W trakcie rozmowy ze swoją matką dowiedział się o tym, że gdy on był jeszcze małym kotem, Klan Lisa z Sarną na czele dołączył do zgromadzenia, czyli wydarzenia, które odbywało się co miesiąc i uczestniczyły w nim te wszystkie klany z lasu, o których oni nie mieli za dobrej opinii. W każdym bądź razie Jemioła powiedziała mu o miejscu, w którym się ono odbywało, a Oset z charakterystycznym dla siebie brakiem myślenia i ciekawością udał się do niego, bowiem chciał się przekonać, w jaki sposób ono wyglądało. Co prawda, gdy powiedział o tym swojej matce, ta nie była za bardzo ucieszona, a wręcz próbowała go odwieść od tego pomysłu, jednak on olał to ciepłym moczem i z rana wyruszył w stronę czterech klanów, mając za wskazówkę jedynie to, by iść po granicy tych znad klifu i Klanu Wilka, z którym podobno Klan Lisa był spokrewniony. Jemioła, opowiadając mu o zgromadzeniu, wspomniała, że odbywa się ono tam, gdzie leży na ziemi duże drzewo, a więc i to Oset postanowił wykorzystać do swoich poszukiwań. Gdyby nie to, iż nie znał drogi do tego miejsca, zapewne dotarłby tam przed górowaniem słońca, lecz, jak to on, musiał zbłądzić i dotarł tam dopiero po dobrych kilku godzinach. I tak nie miał nic lepszego do roboty, bowiem jego trening z Jemiołą skończył się i teraz czekał tylko na to, aż Jaś zepnie swoje poślady i postanowi go mianować. Nie czuł się dobrze z tym, że Czereśnia była od niego wyżej rangą. W jego mniemaniu Sarna, Jaś czy - o przodkowie - Zając nie nadawali się na liderów, bowiem ta pierwsza była leniwa i nawet nie wyglądała jak kot, zaś ci drudzy to niepewni siebie i swoich przekonań wojownicy, nie budzący wśród nikogo respektu oraz szacunku. Według Ostu, najlepszym wyborem na lidera Klanu Lisa był Szerszeń. Kocur o długim, burym futrze nie rozumiał, z jakiego powodu Jaś czy Sarna nie wybrali go na zastępcę, choć... Może byli oni po prostu głupi? Oset z pewnością by w to nie zwątpił.
Gdy w jego oczy rzuciła się polana z drzewem na środku, przyspieszył, acz po chwili się zatrzymał, widząc, że ktoś się na nim znajduje, a po chwili z niego spada. Wzbudziło w nim to rozbawienie, bo nawet on nie był tak nierozwinięty, by spaść na swój ogon z takiej małej wysokości. Zaśmiał się, będąc zadowolonym z tego, że w końcu to on może się z kogoś ponabijać, a widząc rozbawioną kotkę, poczuł jeszcze większe zażenowanie. Śmiech z siebie był czymś, do czego Oset raczej nigdy by nie upadł, więc po chwili praktycznie tarzał się po ziemi, co nie umknęło uwadze tego, kto spadł z drzewa. Kotka o znajomym dla niego wyglądzie wybiła się z tylnych łap i skoczyła w jego stronę, a następnie na samego kocura, przez co oboje się przeturlali o długość lisa dalej. Kot z Klanu Lisa syknął i z irytacją w oczach spojrzał na pyszczek tej, która go w tej chwili przyciskała do ziemi swoimi przednimi łapami. Stanowczość z niej wypłynęła, gdy rozpoznała tego, kto znajdował się pod nią. Od razu zeszła z Ostu, wyglądając na lekko zawstydzoną i zdenerwowaną.
- Co ty tu robisz? - zapytała, odwracając od niego wzrok.
- Patrzę na kociaka, który chyba dopiero zaczyna chodzić - zarechotał, na co ta posłała ku niemu wrogie spojrzenie i zadarła swój nos do góry. - Ta twoja krzywa morda mi kogoś przypomina, znamy się?
< Tulipanowy Pąku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz