Niczym kret błądziła ślepo, mogąc jedynie liczyć na wojownika. Tunele były dziwne. Przerażające i ciemne, jednocześnie miały w sobie coś kojącego. Panowała w nich grobowa cisza. Nienaruszona i niepodważalne.
— Dzisiaj lepiej? — zapytał Pokrzywowe Zarośla.
— Tak. — mruknęła cicho, wiedząc, że kocur nie zobaczy jej gestów.
Mogla tutaj polegać tylko na nim. Skrzywiła się, gdy wdepnęła w coś mokrego.
— Jesteśmy niedaleko rzeki dzielącej Klan Klifu i Klan Wilka. — wyjaśnił. — Jeśli się skupisz poczujesz zapach słodkiej wody.
Siewka natomiast miała inne zmartwienie. Wizja zalania tunelu przez rzekę zdecydowanie przejęła jej umysł. Mentor najwidoczniej zauważył to, bo zarządził chwilę przerwy w jednym z zagłębień. Usiedli obok siebie, choć gdyby nie ciepło kocura uczennica nie mogłaby tego tak łatwo stwierdzić.
— Idzie ci coraz lepiej. — przekonywał ją, choć ze zmarnym skutkiem. — Myślę, że jeszcze dwa takie wyjścia i bez problemu będziesz wstanie samodzielnie się orientować tutaj.
Siewka spuściła uszy. Była zdecydowanie innego zdania. Nie przepadała za klimatem tego miejsca. Czuła wręcz, że jeszcze parę korytarzy i wpadnie na czyjeś kości. Zagubionego kota. Pewnie sama podobnie skończy przy samotnej wyprawie.
— U mnie też były obawy przed tym miejscem, gdy szkolono mnie tutaj. — wyznał cicho mentor. — Ale potem dotarło do mnie, że tutaj... To miejsce jest wolne od oceniania, zmartwień, czy niezręcznych rozmów. Jestem tylko ja i tunele. Nie uważasz, że to coś pięknego?
Szylkretka oparła się lekko o wojownika. Pewnie miał w tym rację. Na pewno miał. Wizja ucieczki przed sytuacjami społecznymi była czymś miłym. Nie mogła temu zaprzeczyć. Wzięła głębszy oddech. To mogło być jej miejsce i Pokrzywka.
— Możemy iść dalej. — miauknęła cicho.
Nie wiedziała ile jeszcze błądzili w mroku. Poznawała kolejne zakamarki ukrytych w ziemi pomieszczeń. W niektórych przez warstwę sypkiego gruntu i systemy korzeniowego wdzierała się woda. W inne wypełniał mech. Czasem uderzyła w jakiejś pnącza ususzonych roślin, które musiały jeszcze nie zostać zjedzone przez żyjące tu istoty. Z każdym uderzeniem serca odkrywała, że to miejsce nie jest tak puste jak się jej zdawało. Mrówcze roje toczyły tu zawarte walki. Zbłąkane dżdżownice plątały się wśród ścian. Raz znalazła dziurę, zdaje się po jakiejś nornicy, która przedarła się przez sklepienie tunelu. Dopiero gdy jasny strumień światła zdawał się coraz bardziej do nich zbliżać, zrozumiała, że skierowali się do wyjścia z podziemnego labiryntu. Liliowy zatrzymał się w jego progu i spojrzał na kotke.
— Spójrz.
Jego łapa wskazywała ku niebu. Przepełnione czerwienią igrało z fioletem. Żółte tonące w morskiej toni słońce było stłamszone burzą barw malujących się nad nim. Siewka otworzyła szeroko pysk i pochłaniała wzrokiem to widowisko, zdające się niedługo zniknąć pod przykrywą nocy.
— Piękne. — wydobyła jedynie z pyska.
— Po wyjściu z tunelu jeszcze bardziej docenia się ten widok. — zgodził się z nią mentor, siadając koło niej. — Mamy jeszcze trochę czasu. Możemy to poobserwować.
Szylkretka również usiadła. Nie zamierzała tracić ani jednego uderzenia serca tego przedstawienia.
[460 słów trening]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz