Leszczynek. Za każdym razem, gdy rozmawiali, miał wrażenie, że wojna domowa i atak Stwórcy nigdy nie miały miejsca. Znów był uczniem i wracali razem z udanego treningu, śmiejąc się i rozmawiając. W progu obozu czekał na nich tata przytulający się do mamy, gawędzący razem z Iglastą Gwiazdą.
Uśmiechnął się do swoich wspomnień. Wiele by dał, żeby wrócić do tamtych czasów. I w pewnym sensie było mu to dane. Spojrzał na swojego mentora, uśmiechając się lekko. Sprawiał wrażenie nieobecnego.
Natrafili na gnijącą wiewiórkę.
- Wszystko dobrze?
- Tak, jest dobrze - głos Leszczynka był spokojny, ale bury miał wrażenie, że nie był z nim do końca szczery. Spuścił łeb. Czas. Postawił między nimi barierę. Cienką, ale dostrzegalną.
Sam przecież też miał swoje tajemnice.
- Dużo mnie ominęło, prawda?
Skinął głową, wskakując za kocurem na pień zwalonego drzewa. Wojownik trafił w sedno.
- Właściwie to... chciałem zapytać jak ci się z Modrzewiem układa, wygląda na szczęśliwego. Tata mówił, że już dawno nie widział na jego mordce takiego uśmiechu od śmierci Sarenki i Słonecznego Zmierzchu.
Rudy zeskoczył na ziemię. Wróblowa Gwiazda poszedł w jego ślady.
Coś ukłuło go w sercu.
- Miło mi to słyszeć - miauknął, uśmiechając się trochę zbyt szeroko. - Układa nam się bardzo dobrze. Modrzewik naprawdę się stara. Czasami to aż zawstydzające, jak bardzo o mnie dba - zażartował. - Lepszego partnera nie mógłbym sobie wymarzyć.
Nie kłamał, prawda?
<Leszczynku? Co ty na to? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz