Mimo dziwacznej, acz sprzecznej odpowiedzi kocura na temat kotek, nadal miała jakieś wątpliwości. Ostatnio trochę ją to dręczyło. Ale co? Pewnego rodzaju dyskomfort. Jakoś tak, nie mogła nazwać się w pełni kotką. Może kocurem? Raczej też nie. To kim? Może powinna to zignorować? Jeśli nie istnieje przymus rodzenia kociąt oraz nie ma wymagań, co do płci wojownika to nie ma o co się martwić. Łatwizna, co nie? Poradzi sobie. Chociaż... czy na pewno?
Mniejsza o to. Może kiedyś to zrozumie.
Właśnie obeszli cały obóz. Zimorodkowy Blask nieco się nagadał, ale nie potrafiła się skupić, żeby zrozumieć, o czym. Gadał dość chaotycznie i zapewne nadal o drzewach rodzących kociaki. Spojrzała na Pieguska. Jej siostra najwidoczniej podzielała jej uczucia, gdyż zasnęła podróżując na grzbiecie wojownika.
— Panie Zimorodku — zagadnęła Jaśmin.
— Wujku Zimorodku — poprawił kocur z ogromnym bananem na twarzy.
— Dobra, niech będzie — westchnęła szynszylowa kotka. — Wujku Zimorodku, mam pytanie odnośnie drzew.
— Jasne! Opowiem ci wszystko, co wiem.
— Mówisz, że drzewa rodzą dzieci, ale jakim cudem? One nie są naszego gatunku, one są roślinami. Nie mówią, nie jedzą. Nie żyją, jak my. W takim razie, jak drzewa rodzą dzieci?
<Zimo?>
To trudne pytanie
OdpowiedzUsuń