Wysoki kocur przeciągnął się w dziupli i ziewnął przeciągle.
- Wstawaj grubasie. - rzucił w stronę śpiącego obok przyjaciela. Ten tylko coś burknął pod nosem i trzepnął ogonem. Strzyżyk za to wyszedł z dziupli i skoczył na najbliższą gałąź. Strzepnął łapą kilka suchych liści, które opadły na dół i spojrzał na już wschodzące słońce.
- Ach... Kolejny piękny dzień. - powiedział sam do siebie i wziął głęboki wdech oraz wydech, następnie spojrzał w dół - Ej Stasiu! Wstajemy! - zawołał i zszedł z drzewa.
Ku jego zdziwieniu na dole nie było nikogo, podczas gdy powinien być tam jego drugi przyjaciel.
- Nie drzyj się tak. - usłyszał głos dochodzący z dziupli.
- Burzaaa... Jaśmina gdzieś wywiało! - zawołał w odpowiedzi kot z blizną.
Nie minęło pół minuty, a ze starego legowiska sowy wychylił się czarno-biały łeb.
- Jak to wywiało? - spytał kocur wyżej.
- No nie ma go. - odpowiedział ten niżej.
- Może poszedł się gdzieś szlajać?
- No oby. Może w końcu znajdzie sobie jakąś kotkę. Chodź na dół.
Już po chwili koło szczupłego kocura pojawił się drugi czarno-biały kocur. Burza jednak był niższym, ale za to dobrze zbudowanym i silnym kotem. Strzyżyk za to był wysoki i szczupły, jego zaletą była zwinność.
- Chodź poszukać czegoś do jedzenia. - zaproponował.
Potem nie czekając na odpowiedź, kropkowany kocur skoczył sobie w krzaki i zaczął węszyć. Wyczuł jakiegoś ptaka, więc zaczął się skradać. Gdy już był blisko zaatakował go. Kocur miał już ptaka w łapach i miał go capnąć, ale poczuł, jak coś wbiega w jego poraniony bok i wywraca go na ten zdrowy. Ptaszek oczywiście uciekł, a kocur trochę wkurzony zrzucił z siebie napastnika i szybko wstał.
- Jaśmin? Co tu robisz? Gdzie ty byłeś? - wypytywał Strzyżyk.
- G-gonili m-mnie. O-oni... - mówił spanikowany rudas.
- Kto? - spytał i przyjrzał się przyjacielowi.
Jego długa dymno-ruda sierść na klatce piersiowej szybko i nie równomiernie upadała i podnosiła się. Jego ogon w podobnych kolorach, ale z białą końcówką był napuszony i drgał z nerwów.
- T-tam. - wskazał biało-rudą łapą w krzaki.
Strzyżyk powąchał powietrze i wyczuł kota, a nawet całe stadko.
- Zmykaj stąd. - rozkazał i pomógł wstać wystraszonemu kocurowi - Szybko znajdź Burzę. Dołączę do was potem.
- A-ale...
- Nie ma żadnego ,,ale". Idź już.
Było jednak za późno. Po chwili z krzaków wyskoczyły 3 koty. Czarno-biały kocur podkulił lekko ogon i zasłonił rudego.
- O-oh... Witam. - powiedział potulnie.
Ktoś? Obojętnie jaki klan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz