***
Nie łatwo było mu się przyzwyczaić do rangi starszego. Często budził się w nocy z paniką, że musi z kimś porozmawiać, nie może zgubić tropu, musi dalej iść, nie może dopuścić do kolejnej tragedii, musi zabezpieczyć każdego przed zagrożeniem i znaleźć swoją córkę żywą. Starał się wtedy skupiać na oddechu oraz głośno powtarzać sobie w myślach, że to wszystko już minęło i nie ma szans powrócić – według tego, co nauczyła go Jaskółka. Pierwsze chwile zawsze były ciężkie, lecz ostatecznie jej metoda pomagała mu na tyle, aby potrafił powrócić do snu. Nie miał niestety pojęcia jak zapobiec nawracaniu tego, przez co jeszcze boleśniej odczuwał brak szamanki. Ona na pewno wiedziałaby, co zrobić w tej sytuacji.
Oprócz nieobecności kogoś, kto mógłby obdarzyć go zbawienną radą, okropnie wyraźny był dla kocura także brak kogoś bliskiego przy sobie. Już samo fizyczne towarzystwo Kuklika ogromnie pomagało mu w wysypianiu się. Nieustannie chodził wykończony po śmierci partnera, dopóki po paru, ciężkich księżycach, nareszcie bardziej nie przystosował się do spania samemu. Niestety podczas wędrówki z Mirabelką ponownie przyzwyczaił się do ciepła drugiej osoby, szybciej niż chciałby przyznać. Spali obok siebie, aby się nie wyziębić i Agrest nawet nie zauważył, ile to wówczas dawało mu komfortu. Teraz jednak ten okres dobiegł końca i musiał ponownie się przystosować do nowych warunków…
Poza tym jednym aspektem nie tęsknił jednak za życiem samotniczym, czego na początku się obawiał. Zbyt duża siedziała w nim wtedy niepewność, czy aby na pewno wrócą. Za bardzo czuł się jak niepotrzebny balast, kiedy to przez jego słabą kondycję fizyczną cały czas musieli się zatrzymywać w trakcie drogi. Tutaj natomiast mógł drzemać, ile chciał i nie czuł się za to winny.
Wręcz przeciwnie, dzięki poddawaniu się temu nieodpartemu pragnieniu, miał wrażenie, jakby wreszcie słuchał się swojego ciała. Organizm ewidentnie był mu za to wdzięczny, bo bolesne napięcie z jego mięśni po kilku dniach od zmiany rangi zupełnie zniknęło, co jeszcze dodatkowo pomogło mu się zrelaksować pod względem psychicznym.
Doceniał także Wszechmatkę za obdarowanie go współlokatorką. Przed odejściem do starszyzny jakoś nie zdarzyło mu się dłużej porozmawiać z Jarząb, a teraz zyskał do tego idealną okazję. Jeszcze było za wcześnie, żeby cokolwiek stwierdzać, ale kotka zdawała się naprawdę miła i do tego wręcz trochę niezwykła. Miał nadzieję, że uda się im zaprzyjaźnić, mimo co najmniej późnego wieku do zaczęcia takiej relacji.
Cały się rozpromienił, kiedy pierwszy raz do ich legowiska weszła Daglezjowa Igła. Nie spodziewał jej się tutaj, a już na pewno nie po tak krótkim czasie od jego rezygnacji. I do tego przyniosła mu coś do przekąszenia!
Rdzawa rozłożyła się przy nim, owijając swój ogon wokół łap.
— Postanowiłam sprawdzić, jak się czujesz, jak tam zdrowie. Dziś mamy wyjątkowo dżdżysty dzień. Słyszałam, że w kiepską pogodę pobolewają stawy. Mam nadzieję, że ciebie to omija.
— Och, to niezmiernie miło z twojej strony. — Uśmiechnął się ciepło. — Szczerze to obawiałem się, że gdy już zwalą się na ciebie obowiązki przywódczyni, to o mnie zapomnisz — wyznał od razu, dopiero po chwili orientując się, jak smutno to zabrzmiało. Chrząknął niezręcznie, za żadne skarby nie chcąc uzyskać reputacji biednego, opuszczonego staruszka. Zamierzał być właśnie takim pozytywnym, z dystansem do siebie dziadkiem! — To znaczy, żartuję oczywiście! Bardziej miałem na myśli, iż znalezienie na mnie czasu jest dla ciebie teraz zrozumiale trudniejsze. Ale po twojej dzisiejszej wizycie widzę, że nie mam się o co martwić!
— Ależ oczywiście! — zamruczała. — Dobra organizacja czasu to dla mnie żaden problem. — Wypięła dumnie pierś. Zaraz natomiast zerknęła na niego z wyrazem większej powagi. — Zapomnieć to o tobie byłoby trudno, Agreście. Twoje zasługi z pewnością na długo zostaną w pamięci Owocowego Lasu. O to możesz być spokojny.
Czekoladowy parsknął na to cicho z dodatkową nutą melancholii. Rzeczywiście nie miał wątpliwości, że niektóre jego odpały zapiszą się we wspomnieniach sporej ilości kotów, nie pozostawiając miejsca na brak opinii. Słowa rudej przyniosły mu jednak trochę ulgi, iż nie tylko te negatywne aspekty jego władzy zostaną zapamiętane. Właściwie jak myślał o tym w całości… to chyba nie było tak źle, prawda? Sam znacznie bardziej preferował rangę zwykłego wojownika, ale mimo to jako przywódca udało mu się zapobiec powtórce koszmarów ze swojego dzieciństwa. Nie dopuścił do masowych morderstw, w razie zagrożenia wprowadzał zasady zwiększające bezpieczeństwo, nie doprowadził do poważnych konfliktów międzyklanowych, a nawet zawiązał trwały sojusz z jednym z nich – czyli wszystko, czego nie potrafili zapewnić Owocowemu Lasowi jego poprzednicy.
I aktualnie stwierdził, że tylko to się dla niego liczyło.
— Co za ulga — zaśmiał się, po części odpowiadając na jej słowa, po części na własne myśli.
Siedzieli przez moment w ciszy, dopóki staruszek nie dostrzegł wyczekującego wzroku liderki. Zaraz, zaraz.
— Chwilka, pytałaś mnie o coś jeszcze? — Zmarszczył czoło w zdezorientowaniu. Coś zaczynało mu świtać, że poruszyła jeszcze jakiś temat, ale za nic nie mógł sobie wygrzebać z umysłu, co takiego to było.
— Ach, miałam tylko nadzieję, że nic ci nie dolega w tak deszczowy dzień!
— O, tak, tak, faktycznie! — powtórzył z entuzjazmem, jakby właśnie odkrył jedną z tajemnic wszechświata. — Cóż, tym razem na moje nieszczęście, ból stawów także o mnie nie zapomniał — zażartował, zaraz trochę się zawstydzając. — Ale to nic takiego! Nie jest to też najgorszy ból ze starości, jaki mi się przytrafił, wiesz…
Daglezjowa Igła przyjrzała się mu uważnie.
— W takim razie może wolisz porozmawiać o czymś przyjemniejszym? — zaproponowała, zapewne dostrzegając jego zakłopotanie.
Starszy często przeklinał siebie za to, że z jego pyska tak łatwo było odczytać emocje, jednak na szczęście miało to też swoje plusy.
— Chętnie — odetchnął, uświadamiając sobie, że nawet nie ugryzł ani kęsa zwierzyny przyniesionej przez pointkę. Wgryzł się więc w żołędnicę, naprawiając swój błąd. Wąsy aż uniosły mu się z uciechy, jak tylko poczuł smak świeżego mięska na języku. — Jeju, jest przepyszny! Naprawdę wiesz, jak kogoś uszczęśliwić, Daglezjowa Igło.
Wibrysy pointki zadrgały.
— No ba, nie bez powodu wybrano mnie przywódczynią!
Agrest parsknął na to życzliwym chichotem, niebawem słysząc, jak ruda również się do niego dołącza. No przecież, teraz to było wręcz jej zadanie, żeby dbać o samopoczucie innych!
Radosny moment przerwał jednak dźwięk przy wejściu do legowiska. W osobie stojącej naprzeciw bicolor rozpoznał Lśniącą Tęczę. Zaciekawiony zastrzygł uszami.
— Daglezjowa Igło, jest sprawa do omówienia — oznajmił z jak zwykle kamiennym wyrazem twarzy. — Pilna.
Liderka przewróciła oczami, powoli podnosząc się z ziemi. Czekoladowemu zrobiło się szkoda, że musiała już iść, ale wiedział, iż postępowała słusznie. Sprawy klanowe były znacznie istotniejsze niż rozmowa z ekscentrycznym staruszkiem.
Mimo chwilowego smutku, po tym jak dwójka opuściła krzew kaliny, uprzednio żegnając się z nim, kocur uniósł wysoko ogon.
Zabawnie patrzyło się na to wszystko z perspektywy księżyców. Daglezjowa Igła, niegdyś nowa członkini ich społeczności, którą ze względu na pochodzenie nie akceptowała część kotów, obecnie stała przed nim jako pełnoprawna przywódczyni Owocowego Lasu, wybrana większością głosów obywateli. Dopiero co jako zastępca zmartwiony pytał ją o samopoczucie w ich grupie, dopiero co wojowniczka wspomniała mu o nazywaniu jej zdrajczynią i szpiegiem, przez co poniektórych. Jednocześnie, mimo tych wszystkich przeciwności, kotka nigdy nie spędzała czasu, żaląc się nad swoim losem. Skupiła się na ciężkiej pracy, wierząc, że jest w stanie zmienić nieprzychylną reputację. I rzeczywiście to się jej udało. Ostatnie wydarzenia tylko uwydatniły, jak wiele osiągnęła od momentu przybycia w to miejsce. Obserwowanie całego procesu jej ewolucji było prawdziwie inspirujące.
Przykład Daglezjowej Igły z hukiem zamykał całą dyskusję na temat honoru osób przybyłych z zewnątrz. Udowadniał, że koty nieurodzone w sadzie potrafiły być niekiedy nawet bardziej Owocniakami, niż Owocniacy z tradycyjnej definicji: zbyt zaślepieni strachem, żeby dbać o to, co w Owocowym Lesie najważniejsze – wspólnotę.
Na pysku Agresta zawitał szeroki uśmiech.
Był z niej dumny.
***
— Wiesz, myślę, że to rzeczywiście mi pomogło — wydusił z siebie, wykonując koci grzbiet. — Bez regularnych spacerów na pewno nie byłbym w stanie tyle przejść. Te ćwiczenia, co mi zaleciła Witka, chyba też pozytywnie wpłynęły na moją sprawność. Wiadomo, nie zdziałały cudów, ale to zawsze coś.
— Dobrze to słyszeć — mruknęła z namysłem Świergot, która obecnie doradzała mu, jakie pozycje przyjmować. — Właśnie zaobserwowałyśmy jakiś czas temu, że im więcej się ruszamy, tym lepiej się czujemy i rzadziej dopadają nas bóle. — Zerknęła na legowisko medyka. — Sądzę, iż należy to rozpowszechnić, skoro u ciebie także się sprawdziło.
— Och, w takim razie powodzenia! To dobry pomysł — zachęcił ją, kładąc ramiona jak najdalej od siebie i jednocześnie odchylając się do tyłu, zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami. Swój wzrok przeniósł łapy, kiedy przypomniał sobie inny powód, dla którego chciał spotkać się z szamanką. — Jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałbym poruszyć.
Liliowa zastrzygła uchem.
— Co takiego?
— Uhm, co się stało z Jarzębinką? — poruszył się niespokojnie, po powrocie do postawy stojącej. — Nie widziałem jej ani razu, odkąd odszedłem szukać Mirabelki. Mogłem się spytać Jarząb, ale, no wiesz, wolałem nie…
Cętkowana westchnęła ciężko, podczas gdy na jej czoło wkradła się posępna zmarszczka. Milczała przez chwilę, dopóki nie wykrztusiła:
— Nie żyje.
Mimo częściowego spodziewania się takiej odpowiedzi mometalnie zaschło mu w gardle.
— J-jak… jak?
— Atak drapieżnika. Nie wiemy jak ani dlaczego znalazła się poza obozem.
Agrest zacisnął powieki z bólem. Pamiętał jeszcze, jak na swoim ostatnim zgromadzeniu wziął ją na skałę liderów, a ona podziwiała widok z entuzjazmem. Mało kto zresztą emanował tak pozytywną energią i przyjaznym nastawieniem jak uczennica.
„Przynajmniej podczas pobytu tutaj miała kochającą rodzinę. Przynajmniej zdążyła spełnić jedno ze swoich marzeń” – powtarzał sobie w myślach, starając się po raz kolejny nie stracić wiary w sens egzystencji każdej osoby. Nic jednak nie było w stanie złagodzić niemiłosiernie kłującego uczucia w żołądku, kiedy roztrząsał to wszystko w swoim umyśle. Podczas jego nieobecności zgasł promyk Owocowego Lasu.
W jednej chwili stracił wszystkie chęci, żeby wykonywać jakiekolwiek ćwiczenia. Świergot natomiast nadal stała przy nim, więc nie chcąc jej zawieść, zdecydował się zrobić jeszcze jedno i udać się na krótki spacer, aby móc przeprocesować to wszystko.
Podnosił łapy, jedną, po drugiej, dopóki w trakcie stopniowo nie zaczął czuć się znacznie słabiej, niż przed uderzeniem serca. Zignorował to, myśląc, że zaraz mu przejdzie, jednak niepokojące zjawisko tylko przybierało na sile. Uczucie duszności wypełniło jego płuca. Z tego powodu zupełnie zaprzestał ruchu i usiadł, instynktownie pochylając głowę w dół.
— Agreście, wszystko w porządku? — zapytała szamanka, natychmiastowo wyłapując, iż coś jest na rzeczy.
Starszy szybko pokręcił głową, nieruchomo wpatrując się w trawę pod jego poduszkami.
— Zaprowadzę cię do Witki. — Liliowa bez wahania podjęła decyzję, stając przy jego boku. — No dalej, dasz radę — dodała, widząc, że kocurowi nie spieszyło się do wykonania choćby kroku.
Czekoladowy na te słowa ruszył przed siebie, oddychając ciężko.
*Przed masakrą*
Nigdy wcześniej nie miał czasu na słuchanie plotek, aż do teraz. Owocowy Las wręcz zawrzał od najnowszej wieści o przypuszczalnym romansie pomiędzy… jego dwoma byłymi zastępcami. Osobiście zaskoczyły go takie domysły. Sam wcześniej jakoś w ogóle tego nie dostrzegał, ale im dłużej o tym mówiono, tym bardziej zaczynał się zastanawiać, czy to po prostu z nim nie było coś nie tak. Zresztą, on nigdy nie miał dobrego wyczucia w takich sprawach. Zupełnie zaskoczyła go wieść o romansie Mrocznej Gwiazdy z Grzybową i twierdzenia, że srebrna przywódczyni Klanu Nocy chciała z nim coś więcej…
Prawdziwa czy nieprawdziwa, wiedział, jak to jest być ofiarą plotek o własnym życiu prywatnym. Ani trochę nie zazdrościł aktualnej przywódczyni.
— Wiesz, ja też doświadczyłem czegoś podobnego — zaczął, podczas jednej z konwersacji, chcąc okazać jej wsparcie. — Nie mam pojęcia dlaczego, kiedy stajesz się liderem, to reszta kotów nagle zaczyna się interesować twoim życiem romantycznym. — Skrzywił się na tamte wspomnienia. — To może się przecież kiedyś źle skończyć! Nikt nie powinien się w takie coś angażować.
Źrenice Daglezjowej Igły się rozszerzyły.
— Nie wierzę — sapnęła, jakby właśnie spadł jej z nieba. — Agreście, jesteś dosłownie pierwszą osobą, która mnie rozumie. Co za ulga!
— Tak... — wymamrotał, łapy trzymając blisko klatki piersiowej. — Dla mnie to było też dodatkowo niekomfortowe pod względem, że wówczas miałem Kuklika jako partnera. I oczywiście nikt nie wziął tego pod uwagę, rozpuszczając tę plotkę. Wyobrażasz to sobie? Przez to gadanie biedny zaczął się martwić, czy ja nadal go kocham…
— Mysie móżdżki — prychnęła z pogardą pointka.
— Dosłownie! — zgodził się z oburzeniem. — Ja jedynie odmrugnąłem Śnieżnej Gwieździe i już uznano to za jakiś znak. Gdy ja po prostu nie wiedziałem, czego ona ode mnie chce! No i postanowiłem, iż odwzajemnię, bo chyba lepiej odpowiedzieć niż nie. Nie chciałem brakiem szacunku zerwać nici porozumienia między nami. Nie moja wina, że nigdy nie byłem tak zręczny politycznie jak Komar… — Pokręcił głową. — Tę pogłoskę z Kamień to już trochę bardziej jestem w stanie zrozumieć, bo byliśmy fizycznie blisko, ale takie coś też nie od razu oznacza więzi romantycznej — podkreślił, niedługo po tym pesząc się, kiedy zdał sobie sprawę, ile mówił. — Przepraszam. Nie powinienem był się tak rozgadywać o mnie, kiedy to ty obecnie znajdziesz się w trudnej sytuacji.
Ruda machnęła ogonem.
— Nie musisz przepraszać. Wolę słuchać o okropieństwie, które nie jest już dłużej aktualne — westchnęła dramatycznie.
— Och… no tak. Mam nadzieję, że to też przeminie. — Zaskrobał pazurem w ziemi. — W każdym razie, chciałbym, abyś wiedziała, iż rozumiem, co czujesz. I niezależnie od tego, czy to, co mówią, jest prawdą, jestem po twojej stronie. — Zdziwił się, gdy w morskich oczach swojej rozmówczyni ujrzał błysk zaskoczenia. Może powinien jeszcze raz zapewnić kotkę o braku oceny z jego strony? — O to nie musisz się martwić. Lubię i akceptuję cię nieważne co.
<Moja miłość wobec ciebie jest bezwarunkowa, Królowo>
To opowiadanie wspaniale pokazuje, jak ważne jest zrozumienie własnych ograniczeń i zaufanie innym. Podziwiam głębię emocjonalną postaci i sposób, w jaki zostały przedstawione ich relacje.
OdpowiedzUsuń<3
Usuń