Jałowek. Spory, szary, pręgowany kociak z białymi łatkami oraz zielonymi oczami. Całkowicie zwyczajny i niewychylający się, czego w sumie teraz żałuje.
Jałowek siedział w żłobku i leżał z głową opartą o przednie łapy, raz po raz przewracając oczami. Nie miał zielonego (czerwonego, żółtego, niebieskiego, każdego innego też nie) co ma robić. W obozie było nudnooooo.
Z całkowitych nudów spojrzał na braciszka Sasanka. Spał. Naprawdę, większego pecha mieć nie mógł. Na pewno zrobił mu to na złość! Wiedział już co zrobi gdy brat łaskawie zechce się obudzić. Nie odezwie się do niego. Nigdy!
Nawet nie chciał się odwracać, bo za nim leżała jego matka, jak zwykle paplająca jakieś zdania w stylu "ale to słońce mnie razi..." lub "w tym żłobku jest tak sucho zaraz uschnę...". Młodziak zdążył się już przyzwyczaić do mamy i jej dziwnego gadania do siebie.
Zerknął w drugą stronę. Tam leżała druga karmicielka, Pszczeli Pyłek. Nie spała, a jedynie patrzyła spod wilka na... w sumie nie wiedział co i nie było to ważne. Ogółem czasem kotka go przerażała.
No, i jeszcze ostatnia atrakcja żłobka, czyli kocięta Pszczelego Pyłku. Były jeszcze małe, więc zbytnio się nimi nie interesował. Ma się interesować dwoma rudymi kulkami futerka które tylko wrzeszczą jak czegoś chcą?
No dobra, może odrobinkę podrosły. I co z tego? Postawiłby milion myszy na to że i tak śpią.
A jednak. Zobaczył jak rudy kociak, Żar wstaje na nogi i po prostu zaczyna sobie dreptać.
— Hej rudasku! — powiedział, podnosząc i kierując w jego stronę głowę. Liczył na jakąś odpowiedź. Nie miał zamiaru dłużej gnić w żłobku.
<Żarze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz