Malec, popchnięty łapami wojownika upadł ponownie. Odwrócił się aby syknąć ostrzegawczo na kocura. W rezultacie bardziej zabrzmiał jak wąż napchany helem. Jałowcowy Świt popchnął go ponownie.
— Ziostaw mnie! — warknął, starając się brzmieć przerażająco. Efekt był odwrotny, urok kocięcego głosiku.
Wojownik tylko spojrzał się na niego z wzrokiem mówiącym "nie mam już na ciebie siły". Natomiast kociak syknął ponownie na niego. Ten brązowobiały wojownik chyba nie rozumie tego, że Jałowek to duży, prawie księżycowy kociak! To bardzo dużo! Potrafi już chodzić i będzie chodzić kiedy mu się zachce!
Jałowcowy Świt wziął go w pysk i zaczął iść w stronę żłobka.
— Jesteś gupi! Gupi! Gupi łajdak!
Miotał się, machał krótkimi łapkami, ale nic to nie dawało. Wojownik nie miał zamiaru go puścić.
Po chwili siedział w żłobku naburmuszony. Matka go lizała po główce ostrym językiem, wzbudzając u małego prychnięcia.
Dlaczego nie może być już starszy? Bardzo chce być starszy! Pragnie być już dużym, wielkim, silnym, świetnym, najlepszym i strasznym wojownikiem!
A nie małym kociakiem który nawet nie może się po obozie przejść. To było niesprawiedliwe!
Po tym jak Szemrzące Szuwary zakończyła mycie położyła go obok swojego brzucha i okryła ogonem.
Nagle stał się jakiś bardzo śpiący...
Kilka chwil później już chrapał, przytulony do brzuszka swojej cudownej mamusi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz