesz... Muszę uczyć się wszystkiego o-od nowa... - dodał, ściszając głos do szeptu. Czuł się, jakby wzrok ojca wiercił mu dziurę w brzuchu. Do tego okropne wyrzuty sumienia, że wolał zostać medykiem.
- Witaj Słoneczny Blasku - Lśniąca Łapa dziękował w duchu za to, że jego mentorka nareszcie wstała i raczyła wtrącić się do rozmowy - Wybacz, ale porywam młodego na trening. Idziemy zbierać zioła - rzuciła, po czym skinęła swojemu terminatorowi głową, a ten pożegnawszy się z ojcem, ruszył za szylkretką w stronę wyjścia z obozu. Dopiero kiedy poczuł pod łapami opadłe liście, odetchnął z ulgą, co nie uszło uwadze medyczki - Wiem, że Słoneczny jest męczący, ale chciał dobrze - uśmiechnęła się delikatnie, na co kocurek odburknął jedynie "Nie o to chodzi" jednak już po tonie głosu szło się domyślić, iż nie chce on o tym rozmawiać.
Szli dość długo, aż znaleźli się zupełnie w centrum lasu, owszem, znał to miejsce, często trenował tu z rudym kocurem, jednak tym razem miał wrażenie, że jest tu inaczej.
- Powiedz mi... jak brzmi kodeks medyka? - spytała, zrywając jakąś roślinę, po czym pokazała mu ją i oznajmiła, jak się nazywa. Gwiazdnica Pospolita. Dobra na zielony kaszel.
- Uh... Medyk nie może polować, zabronione jest też, aby posiadał on kocięta oraz partnera. W swoim legowisku ma władzę absolutną... Musi leczyć wszystkie koty, które poproszą go o pomoc, nie tylko te z rodzinnego klanu... - mówiąc to wszystko, nerwowo przebierał łapami, jednocześnie obserwując, jak kocica zbiera wspomnianą wcześniej roślinę.
- Dobrze, zapomniałeś tylko o jednym, medyk może walczyć tylko w obronie własnej - wymamrotała ledwie zrozumiałe przez pyszczek pełen ziół.
Lśniąca Łapa pokiwał zgodnie głową, biorąc w pyszczek liście dębu, tak jak kazała Różany Kwiat, zanim musieli ruszyć w stronę Słonecznej Polany po nawłoć, z tego, co się dowiedział, leczyła ona rany. W międzyczasie dowiedział się też o wszystkich znanych chorobach. Po grzbiecie kocura przebiegł nieprzyjemny dreszcz, zdecydowanie nie chciał, aby wybuchła epidemia jakiejś z nich w obozie. Na Klan Gwiazdy! Oby nie...
- Nerwowy? - liliowy kocurek aż podskoczył, kiedy za jego plecami usłyszał czyjś dobrze znany głos.
Tata!
Uśmiechnął się szeroko, policzkiem ocierając się o ramię wojownika. Tak dawno nie miał okazji z nim porozmawiać, westchnął cichutko, strzygąc uszami i przyglądając mu się uważnie. Zmęczone, aczkolwiek wesołe spojrzenie mówiło samo za siebie. Oho, czyżby Potokowa Gwiazda wysłał go na nocny patrol? To raczej oczywiste. Za plecami kocura mignęła sylwetka pointki, Poplamionego Piórka. Pręgowany uśmiechnął się na widok swojej matki, jednak jego uwadze nie uciekło jej zmęczenie. Wygląda na to, że lider klanu chce spiknąć razem tę dwójkę.
- T-troszeczkę - odparł, kręcąc głową na boki, kiedy zorientował się, że zalega z odpowiedzią - N-no wiesz... Muszę uczyć się wszystkiego o-od nowa... - dodał, ściszając głos do szeptu. Czuł się, jakby wzrok ojca wiercił mu dziurę w brzuchu. Do tego okropne wyrzuty sumienia, że wolał zostać medykiem.
- Witaj Słoneczny Blasku - Lśniąca Łapa dziękował w duchu za to, że jego mentorka nareszcie wstała i raczyła wtrącić się do rozmowy - Wybacz, ale porywam młodego na trening. Idziemy zbierać zioła - rzuciła, po czym skinęła swojemu terminatorowi głową, a ten pożegnawszy się z ojcem, ruszył za szylkretką w stronę wyjścia z obozu. Dopiero kiedy poczuł pod łapami opadłe liście, odetchnął z ulgą, co nie uszło uwadze medyczki - Wiem, że Słoneczny jest męczący, ale chciał dobrze - uśmiechnęła się delikatnie, na co kocurek odburknął jedynie "Nie o to chodzi" jednak już po tonie głosu szło się domyślić, iż nie chce on o tym rozmawiać.
Szli dość długo, aż znaleźli się zupełnie w centrum lasu, owszem, znał to miejsce, często trenował tu z rudym kocurem, jednak tym razem miał wrażenie, że jest tu inaczej.
- Powiedz mi... jak brzmi kodeks medyka? - spytała, zrywając jakąś roślinę, po czym pokazała mu ją i oznajmiła, jak się nazywa. Gwiazdnica Pospolita. Dobra na zielony kaszel.
- Uh... Medyk nie może polować, zabronione jest też, aby posiadał on kocięta oraz partnera. W swoim legowisku ma władzę absolutną... Musi leczyć wszystkie koty, które poproszą go o pomoc, nie tylko te z rodzinnego klanu... - mówiąc to wszystko, nerwowo przebierał łapami, jednocześnie obserwując, jak kocica zbiera wspomnianą wcześniej roślinę.
- Dobrze, zapomniałeś tylko o jednym, medyk może walczyć tylko w obronie własnej - wymamrotała ledwie zrozumiałe przez pyszczek pełen ziół.
Lśniąca Łapa pokiwał zgodnie głową, biorąc w pyszczek liście dębu, tak jak kazała Różany Kwiat, zanim musieli ruszyć w stronę Słonecznej Polany po nawłoć, z tego, co się dowiedział, leczyła ona rany. W międzyczasie dowiedział się też o wszystkich znanych chorobach. Po grzbiecie kocura przebiegł nieprzyjemny dreszcz, zdecydowanie nie chciał, aby wybuchła epidemia jakiejś z nich w obozie. Na Klan Gwiazdy! Oby nie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz