Leczenie i nie tylko
Noc okazała się deszczowa. Fałszywy leżał na swoim mchu w legowisku wojowników, wysłuchując spadających kropli deszczu. Relaksowały go. Takie rytmiczne uderzenia, powiewy wiatru, do tego ten miły zapach deszczówki. Westchnął cicho, owijając się ciaśniej ogonem. Przymknął oczy. W jego wnętrzu kłębiła się masa myśli. Negatywnych w większości. Na przykład teraz - jakiś wojownik przekręcił się na drugi bok, gniotąc pointa. Syknął pod nosem, w myślach wyzywając kocura, po czym go z siebie niedelikatnie zrzucił. Okazał się nim Zadymiony Pysk. Dymny przebudził się nieco mlaskając.
- Niooo nie odrzucaj mnieeee - wyseplenił przez sen do Fałszywego, coraz bardziej pchając na niego dupsko. Niebieskooki przeklął pod nosem.
- Spieprzaj - warknął, znowu wyczołgując się spod starszego.
Słyszał o nim plotki. Podobno osaczał każdego kocura w klanie i nie dość, że miał dziwne zapędy, to jeszcze wymyślał związki. Łaził za Srebrną Grzywą oraz Muchomorową Cętką, jak jakiś stalker. Piszczał na ich wspólne wyjścia, czy rozmowy. Dramat totalny, a sam trzymał się z kotkami jak kobieciarz. Teraz z kolei, przez sen mamrotał jakieś głupoty o kogucie czy kto wie czym, próbując przytulić się do pointa. Fałszywy aż wstał, uciekając w odosobniony kąt legowiska. Schował się za Rozżarzonym Sercem, uważnie patrząc, czy Zadymiony przez sen za nim nie lezie. Minęła chwila, druga trzecia, a kocura na horyzoncie nie dostrzegł. Ułożył się więc tuż za kremową, by w razie co ona została zaatakowana, a następnie uderzył w kimę.
~*~
Następnego skręcił się z bólu, leżąc na posłaniu. Czuł jakby coś ciężkiego jeździło mu po brzuchu. Nie rozumiał dlaczego i skąd nagle ten stan, ale czekał, aż nie minął. Co prawda, nie zniknął całkowicie, ale się uspokoił.
Niedługo później poczuł coś w jelitach (uznajmy, że wie gdzie one są, bo nie jestem w stanie ich inaczej opisać jak po nazwe). Dziwne wypełnienie, które również wywołało w nim ból. Był wtedy na polowaniu, usiadł na trawie, płosząc tym samym zwierzynę. Co się działo?! Dlaczego zawsze coś dolega jemu, a nie innym?! Przecież point niczym nie zawinił no halo.
Syknął pod nosem, kładąc się w miękkiej trawie. Nie rozumiał skąd i jak nagle dręczyły go dziwne bóle. Wiedział tylko, że są nieprzyjemne. Może zjadł coś nieświeżego? Albo woda, którą pił była brudna? Zastanowił się. Nie przychodziło mu do głowy nic lepszego. Miał jednak świadomość, że powinien udać się do medyka. Rzecz w tym, iż bywał tam ostatnio zbyt często. Naprawdę, o ile doceniał pracę Firletki i Bursztyna, tak nie chciał uchodzić za jakiegoś słabiaka, który jedyne co robi to biega od meda do meda.
Gdy po długich uderzeniach serca dyskomfort ustał, wstał natychmiast, wracając do obozu. I tak nie chciało mu się polować, ani łazić nigdzie. Nawet lepiej się więc składało, że wracał.
Polazł smętnym krokiem do medyków. Zauważył tam Zadymiony Pysk, który skręcał się, łapkami trzymając swój, jak to ujął “biedny brzusio”. Firletka przygotowywała dla niego zioła, chcąc lub nie, słuchając jego wywodów. Fałszywy westchnął zmęczony tym dniem, mimo, iż dopiero się zaczął. Nie wiedział czemu, od tak jakoś, nie miał na nic chęci, najlepiej to tylko wrócić na mech i spać.
- Bursztynie? - Zapytał, przerywając lamenty Zadymionego.
- jESTEEEM! - Zawołał kremowy kocur, wypadając niczym strzała z głębi legowiska. - Co tam?
- Nie wiem. Ty mi powiedz - odparł obojętnie.
- Hmmm - Bursztyn zlustrował go wzrokiem. - Uśmiech to lekarstwo na wszystko!
- Z jakiego drzewa się urwałeś? - Westchnął niebieskooki, słysząc odpowiedź tamtego. Przecież nic nie zrobił! Nawet nie zapytał o jakieś dolegliwości czy coś.
- A z takiego fajnego - mruknął z uśmiechem cętkowany medyk. - No to teeeen, co ci jest?
- Boli mnie brzuch.
- Coś więcej?
- A powinno być coś więcej?
- A nie?
- Mnie się pytasz? - Point czasem nie miał sił na tego kocura. - Bolało mnie też tutaj - pokazał miejsce, gdzie były jelita.
- Weź przebiegnij się i zobacz czy ci przejdzie. - Zaśmiał się Bursztyn. - Ruch to zdrowie w końcu!
- Pogrzało cię, nigdzie nie idę. - Burknął z grymasem, znowu czując, jak nachodzi go ból. Usiadł na mchu.
- A to ciekawe. - Mruknął, w głowie obmyślając swoją wielką hipotezę.
- Bursztynie, on ma nudności. Do tego bóle brzucha i w jelitach. - Sprostowała Firletka. - Pewnie dolegają mu niestrawności. Widzisz jaki jest mizerny? Chyba parę dni nic nie jadł. A dlaczego?
- Bo go boli brzuch - odparł kremowy, zgadzając się ze starszą medyczką. - Tak myślałem. Ty to jednak niezawodna jesteś! - Następnie zwrócił się do Fałszywego. - Już ci szykuję ziółeczka!
- O przodkowie trzymajcie mnie - Fałszywy przykrył łapą pysk w zażenowaniu.
Kremowy poleciał do ich magicznych zbiorów. Zaczął dobierać mieszankę dla pointa. Niebieskooki siedział, i normalnie bałby się o jakieś pomylenie ziół przez kocura, jednak przez nudności nie chciało mu się wysilać. Siedział więc na mchu, wzdychając jedynie, słuchając lamentów Zadymionego, który miał zatrucie pokarmowe, z tego co zrozumiał.
- Ooo! Fałszywy! - W wejściu rozległ się miły głos. Zajęczy Omyk weszła do środka legowiska, stając obok niebieskookiego.
- Dobry - wysilił się na jakiś milszy ton.
- Ty też tutaj? A to ci dopiero! - Miauknęła optymistycznie. - Firletko kochana, gdzie jesteś?
Kiedy wołana kotka podeszła, wojowniczka zaczęła tłumaczyć, co jej dolega.
- Posłuchaj no moja droga, Miętek mi powiedział, że mam kleszcza! Wyobrażasz sobie?
- O, więc poczekaj chwilę, zajmę się tym. - Odparła szylkretka.
Zając przysiadła obok Fałszywego, może nawet ciutkę za blisko. Kotka traktowała pointa jak własnego syna, mimo posiadania swoich dzieci. Opowiadała mu historie, zajmowała czas, tuliła (pomimo protestów Fałszywego), chwaliła. No jak prawdziwa matka, której niebieskooki nigdy nie miał. Bo co mu było po zastępczej, która tylko go karmiła? Zajęczy Omyk wpuszczała w życie Fałszywego taki nowy rodzaj ciepła, troskę. Syn Maślakowego Zagajnika nie chciał ich do siebie dopuścić. Uważał, że takie uczucia osłabiają. Co jednak poradzi, że kotka wciąż próbowała, a on coraz mniej mógł się bronić?
Firletka wróciła ze śmierdzącą mazią na patyku. Znalazła kleszcza, posmarowała go i po kilku chwilach odpadł. Bursztyn również wrócił, dał zioła Fałszywemu, które musiał zjeść. Nie miał na to ochoty, ale z drugiej strony miał też dość tych bólów. Powoli, niechętnie, ale zjadł je. Obrzydliwe. Skrzywił się, kiedy połknął medykamenty, a Zajęczy Omyk zaśmiała się, liżąc go za uchem, by dodać mu otuchy.
- Dałeś radę! - Pochwaliła go.
- Tak tak - mruknął niemrawo, wychodząc od medyków Zamierzał uderzyć w kimę.
Na jego drodze do legowiska stanął pewien uczeń. Orla Łapa spróbował się wyprostować, by dorównać wysokiemu wojownikowi.
- Urosłem? - Zapytał z nadzieją.
- Nie. - Burknął point.
- Czemu byłeś u medyków? Jesteś chory? - Zapytał zmartwiony.
- Nie twój interes.
- A właśnie, że mój. - Sprzeciwił mu się, czym zdziwił niebieskookiego. Znali się już trochę, bo jakieś trzy księżyce. Nigdy do tej pory Orla Łapa nie zachował się tak.
- Odwal się. - Fałszywy trzepnął ogonem.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Odwalić si-
- Poza tym? - Żółte oczy wywiercały w nim dziurę. Point westchnął.
- Możesz...znaleźć jakieś ciche miejsce.
- Uuuu a po co? - Spojrzał zaciekawiony. Fałszywy postanowił zagrać z nim w grę.
- Zgadnij. - Polecił mu.
- Hmm - zamyślił się. - Nie wiem. No powieeedz!
- A co można robić w cichym miejscu, z dala od wszystkich? - Uniósł brew, zbliżając się do Orlej Łapy. Kocurek był zszokowany, ale wyglądał też na zaintrygowanego. Po chwili Orla Łapa ogarnął dwuznaczność tej wypowiedzi. Gdyby nie miał futra, spaliłby buraka. Odwrócił zakłopotany wzrok.
- Ten tego…? - Zapytał cicho. Fałszywy nie miał pojęcia, o co mu chodzi, ale bawił go widok białego w tej sytuacji. Brnął więc dalej w ich małą gierkę.
- Ten tego. - Szepnął mu nad uchem, a Orla Łapa odskoczył zszokowany, oddychał nerwowo. Na pysk pointa wkradł się pewny siebie, przebiegły uśmieszek. - No co? Nie chcesz już mi pomóc?
- P-pewnie, ż-że chcę! - Odparł uczeń, próbując opanować szaleńczo bijące serce.
- Więc...jak coś znajdziesz, to wiesz, gdzie mnie szukać - mrugnął do niego, odchodząc.
Orla Łapa był jak oczarowany. Jego serce zabiło mocniej, wypełnione gorącym ciepłem. Fałszywy zajmował większość myśli ucznia. Przybrany syn Kwaśnego Języka nierzadko śnił o nim, albo wyobrażał sobie, jak to jest przytulić pointa. Widział Zajęczy Omyk, która to robiła, zżerała go wtedy zazdrość. Lub, kiedy Fałszywy rozmawiał z Kalinkową Łapą. Co miała ona, czego on nie miał? Oboje byli uczniami! Może i Kalinka była śliczna, taka milutka oraz wesoła, ale Orzełek też! Dlaczego Fałszywy zwracał uwagę tylko na nią?
Teraz jednak, kiedy starszy dał dowód, że może być nim zainteresowany, Orla Łapa nie mógł odpuścić. Poszedł na tyle szybko, na ile pozwalały mu krótkie łapki. Szukał odosobnionego miejsca, w którym Fałszywy mógłby ten tego, może nawet z nim…? Na tę myśl aż zapiekły go jego pulchne policzki.
Fałszywy z kolei, gdy tylko uwolnił się od Orlej Łapy, polazł do legowiska wojowników. Ułożył się na mchu, by uciąć sobie drzemkę i czekać, aż zaczną działać zioła. Gra, którą zaczął z Orlą Łapą dawała mu nieco rozrywki, ale ten ból w jelitach wszystko psuł. Zresztą, nie tylko rozrywki. Ciekawość, ukryta głęboko w Fałszywym, dawała o sobie znać. Nakazywała mu brnąć w tę relację. Zobaczyć, jak to się potoczy i o co chodzi Orlej Łapie. Kto wie, może rozwinie się coś interesującego?
c.d.n 👀
Wyleczeni: Fałszywe Serce, Zajęczy Omyk, Zadymiony Pysk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz