- Kamienna Łapo! Zaczekaj! - Głos rozległ się za jej plecami, jednak ona, strosząc futro, szła dalej, nie patrząc się za ramię.
- Już ci mówiłam, to nie twoja sprawa, Gliniana Łapo! - syknęła.
Nie zdążyła zrobić kolejnego kroku, nim brat ją dogonił i zagrodził jej drogę.
- Powiedz mi, co się stało.
- Bo co? - warknęła. - Twoje wyidealizowane ego i zachłanna ciekawość nie wytrzymają?
- Od rana wyglądasz przygnębiająco i zamiast trzymać głowę wysoko, zwieszasz ją nisko - zauważył. - A to do ciebie niepodobne.
Parsknęła szorstkim, zimnym śmiechem.
- Uważasz, że jestem słaba? - spytała oschle. - Nie potrzebuję twojej litości. Dam sobie radę.
- Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje.
Rodzeństwo nigdy nie dogadywało się zbyt dobrze, ale Kamienna Łapa nie musiała się zastanawiać ani pytać, by wiedzieć, że brat ją kocha. Mimo sprzeczek, dalej są kociętami z jednego miotu. To normalne, że się o nią martwi. Ale jednak Kamienna Łapa była na niego wściekła.
- Och, nic - parsknęła. - Nic takiego. Po prostu kolejny dzień z rzędu Zwęglone Futro zabierze mnie na najgorszy typ szkolenia, polegający na łapaniu zdobyczy, by ruda padlina mogła wcinać sobie do ostatniego kęsa na otwartej polanie. Szczęśliwy? Dasz mi odejść?
Odpowiedział jej tylko świergot ptaków i świst lekkiego wiatru. W końcu Gliniana Łapa odezwał się cicho.
- Też mam dużo obowiązków. I każdy nie-rudy kot, Kamienna Łapo. I nie płaczę.
Ucho Kamiennej Łapy drgnęło. Prowokował.
- Twoje pocieszenia są wyjątkowo nieudolne - warknęła, wysuwając gorączkowo pazury. - Ja nie płaczę!
- Naturalnie. Nawet łzy się ciebie boją. - Uśmiechnął się, a Kamienna Łapa rozluźniła mięśnie.
Powstrzymywała śmiech z trudem, jednak zdołała wykrzywić usta w czymś, co można było uznać za nieco specyficzny uśmiech.
- Pa, Gliniana Łapo - powiedziała tylko, gdy zobaczyła na horyzoncie Zwęglone Futro. Wojownik wyglądał smętnie i mizernie; chodził z podkulonym ogonem i patrzył na nich tym swoim smutnym spojrzeniem. To było dla niego typowe.
Kamienna Łapa nie odwracała się za siebie; Gliniana Łapa z pewnością niedługo będzie miał trening ze swoim mentorem. A ona ze swoim.
- Czy możemy znaleźć dziś czas na walkę? - spytała Kamienna Łapa. Zwęglone Futro koniec końców nie był taki zły. Przynajmniej łatwo było go do czegoś przekonać.
- Tylko, jeśli zostanie nam wystarczająco czasu.
Uczennica kiwnęła głową i przyspieszyła, jednak Zwęglone Futro zawahał się, zanim zaczął.
- Kamienna Łapo, jeszcze jedno - mruknął. - Pamiętaj, że życie wojownika to nie tylko walka.
Kamienna Łapa przytaknęła. Nie było ją stać na kąśliwą uwagę, więc po prostu razem z mentorem wyszła z obozu w ciszy. Na polanie na słońcu wylegiwały się już niektóre rudzielce. Wiewiórczy Pazur leżał beztrosko I pochłaniał spojrzeniem odległe terytoria, Dziki Gon pochłaniał w samotności świeżo upolowanego królika.
Kilku innych rudzielców nieopodal przewracało się na gładkiej trawie polany. Niektórzy obozowali koło rzeki.
Kamienna Łapa miała nadzieję, że Zwęglone Futro każe ominąć ich szerokim łukiem. Tego jeszcze pragnęła, by te koty ją zauważyły. Już widziała te wyższe spojrzenia. Niech tylko ci kretyni dożyją do końca panowania Piaskowej Gwiazdy. Wtedy będą musieli się przyzwyczajać do tego, że sami będą musieli harować za swój klan.
Ale wiedziała, że to się nie stanie prędko. Niestety.
Odeszła razem z mentorem od wylegujących się kotów. Umiała już polować, więc wraz ze Zwęglonym Futrem ukryła się w gęstwinach traw i przycupnęła. Gdy wymierzyli sporą grupkę królików, Zwęglone Futro tylko raz zawęszył, po czym skoczył. Kamienna Łapa odbiła się tylnymi łapami od ziemi i przebiła błyskawicznie szyję jednego z nich, by zaraz skoczyć na drugiego. Reszta uciekła, jednak mieli łącznie z łupami Zwęglonego Futra cztery króliki. Zwęglone Futro zagwizdał cicho.
- Nieźle, cztery króliki za jednym zamachem.
Kamienna Łapa skinęła głową. Sądziła, że tyle starczy. Gdy wracała ze swoim mentorem przez polanę, zatrzymał ich Wiewiórczy Pazur. Wielki rudy wojownik otworzył pysk na wietrze.
- Jestem głodny. - Skinął głową na królika, którego uczennica trzymała w pysku.
Kamienna Łapa położyła królika na trawie. Wojownik już się po niego schylił, gdy zdeterminowana kotka podeszła bliżej, by zwierzyna leżała pomiędzy jej łapami. Uniosła wyzywająco brodę.
- Karmicielki, kocięta i starsi powinni zostać wykarmieni przed wojownikami i uczniami. - uczennica zacytowała wyryty w pamięci fragment kodeksu wojownika. Gdy ostre spojrzenie wojownika spoczęło na niej, nie odwróciła wzroku. To by była jawna oznaka słabości. Kątem oka zauważyła, że Zwęglone Futro drży nerwowo.
- A rude koty przed czarnymi - uciął Wiewiórczy Pazur.
Zanim Kamienna Łapa zdążyła zareagować, wojownik chwycił w zęby królika i usunął się na trawę daleko od nich, by ją zjeść.
- Cóż ty zrobiła? - spytał Zwęglone Futro. Z jego głosu nie dało się odczytać żadnego uczucia. - Ten wojownik tego nigdy nie zapomni.
- Nie jest lojalny, jak widać, nawet kodeksowi wojownika - warknęła Kamienna Łapa.
- Zwierzynę i tak wziął.
- Nie bez konfrontacji - odparła uczennica. - Jak chce sobie korzystać ze swoich rudych przywilejów, niech nie liczy, że skulę się u jego nóg I będę wykonywała jego rozkazy.
Odwróciła się i odmaszerowała szybkim krokiem, by wrócić tam, gdzie zakopała swojego drugiego królika. Mentor dogonił ją szybko.
- Nie rób tak więcej. Takie zachowanie może sprowadzić na ciebie mnóstwo kłopotów.
- Mam to gdzieś! - wycedziła przez królika, którego trzymała. Obróciła się na pięcie i ruszyła do obozu.
***
Gdy wróciła, zastała Świerszczowy Skok. Ojciec leżał przy jednej ze skał rzucających cień; to była jedna z rzadkich chwil odpoczynku.
- Wróciłaś już ze szkolenia? - spytał na jej widok. - Gdzie Zwęglone Futro?
- Zdenerwowałam się.
- Nic nowego. - Uśmiechnął się. - Co takiego zrobił, że się wnerwiłaś?
- Pokłóciłam się z wojownikiem - odpowiedziała. - Z Wiewiórczym Pazurem.
Uśmiech znikł z jego twarzy.
- Wiesz, że cię kocham, ale to już poszło za daleko - powiedział ze zgrozą. - Uważaj na słowa, a jeszcze bardziej na czyny. Nie chcę, by coś ci się stało.
- Twoi rodzice też są tak nadopiekuńczy? - spytała z irytacją.
- Orlikowy Szept i Cętkowany Kwiat? - mruknął. - W końcu byli rodzicami. Ale to Niebiański Kwiat zrobiłaby ci większą lekcję na temat kultury, nie ja.
Kamienna Łapa już wyobrażała sobie cichy, niepewny głos Niebiańskiego Kwiatu. Och, na Klan Gwiazdy, faktycznie lepiej, żeby się nie dowiedziała.
- A rodzice Króliczego Susu? - spytała Kamienna Łapa. - Może po nich Króliczy Sus jest taka nadopiekuńcza. Pewnie tak dużo z nią... - przerwała, widząc spojrzenie ojca, więc szybko dobrała inne słowa. - ...spędzałeś czasu, że się zaraziłeś.
- Wiem, co chciałaś powiedzieć, Kamienna Łapo. - Zaśmiał się.
Uczennica uniosła brodę.
- Cóż - westchnął ojciec. - Wygląda na to, że muszę już iść. Piaskowa Gwiazda nie będzie zadowolona widząc, że się obijam.
Kamienna Łapa prychnęła.
- Nie będzie się chciało tej idiotce nawet wyjść z legowiska.
Świerszczowy Skok rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- A ty wracaj lepiej do Zwęglonego Futra.
- Nie trzeba, już tu jestem - wysapał nagle Zwęglone Futro. Kotka niemal podskoczyła, gdy poczuła jego zimny oddech. Świerszczowy Skok skinął głową w stronę mentora i się ulotnił.
- Jesteś szybka - zauważył. - Ale nie nadużywaj mojej cierpliwości.
- Dalej nie zostałam przez ciebie zrugana, więc śmiem sądzić, że twoja cierpliwość nie ma granic - mruknęła Kamienna Łapa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz