- Kocur - poinformował ich zdyszany. - Najwyraźniej ma ochotę osiedlić się tu na stałe.
Szczęściem było to, że nie przyszedł tu z tchórzami. Każdy znał swoją rolę, pozycję, umiejętności. Więc przynajmniej nie mógł spotkać się z brakiem szacunku i oceną pod kątem wieku, każdy był równy. A więc spojrzał wszystkim w oczy i podjęli niemą decyzję. Machnął swoim krótkim ogonem i już szykował się do wymarszu, gdy ciszę przerwał nieśmiały szept:
- Co z nim zrobimy? Poprosimy, żeby sobie poszedł? - zapytał Syczkowa Łapa. Jego oczy błyszczały w ciemności, nasączone wielką ilością strachu i niepewności w związku z nabrzmiałą sytuacją.
Mroczna Wizja podeszła do swojego ucznia i pokrzepiająco położyła ogon na jego grzbiecie.
- Pora na kolejną lekcję - powiedziała, powoli i spokojnie. - Pamiętaj - jeśli ktoś nie szanuje ciebie i twojego klanu, jest tylko jeden wybór... - urwała i spojrzała po reszcie patrolu z nadzieją, że ktoś zechce dokończyć zdanie.
I właśnie temu zadaniu sprostała Lodowy Omen, także podchodząc do ucznia w nieprzeniknionym mroku.
- Śmierć. - dopowiedziała obojętnie, jak gdyby mówiła o świeżo napoczętej piszczce.
***
Zgodnie rzucili się na kocura - tempo ich kroków było równe, nawet w szarży. Każdy doskonale wiedział co robić - uderzyć to tu, to tam, odwrócić uwagę. Chwilę potem na wskutek na ziemi rozciągało się nic niewarte ścierwo, jego srebrna sierść straciła blask, a zielone oczy wywróciły się w głębię czaszki i zasnuła je mgła. Mógłby odejść, ale ciszę przerwał przeraźliwy wrzask. Wydobył się on z nieopodal znajdującego się krzaka, a więc odwrócili się do niego. Pod nim, w cieniu leżała… kotka? Był pewien, że będzie błagać o litość, płakać. Ale... Jedyne, co robiła, to zwijała się na ziemi z bólu, jednak nie spuszczając z nich wzroku. Zamrugał prędko oczami i zapytał:- C-co ona odwala?
Gwiazdnicowe Niebo spojrzała na niego zawiedziona i westchnęła zirytowana. Najwyraźniej starsza kotka miała pewne pojęcie o tym ataku.
- To, proszę państwa - powiedziała, przedrzeźniając jego głos i robiąc teatralny przerywnik - Nazywa się poród.
Wzdrygnął się. Oczami wyobraźni widział otoczone śluzem małe potwory wyślizgujące się z łona matki, z tymi swoimi wyłupiastymi gałami ocznymi.
- No to szykuje się niezła zabawa - mruknął i usiadł na ziemi, a reszta patrolu poszła w jego ślady.
Bura kotka zwijała się z bólu. Najwyraźniej walczyła z sennością nużącą ją od wysiłku, do którego była zmuszana. Parła i jęczała, jak gdyby miało to pomóc istotom w jej brzuchu, które najwyraźniej bardzo pragnęły wydostać się na zewnątrz. Przez długi czas mogłoby wydawać się, że nic to nie daje - jednak po pewnym czasie oczekiwania na świat przyszła czarna koteczka. Przynajmniej tak myślał - bo nikt nie wyrażał swoich myśli na głos, a sam nie sądził, by kocur mógł wyglądać tak marnie. Widział owiniętą wokół jej ciała pępowinę - matka przegryzła ją i przyciągnęła matczynym czynem kocię do siebie. Ono zatem delikatnie zakwiliło i przytuliło się do brzucha matki. I tak pojawiło się jeszcze czekoladowe kocię. I kolejne.
***
- Co z nimi robimy? - zapytał Topielec, nieznacznie odsuwając się od nowo powstałej rodzinki. Matka tuliła swoje dzieci do siebie, przez cały czas podążając za nimi wzrokiem.- Chyba zabijamy - miauknęła mu w odpowiedzi Gwiazdnicowe Niebo, obojętnie wzruszając ramionami.
Spojrzał na burą kocicę. Nauczył się nie podejmować decyzji zbyt pochopnie, więc i tym razem zastanowił się. Kotka była dobrze zbudowana, zarys mięśni był doskonale widoczny. Wyglądała na dość silną...
Otworzył pysk z zamiarem wyrażenia swojej opinii, ale ubiegła go w tym Lodowy Omen.
- Ma dobrą budowę ciała - powiedziała, jak gdyby nie przejmując się, że wspomniana znajduje się w zasięgu ich głosu. - Kociaki mogą to po niej odziedziczyć.
- A więc zabieramy ich do Błękitnej Gwiazdy? - skwitował.
- Najwyraźniej - odpowiedziała mu.
Już nigdy nie chciał czegoś takiego oglądać. Nigdy w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz