Uważała Stokrotkę za brudną i brzydką istotę. Jak się okazało, nie tylko z zewnątrz taka była.
Na własne oczy zobaczyła do czego są zdolne potwory. To były bestie, z którymi żaden kot nie miał szans, nie ważne czy był rudy czy nie. Że też chciała z nimi nawiązywać sojusz, głupia była. Jak nic skończyłaby tak samo jak młodsza kotka.
Stała tuż za Gepardzim Mrozem, która jako pierwsza zbliżyła się do małej uczennicy, czy też tego co z niej zostało. Zmrużyła oczy, starając się wyprzeć z głowy to, że ciało vanki jeszcze parę uderzeń serca było jeszcze żywe. Ufne zielone oczy doniedawna wpatrującego się w starsza uczennicę teraz pusto wpatrywały się w dal.
Zmartwiona patrzyła się na szynszylowa kotkę, zastanawiając się ile ta widziała. Czy słyszała jak Lwia Łapa straszyła córkę liderki? Chyba nie, nie mogła być świadoma tego, że ruda przyczyniła się do śmierci małej uczennicy. To był nieszczęśliwy wypadek. Tak sobie powtarzała w myślach. Zresztą myślała, że liliowa za nią podąża, a o tym , że tak nie było przekonała się, gdy usłyszała jej krzyki. Było jednak za późno na pomoc.
— Gepardzi Mrozie... — odezwała się cicho przełykając gulę w gardle, czuła jak łapy odmawiają jej posłuszeństwa
Widziała, że mentorka jest w szoku, również tak jak ona. W końcu niedoszła medyczka złapała za kark i ostrożnie zaczęła ciągnąć wiotkie ciałko w stronę Klanu Burzy.
Lew w ciszy wpatrywała się w nieruchomą Stokrotkową Łapę. Czy przez to co powiedziała do rodzeństwa w dniu, w którym znaleziono martwego Ruczaja przypieczętowało los kotki? W końcu powiedziała, że to ona jako kolejny nierudy kot starci życie. I tak się stało. Bo się do tego przyczyniła.
Krzyki młodej kotki sprawiły, że niektórzy z wojowników znajdujących się w okolicy już po chwili znaleźli się przy uczennicy i jej mentorce. Dostrzegła ich wzrok, słyszała szepty. Ktoś się pytał, gdzie jest lis, bo słyszał czyjś przerażony krzyk. Inny ktoś odpowiedział, że nie ma ani śladu lisa, chociażby najmniejszego śladu w postaci jego zapachu na terenach. Mieli rację, lecz również się mylili. Lis, który zabił Stokrotkę siedział wśród nich milcząc.
Umysł rudej już inne myśli zaprzątały. Matka ją zabiję, jak dowie się, że była obecna przy tej tragedii. Miała się w końcu nie wychylać, i też to obiecała kotce, nawet samej Różanej Przełęczy po tym, jak ta wzięła ją na rozmowę. I co wyszło z tego?
Po pysku Lew zaczęły spływać krokodyle łzy. Raz za razem pociągała nosem, aż w końcu jeden z wojowników kazał ją zabrać stąd, mówiąc, że już wystarczająco widziała. Nie protestowała słysząc, że została nazwana kocięciem, nawet jeśli zaraz miała być mianowana. W tej chwili była głupim małym kocięciem, które było niczemu niewinne i tak powinno zostać.
Jeszcze nie tak dawno wybijała siostrze z głowy myśl, że to Iskierka jest potworem. Miała jednak rację. Tylko, że nie tylko ona była potworem, obie nimi były.
Z każdą kolejną chwilą coraz więcej kotów się zbierało, nawet ktoś pobiegł poinformować liderkę o tym co się stało. W tej chwili najbardziej się szylkretki obawiała, która całym sercem nienawidziła. Jednak Różana Przełęcz miała więcej powodów by ją nienawidzić. Gdyby nie ona i jej zabawy, Stokrotkowa Łapa byłaby cała i zdrowa.
Odszukując znajome futro w tłumie, przepchnęła się w jego stronę i dopadła do boku matki, która nie odzywając się nic lekko dotknęła jej pleców łapą. Cicho pisnęła, czując jak wysunięte pazury matki zatapiają się w jej skórze, a rodzicielka się do niej nachyla szeptając jej kilka słów do jej wywiniętego ucha. A ona jedynie przytaknęła, zgodnie z prawdą, chowając swój pysk w jej sierści.
To był nieszczęśliwy wypadek, z którym Lwia Łapa nie miała nic wspólnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz