Karmicielki zaczęły się kręcić, sugerując im jedno; zaraz się obudzą. Nie miał ochoty na krzyki, że nie powinno go tu być. Właśnie, że musiał. Mech sam się nie wymieni. Miał nadzieję, że obędzie się bez zbędnych krzyków i uda mu się dokończyć pracę, którą przerwał ze względu na Poziomkę.
- Musisz już iść - ostrzegła go szeptem.- Ale...
- Powiem mamie, że musisz wymienić mech i wyjdziemy na zewnątrz. Nie może się obrazić, to twój obowiązek - syknęła.
Nie miał co się spierać z kociakiem. Pokiwał głową, po czym obserwował jak kociak wyjaśnia Stokrotce, co tu robił. No... totalne dno i wstyd. Sam przecież umiał o siebie zadbać i miauknąć, że dostał takie polecenie. Widząc jak matka Poziomki patrzy to na córkę to na niego, szybko wymknął się na zewnątrz. To... chyba było na tyle.
- Ej! Miałeś czekać na mnie! - Kotka znalazła się tuż obok niego.
- Mama cię puściła? - zdziwił się i zerknął za siebie pewien, że za nimi stoi królowa.
- Mówiłam, że to załatwię.
Nie wątpił, że jej się udało, bo już zostałby skrzyczany.
- To może dokończę te wymienianie mchu? Chcesz mi pomóc?
Kotka niechętnie zerknęła na stos zwiędłej rośliny. Pewnie chciała dalej posłuchać jakichś opowieści, a nie brać się do roboty. Ale jak już... to niech uczy się, że nic nie ma za darmo. Coś za coś.
- No dobraaaa... Ale później wyjdziemy poza obóz, dobrze?
O nie... na to się nie pisał. Nie chciał zostać zamordowany przez matkę kociaka. Pokręcił więc głową, a mała zrobiła zawiedzioną minę.
- Dlaczego?
- Jesteś jeszcze za mała na takie schadzki... - Co on wygadywał... W jej wieku to już wybierał się z ojcem poza ich skwer. No ale w Owocowym Lesie były inne zasady i trzeba było się do nich dostosować.
Wrócił do żłobka i dokończył swoją pracę. Poziomka coś mu tam pomogła, ale widać było, że targanie mchu, to nie na jej siły. Była przecież jeszcze mała.
- Jeszcze się zobaczymy... Obiecuję - miauknął do małej, gdy wszystko było skończone i wyszedł na zewnątrz, widząc jak Stokrotka rzuca mu zniecierpliwione spojrzenie.
***
- Nie śpij. Mówię nie śpij! - Uderzenie w pysk wyrwało go z półsnu. Spojrzał ze strachem na ojca, który najwyraźniej już wrócił z wieczornego polowania. Nigdy nie widział, aby polował nocą. Nie wiedział co się zmieniło, nie chciał nawet o tym myśleć.
- Jeżeli jeszcze raz zaśniesz na warcie, to wyrwę z twego grzbietu futro, jasne?
- Tak! - miauknął, ukrywając drżenie i strach w głosie.
Ojciec odszedł na swoje drzewo, a on stał. Stał i nie śmiał zasnąć, póki nie wzejdzie słońce.
Ocknął się z letargu, w który wpadł. Ze zdziwieniem rozejrzał się po otoczeniu. To nie był dom. Było tu za cicho, za dużo drzew. Siedział pod jednym i ze zdziwieniem stwierdził, że już ranek. Ostatnio złe sny nie dawały mu spać. Dawnych nawyków również nie dało się całkowicie pozbyć. Pilnował całą noc Owocowego Lasu. Siedział w ciszy, wpatrując się w szumiące na wietrze liście. Zaczęły barwić się na różne kolory. Nadchodziła Pora Opadających Liści. Niesamowite... był tu już prawie cały cykl. Jego szkolenie szło dobrze. Szyszka okazała się lepszą mentorką od Czermienia. Nadal uważał się za szczęściarza, że odnalazł to miejsce. Gorzej dla jego siostry... Zgnilizna... Gdyby tylko żyła... Cieszyłaby się tym. Na pewno by ją ze sobą tu zabrał. Na pewno.
Usłyszał czyjeś kroki, więc zamarł w bezruchu. Kto to szedł? Serce zaczęło mu bić szybciej. A jeśli on wrócił? Nie... nie mógł. Umarł przecież. Nic mu nie zrobi. To nie on...
I jak na potwierdzenie tych słów, w jego polu widzenia pojawiła się zaspana Poziomka.
- Czemu nie spałeś na drzewie? - zapytała, a z niego uleciało całe napięcie.
- Nie mogłem zasnąć - wyznał, kierując wzrok na uczennice. - Jak tam trening? Podoba ci się? Szkoli cię Brzoskwinia, prawda?
<Poziomko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz