— A co? A co to? Jak daleko to jest? A co to właściwie jest? Jest niebezpieczne? Czy są tam dzikie lisy, a może agresywni samotnicy, bezwłosi wyprostowani?
— Co najwyżej głodne wiewiórki i masa wilgotnych kępek trawy, posikanych przez przestraszonych uczniów, którzy poszli tam bez swojego mentora w głuchą noc — odpowiedziała, wyszczerzając się z góry, więc kocur musiał zadrzeć głowę.
— A więc będzie strasznie?
— Ano, będzie całkiem strasznie.
To… Troszkę zniechęciło kota. To nie tak, że się bał, czy coś! Po prostu… iście do “strasznego” miejsca nie brzmiało ciekawie. O! Może dlatego, że brzmiało jak opowiastka do straszenia kociąt. A on już kociakiem nie był! Teraz był już dużym, dojrzałym kocurem, o tak!
— Czemu jest tam strasznie? Ktoś tam umarł i teraz jego dusza błąka się bez celu? A co to w ogóle za miejsce? Ma nazwę? — zapytał za to, aby nie pokazywać niechęci. Gdyby kotka to zobaczyła, kazałaby im wracać do obozu, a tego totalnie nie chciał!
— Jak nie skończysz mielić tym jęzorem i atakować mnie całą lawiną bezsensownych pytań, to nigdy nic ci nie powiem, ty piszczący szczurze. — W jej głosie było słychać śmiech i to nie ten typ wyśmiewający się z czegoś, tylko faktycznego rozbawienia sytuacją.
Kocura zaskoczyło to tak bardzo, że umilkł na chwilę i uspokoił swoje ciągle narwane łapy.
— Już będę cicho... — zapewnił. — Ale odpowiedz!
— Idziemy do Szopy Strachu. — Kojarzył nazwę. Może słyszał kiedyś od Kajzerki, jak jeszcze był malcem, a może Kurka napomknął przy opowiadaniu któregoś z treningów… — Prędzej czy później dowiedziałbyś się o niej od starszych kolegów. Zwłaszcza że pewnie będą chcieli cię zmusić do ciemnego spacerku właśnie do niej, a następnie do spędzenia w niej caaaluuutkiej nocy. — Jej głos zabrzmiał groźnie. Kocur w sumie nie gadał z innymi uczniami, tylko z Kurką, więc kto wie, co tamci mogliby wymyślić! Teraz był wdzięczny, że kotka napomknęła o tym, co mogłoby się stać. — Mi nikt o niej nie powiedział podczas pierwszych treningów, więc kiedy przyszło co do czego, byłam nieźle roztrzepana — przyznała i zerknęła na kocura dumnie. — Ty za to będziesz mieć przewagę i nie obszczasz z trwogi ani jednego ździebełka trawy wokół tej rozpadającej się, podgniłej jaskini kocich jęków i nastroszonych grzbietów. Mam nadzieję, że jest to jasne. Nie przyniesiesz mi wstydu przed swoimi koleżkami, co?
— A skądże! — wystawił dumnie pierś. — Będę tam najlepszy z tych wszystkich kotów. Ja, Guziczek Wielki, nie boję się niczego!
— No to w drogę, Guziczku Wielki — parsknęła śmiechem.
Szli w ciszy, chociaż kocur miał w głowie nadal pełno pytań. No bo co niby miał zrobić, żeby być najlepszym z kotów? I jakby tu dopiec Czerwcowi? No i jak to będzie wyglądać, jak będzie już oficjalnym zwiadowcą? Ciekawe czy sam będzie miał swojego ucznia… Jeśli kiedykolwiek by go dostał, to w życiu nie będzie tak nudny, jak Miłostka! Od razu weźmie go na drzewa, czy po prostu zacznie uczyć ważnych rzeczy! A nie będzie sobie łazić z nim albo może nią, po obozie i nawet nie odpowiadać na jego pytania. Będzie najlepszym nauczycielem! Ale nie aż tak dobrym… Przecież nie mógłby pozwolić, aby ktokolwiek go przewyższył, to on musiał być najlepszy z kotów. Przemyślenia te przerwał widok starej, rozpadającej się szopy. Co w niej niby miało być takiego strasznego?! Chyba tylko obrzydzający zapach. Zerknął na mentorkę, jakby wyczekując tej strasznej historii. Bo on nawet i w ciemności by się tego nie przestraszył, chociaż to i tak było wiadome. Guziczek przecież nie bał się niczego!
— Co najwyżej głodne wiewiórki i masa wilgotnych kępek trawy, posikanych przez przestraszonych uczniów, którzy poszli tam bez swojego mentora w głuchą noc — odpowiedziała, wyszczerzając się z góry, więc kocur musiał zadrzeć głowę.
— A więc będzie strasznie?
— Ano, będzie całkiem strasznie.
To… Troszkę zniechęciło kota. To nie tak, że się bał, czy coś! Po prostu… iście do “strasznego” miejsca nie brzmiało ciekawie. O! Może dlatego, że brzmiało jak opowiastka do straszenia kociąt. A on już kociakiem nie był! Teraz był już dużym, dojrzałym kocurem, o tak!
— Czemu jest tam strasznie? Ktoś tam umarł i teraz jego dusza błąka się bez celu? A co to w ogóle za miejsce? Ma nazwę? — zapytał za to, aby nie pokazywać niechęci. Gdyby kotka to zobaczyła, kazałaby im wracać do obozu, a tego totalnie nie chciał!
— Jak nie skończysz mielić tym jęzorem i atakować mnie całą lawiną bezsensownych pytań, to nigdy nic ci nie powiem, ty piszczący szczurze. — W jej głosie było słychać śmiech i to nie ten typ wyśmiewający się z czegoś, tylko faktycznego rozbawienia sytuacją.
Kocura zaskoczyło to tak bardzo, że umilkł na chwilę i uspokoił swoje ciągle narwane łapy.
— Już będę cicho... — zapewnił. — Ale odpowiedz!
— Idziemy do Szopy Strachu. — Kojarzył nazwę. Może słyszał kiedyś od Kajzerki, jak jeszcze był malcem, a może Kurka napomknął przy opowiadaniu któregoś z treningów… — Prędzej czy później dowiedziałbyś się o niej od starszych kolegów. Zwłaszcza że pewnie będą chcieli cię zmusić do ciemnego spacerku właśnie do niej, a następnie do spędzenia w niej caaaluuutkiej nocy. — Jej głos zabrzmiał groźnie. Kocur w sumie nie gadał z innymi uczniami, tylko z Kurką, więc kto wie, co tamci mogliby wymyślić! Teraz był wdzięczny, że kotka napomknęła o tym, co mogłoby się stać. — Mi nikt o niej nie powiedział podczas pierwszych treningów, więc kiedy przyszło co do czego, byłam nieźle roztrzepana — przyznała i zerknęła na kocura dumnie. — Ty za to będziesz mieć przewagę i nie obszczasz z trwogi ani jednego ździebełka trawy wokół tej rozpadającej się, podgniłej jaskini kocich jęków i nastroszonych grzbietów. Mam nadzieję, że jest to jasne. Nie przyniesiesz mi wstydu przed swoimi koleżkami, co?
— A skądże! — wystawił dumnie pierś. — Będę tam najlepszy z tych wszystkich kotów. Ja, Guziczek Wielki, nie boję się niczego!
— No to w drogę, Guziczku Wielki — parsknęła śmiechem.
Szli w ciszy, chociaż kocur miał w głowie nadal pełno pytań. No bo co niby miał zrobić, żeby być najlepszym z kotów? I jakby tu dopiec Czerwcowi? No i jak to będzie wyglądać, jak będzie już oficjalnym zwiadowcą? Ciekawe czy sam będzie miał swojego ucznia… Jeśli kiedykolwiek by go dostał, to w życiu nie będzie tak nudny, jak Miłostka! Od razu weźmie go na drzewa, czy po prostu zacznie uczyć ważnych rzeczy! A nie będzie sobie łazić z nim albo może nią, po obozie i nawet nie odpowiadać na jego pytania. Będzie najlepszym nauczycielem! Ale nie aż tak dobrym… Przecież nie mógłby pozwolić, aby ktokolwiek go przewyższył, to on musiał być najlepszy z kotów. Przemyślenia te przerwał widok starej, rozpadającej się szopy. Co w niej niby miało być takiego strasznego?! Chyba tylko obrzydzający zapach. Zerknął na mentorkę, jakby wyczekując tej strasznej historii. Bo on nawet i w ciemności by się tego nie przestraszył, chociaż to i tak było wiadome. Guziczek przecież nie bał się niczego!
<Miłostko?>
[600 słów]
[przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz