Roztaczało się przed nim wielkie, otwarte niebo. Szeroka głębina, tak bardzo, że nie sposób jej było całej objąć wzrokiem, a co dopiero pomarzyć o objęciu jej ramionami. Gwiezdna otchłań tak głęboka, tak mroczna i nieprzenikniona, a jednocześnie nie sposób od niej było odwrócić wzroku. Pociągająca niewiadoma, ta tajemnica która kusi swoim bytem. Kiedyś chyba lubił patrzeć w tą przestrzeń. Tracić czas, wpatrując się w górę, wyciągając łapy, jakby był w stanie chwycić gwiezdną materię. Podobne uczucie budziły w nim burzowe wały, potężne chmury niosące za sobą języki piorunów. Było coś hipnotyzującego w ich niebezpiecznym a jednocześnie pięknym wyglądzie. Niestety ich wizja, podobnie jak wizja nieba-szybko zniknęła. Istniała może gdzieś w tyle głowy, jednak była jak sen - znikała nad ranem. Dlatego teraz, gdy tak siedział na "lekcji", lekko panikował. Miał się uczyć o gwiazdach, o tej pięknej kopule nad głową, o konstelacjach by potem przekazać swoją wiedzę dalej. Oczywiście, słuchał Wędrującego nieba, jednak jednocześnie myślał, co on tu tak właściwie robi. Uszami poszukał obecności Lotosowej Łapy, który też uczestniczył w zajęciach. On na pewno nie będzie miał problemu, a nawet będzie mu łatwiej ze względu na swoją wrażliwość na słońce. Zastanawiał się, dlaczego Biały i Wróżka również nie poszli na poetów, w końcu byłoby to w sam raz dla nich. Byli w końcu specjalni! Chociaż inni twierdzili inaczej... Ale chyba Wędrujące Niebo nie poradziłby sobie z całą czwórką uczniów, gdyż z tego co mu powiedziano, Salamandra nie nadawała się na nauczyciela przez niemożność mowy. Z resztą, sam się jej trochę bał.
Tak czy inaczej, Księżycowi zostało iść bardziej w poetę. Wiedział gdzie trafi i wcale mu to na chwilę obecną nie przeszkadzało, chociaż nie był pewny jak to będzie postrzegał klan. Ewentualnie wrzucą go do innej roli. Dusza gdzieś w środku jego ciała wydała paskudny, zmęczony jęk. Da radę... chyba.
- Księżycowa Łapo - znajomy głos który od jakiegoś czasu nawijał monotonnym głosem teraz zmienił ton, wprawiając kocurka w zawał serca. O mało nie usnął! Niemal spał. Oczy mu ciążyły, mózg się rozlewał i topił, a teraz nagle został wybudzony z tego stanu.
- Co? ... Znaczy, tak?
- Rozmyślałem przez jakiś czas nad tobą i chyba mam pewien pomysł, który możesz wykorzystać, by było ci łatwiej w znalezieniu kierunków.
- O - wydobyło się krótko z jego pyszczka. Mieli wbudowane jakieś pojęcie o kierunkach świata w głowę, wiedział to, sam czuł gdzie ma iść i kierunki mu się nie myliły, jednak często o nich zapominał. Doceniał więc troskę i nie chciał psuć momentu przez wspomnienie o czymś tak prostym.
- U góry więc, na zewnątrz jak i tutaj, wybrałem kilka kamieni czy gałęzi. Tu, na dole, znajduje się gałąź. Chodź, pokażę ci. - głos jak i odgłos kroków się oddaliły, a Księżyc podążył zaraz za nimi, zatrzymując się obok mentora, który kontynuował swoją wcześniejszą wypowiedź - Jeśli teraz wyciągniesz łapę, tak, trochę do przodu i w dół, dokładnie, to poczujesz gałąź pozbawioną kory. Nie jest ona wielka, jednak została wciśnięta pomiędzy kamienie tak, żeby się nie ruszała. Jej bardziej cienki, rozgałęziony na dwa koniec, wskazuje południe. Po drugiej stronie masz północ, po prawej, gdzie wystaje ta gałązka, jest zachód, natomiast ta gładka to wschód. "Widzisz"?
Młodziak badał uważnie gałąź łapami. Rzeczywiście, było tak, jak powiedział Wędrujące Niebo, dlatego kiwnął głową na potwierdzenie.
- Od góry zawsze znajduje się najjaśniejsza, polarna gwiazda, łatwo ją zobaczyć, dlatego wystarczy wskazać mniej więcej słownie jej walory. Do reszty wystarczy teoria a razem z tą gałęzią będę w stanie ci ją mniej więcej przekazać. Myślałeś już co możesz zrobić, jeśli chcesz wskazać jakiś kierunek gwiazd na niebie?
- Nie bardzo - przyznał, kręcąc głową - Myślałem, że Lotos się tym zajmie, albo Wróżka mi powie...
- Też jest to rozwiązanie, używać czyichś oczu, jednak postaraj się przyzwyczaić do używania charakterystycznych punktów, które sam możesz też wybrać. Zakładanie, że ktoś zawsze będzie w pobliżu może być zgubne.
- Dobrze... - mruknął jedynie, odkładając łapę na ziemię. Będzie musiał wszystko wyklepać na pamięć, co? Wędrujące Niebo zniknął, zostawiając go samego wraz z Czuwającą Salamandrą, której kroki rozległy się w pomieszczeniu. Nie zatrzymała się, jednak kocur mógł śmiało stwierdzić, że obrzuciła go krótkim spojrzeniem.
Tak czy inaczej, Księżycowi zostało iść bardziej w poetę. Wiedział gdzie trafi i wcale mu to na chwilę obecną nie przeszkadzało, chociaż nie był pewny jak to będzie postrzegał klan. Ewentualnie wrzucą go do innej roli. Dusza gdzieś w środku jego ciała wydała paskudny, zmęczony jęk. Da radę... chyba.
- Księżycowa Łapo - znajomy głos który od jakiegoś czasu nawijał monotonnym głosem teraz zmienił ton, wprawiając kocurka w zawał serca. O mało nie usnął! Niemal spał. Oczy mu ciążyły, mózg się rozlewał i topił, a teraz nagle został wybudzony z tego stanu.
- Co? ... Znaczy, tak?
- Rozmyślałem przez jakiś czas nad tobą i chyba mam pewien pomysł, który możesz wykorzystać, by było ci łatwiej w znalezieniu kierunków.
- O - wydobyło się krótko z jego pyszczka. Mieli wbudowane jakieś pojęcie o kierunkach świata w głowę, wiedział to, sam czuł gdzie ma iść i kierunki mu się nie myliły, jednak często o nich zapominał. Doceniał więc troskę i nie chciał psuć momentu przez wspomnienie o czymś tak prostym.
- U góry więc, na zewnątrz jak i tutaj, wybrałem kilka kamieni czy gałęzi. Tu, na dole, znajduje się gałąź. Chodź, pokażę ci. - głos jak i odgłos kroków się oddaliły, a Księżyc podążył zaraz za nimi, zatrzymując się obok mentora, który kontynuował swoją wcześniejszą wypowiedź - Jeśli teraz wyciągniesz łapę, tak, trochę do przodu i w dół, dokładnie, to poczujesz gałąź pozbawioną kory. Nie jest ona wielka, jednak została wciśnięta pomiędzy kamienie tak, żeby się nie ruszała. Jej bardziej cienki, rozgałęziony na dwa koniec, wskazuje południe. Po drugiej stronie masz północ, po prawej, gdzie wystaje ta gałązka, jest zachód, natomiast ta gładka to wschód. "Widzisz"?
Młodziak badał uważnie gałąź łapami. Rzeczywiście, było tak, jak powiedział Wędrujące Niebo, dlatego kiwnął głową na potwierdzenie.
- Od góry zawsze znajduje się najjaśniejsza, polarna gwiazda, łatwo ją zobaczyć, dlatego wystarczy wskazać mniej więcej słownie jej walory. Do reszty wystarczy teoria a razem z tą gałęzią będę w stanie ci ją mniej więcej przekazać. Myślałeś już co możesz zrobić, jeśli chcesz wskazać jakiś kierunek gwiazd na niebie?
- Nie bardzo - przyznał, kręcąc głową - Myślałem, że Lotos się tym zajmie, albo Wróżka mi powie...
- Też jest to rozwiązanie, używać czyichś oczu, jednak postaraj się przyzwyczaić do używania charakterystycznych punktów, które sam możesz też wybrać. Zakładanie, że ktoś zawsze będzie w pobliżu może być zgubne.
- Dobrze... - mruknął jedynie, odkładając łapę na ziemię. Będzie musiał wszystko wyklepać na pamięć, co? Wędrujące Niebo zniknął, zostawiając go samego wraz z Czuwającą Salamandrą, której kroki rozległy się w pomieszczeniu. Nie zatrzymała się, jednak kocur mógł śmiało stwierdzić, że obrzuciła go krótkim spojrzeniem.
┈◦☽⭒┈𝄪⚪𝄪┈⭒☾◦---
Najpierw myślał, że to tylko przywidzenia, jednak szybko odbił od siebie tą myśl. Dokładnie tej jednej, księżycowej nocy, kiedy delikatne, srebrzyste światło przebijało się przez gałązki w legowisku. Małe drobinki światła łączyły się, migotały i tańczyły, gdy listki zmieniały swoje położenie. Przez głowę kocura przeszła krótka myśl, że chyba już czas, by załatać dziury w legowisku, uszczelnić wszystko, by przygotować się na zimę. Nie to było jednak najbardziej konfundujące. Spał. Wiedział, że spał, ale jednak wszystko dookoła widział. Właśnie. Widział. Gdzieś się unosił, czuł się tak lekko i swobodnie, tak miło, że w pierwszej chwili nie zareagował. Przyjął tylko stan rzeczy taki, jaki był, pozwalając, by go gdzieś poniosło. Nie wydawało się wcale niebezpieczne, to coś, co go tak jakby za łapy przednie złapało i zapraszało do wspólnego tańca. Może jakieś zjawy, może to księżyc wyciągał swoje promienie lodowe i zapraszał na zabawę? Coś jednak mu w oku mignęła, jakaś sierść srebrzysta. Skierował ku temu czemuś wzrok, nagle otwierając szerzej oczy. Stworzenie jakieś, śpiące spokojnie na boku, jakby martwe, nieruchome. Przez chwilę chciał krzyknąć przestraszony o pomoc, że ktoś umarł, trzeba zareagować, powiadomić dorosłego! Gdy się jednak bliżej przyjrzał, klatka piersiowa kota owego się uniosła z lekka. Oddycha, wcale nie martwy, a jednak nie całkiem żywy się zdawał. Rysy jakieś znajome, jakaś mgiełka srebrzysta go z owym ciałem łączyła. Czyżby to on był? Realizacja lodowa uderzyła w niego gwałtownie, jakby zachłysnął się powietrzem, machnął łapami, a w następnej chwili obudził się z chłodem pod skórą i sercem próbującym wyrwać się z piersi. Co to, sen? Czyżby doświadczył snu o śmierci? Ale wydawał się taki realny, wciąż jeszcze widział tak wyraźnie swoje rysy... Mimowolnie dotknął łapą swojego pyska, badając go dokładnie podczas pokracznego siedzenia na swoim posłaniu, długo jeszcze nie mogąc zasnąć, a gdy już się mu to udało nad ranem, przespał może z godzinę, zanim go obudzono i postawiono na nogi. Jednak kiedy już emocje opadły, przyszła pora na zmęczenie a uderzyło ono z całkiem sporą, agresywną siłą, przypominając Księżycowi o tym, dlaczego sen jest ważny. Głowa go bolała, czuł gryzące, wewnętrzne zmęczenie a oczy zdawały się suche. Naprawdę żałował, że nie mógł ich polizać. Przetarł pysk łapą, ziewając potężnie. Oh Gwiezdni, czym się tam przejmował?
- Ojej, walczyłeś podczas tego snu? Poczekaj chwilkę.
- Ha? - czyjaś miękka łapa zetknęła się z jego czołem, po czym przejechała w tył zgarniając wszystkie roztrzepane kłaki z jego czoła do tyłu, przy okazji zabierając ze sobą resztę głowy, która nie stawiając oporu, odchyliła się do tyłu. Wróżka... może opowiedzieć o śnie Wróżce? Zawsze słuchała jego dzikich wizji sennych, opierających się głównie na czuciu i głosach, jednak ten był inny, a ulatniał się z jego głowy teraz strasznie szybko i musiał się skupić na uczuciu oraz wizji, by nie zniknął całkowicie. A wyglądał rzeczywiście jak gdyby przez huragan przeszedł. Futro po części było pozlepiane, po części sterczące, oczy na wpół przymrużone i śpiące, w dodatku posiadające wielkie wory pod sobą. Jego czub głowy, zanim Wróżka zabrała się do jego ogarnięcia, idealnie wołał: jestem bezdomnym, myłem i nie czesałem się od czasów narodzin. Na moment odpłynął, a gdy znów się ocknął, Wróżka brała się za czesanie ogona srebrnego, co na moment, o dziwo, jakoś go zirytowało.
- Zostaw, nie trzeba - mruknął, strącając jej łapę ogonem i otrzepując się ze snu, burząc przy tym część jej pracy. - Mam wrażenie, że mnie ostatnio sny prześladują.
- Może to jakiś znak... chcesz powiedzieć o nich Lotosowi?
- Może później... - mruknął, rozciągając się krótko. Pewnie powiedziałby mu prędzej czy później jeśli będzie się nudził podczas treningu.
- Mi możesz opowiedzieć też, w drodze nad oko!
- Oko? Czemu? Wędrujące Niebo chciał żeby tam iść?
- Nie. Dostałam chwilę wolnego i myślę, że Wędrujące Niebo też może ci na moment odpuścić. Mijałam ostatnio na treningu takie ładne liście... chciałabym je zebrać. Wybierzemy się z patrolem Szafirkowego Wiatru i wyprosiłam chwilkę o zatrzymanie się w tamtym punkcie. Pomyśl tylko, można z tego zrobić takie ładne ozdoby na futro i na obóz... - kocur nie spierał się zbytnio. Spędzenie czasu z Wróżką zdawało mu się świetnym pomysłem, jednak i tak najpierw musieli spytać jego mentora o zgodę. Był ciekaw, czy z takich liści dałoby radę zrobić mini las dla ślimaków... może znajdą też kilka martwych owadów?
[1365 słów]
[przyznano 27%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz