Legowisko wydawało się być cichsze niż zwykle. Otworzyła ślepia i mocniej przytuliła do siebie dzieci. Było chłodno, widocznie w nocy musiał spaść deszcz. Rozejrzała się. Sarniego Ogona nie było; Kropelka i Wierzbka spali skryci w mchu, wtuleni w siebie nawzajem.
Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, do legowiska wpadł Świtająca Maska. Na jego pysku malowało się znudzenie.
- Nie było tu Borsuczego Kroku? - miauknął.
Na dźwięk tego imienia niebieska się spięła.
- Jasne, że nie - burknęła. - Niby po co by miała być?
Zirytowany point machnął ogonem.
- Nie wiem, nie moja sprawa - warknął. - Kazali mi jej szukać to szukam.
- Szukać? - Kocica miała wrażenie, że w legowisku zrobiło się jeszcze chłodniej.
Kocur spojrzał na nią z mieszanką niedowierzania i irytacji.
- Nie kurwa, zgubić. Tak, szukać. Nie wysłała rano patroli i okazało się, że chyba nie wróciła do obozu na noc.
Jastrzębi Podmuch ogarnęło bardzo złe przeczucie. Zerwała się z miejsca i wyminęła kocura, jednym susem znajdując się na zewnątrz.
- Ej! - usłyszała za sobą. - Wracaj, cholera jasna! Nie jestem pierdoloną niańką, SŁYSZYSZ?!
Nie odwróciła się i nie zwolniła, ignorując jego dalsze krzyki.
Sarni Ogon. Borsuczy Krok.
Miała nadzieję, że żyje. Powstrzymała chęć sprawdzenia, czy Bystra Woda jest cały i rozejrzała się, szukając śladów łap. W rozmokniętej ziemi odbita była ich pewnie setka. Żaden nie pachniał Borsuczym Krokiem. Jak oparzona odskakiwała od kolejnych tropów, starając się złapać znajomy zapach. Nic. Zirytowana machnęła ogonem. Nie chciała wracać pod żłobek, żeby Świtająca Maska jej nie zauważył i nie wepchnął z powrotem do środka.
Serce waliło jej jak oszalałe.
Węszyła, rozpaczliwie szukając śladów, które mogłaby zostawić Sarni Ogon. Miała charakterystyczne, dosyć spore łapy, powinna być w stanie… Znalazła. Złapała odrobinę zapachu, kształt śladów się znalazł. Nie zwlekając, ruszyła ich tropem w stronę wyjścia z obozu.
Dlaczego Borsuczy Krok miałaby chcieć skrzywdzić Sarnę?
Zbyt się do niej zbliżyła? To nie była prawda, paradoksalnie dużo bliżej była ze Świtającą Maską. Ale jego sama na nią nasłała. Sarna była siostrą Bystrej Wody. Czyżby… odkryła coś, czego nie powinna? Może…
Serce Jastrząb na moment stanęło.
Wiedziała. Wiedziała, że wyznała Sarnie prawdę.
Musiała się pospieszyć.
Gnała na oślep, w biegu łapiąc trop. Mogło być już za późno. Znów. Z jej winy. Płuca paliły ją żywym ogniem. Była blisko. Ta myśl dawała jej siłę, żeby biec dalej. Była blisko.
Między drzewami zamajaczyła biała sylwetka.
- Sarni Ogon?! - kaszlnęła, próbując oczyścić zaschnięte gardło. - SARNI OGONIE!
Wpadła między krzewy. Lisią długość przed nią biegła Sarni Ogon.
- Sarni Ogonie!
Biała odwróciła się ze strachem w oczach, jednak gdy zauważyła znajomą wojowniczkę, zatrzymała się.
- J-Jastrzębi Podmuchu, musisz mi pomóc.
- Gdzie ona jest? - niemal warknęła niebieska.
Zielone ślepia rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Ty wiesz?
Serce niemal podeszło Jastrząb do gardła.
- Prowadź. Jeśli cokolwiek ci zrobiła…
Biała pokręciła łbem.
- N-nie dała rady. Ale jeśli… Musimy się pospieszyć! - I wystrzeliła przed siebie. Niewiele myśląc, niebieska ruszyła za nią, dysząc ciężko.
- Już niedaleko - miauknęła Sarna. Po kilku susach zwolniła. Jastrząb zrobiła to samo.
W pierwszej chwili nie dostrzegła zupełnie nic. Do jej nosa dotarła woń zastępczyni, ale nie miała pojęcia skąd. Dopiero gdy podeszła bliżej, zauważyła, że tam, gdzie powinien wznosić się pagórek, nie było nic. Ostrożnie zrobiła krok do przodu.
- Nie musisz mi dziękować - miauknęła Sarna. - Masz okazję wszystko teraz naprawić.
Przed nimi ziała głęboka dziura. Na jej dnie leżała nieruchoma Borsuk.
Zanim Jastrząb zdążyła mrugnąć, biała rzuciła się na nią i zepchnęła z krawędzi.
Uderzenie o rozmiękłą ziemię wybiło jej resztkę powietrza z płuc.
- Mówiłaś, że to wszystko jej wina - rozległo się ponad jej głową. - Pomogłam ci trochę. Złapałam ją, teraz masz szansę.
Jastrzębi Podmuch otworzyła oczy, odzyskując czucie w całym ciele. Natychmiast przetoczyła się na brzuch i wbiła spojrzenie w Borsuczy Krok, gotowa by odeprzeć atak. Jej serce łopotało jak spłoszony ptak.
Lecz atak nie nadszedł. Bura wyglądała żałośnie. Jej mokre futro było pozlepiane błotem, ślepia płonęły, przywodząc na myśl gorączkę. Dostrzegła, że przednią łapę trzyma nienaturalnie wygiętą, jakby jej bark… był wybity. Po raz kolejny. Wyraźnie słyszała jej chrapliwy oddech.
Borsuczy Krok otworzyła ślepia i spojrzała Jastrząb w oczy.
W te pozbawione ciepła oczy Potwora.
Pełne źle skrywanego bólu i rezygnacji.
Wtedy Jastrząb to zrozumiała. Ciemność, którą tyle razy widziała w jej oczach, to nie był mrok. To pustka.
Samotność, którą doskonale znała.
- Rozczarowałaś mnie - głos Sarniego Ogona sprawił, że się wzdrygnęła. - Postarałam się, żebyś mogła wszystko naprawić, przyprowadziłam cię na gotowe, a ty co? Nieładnie.
Kroki. Po chwili łeb kocicy pojawił się na brzegu otworu dokładnie naprzeciw Jastrząb.
- Przyznaj się - jej ton w niczym nie przypominał przesłodzonego głosu, którym mówiła wcześniej. - Powiedz, że to byłaś ty. Że cała ta bajeczka z Borsuk to było kłamstwo. Przyznaj się! - głos jej się załamał. - Powiedz to. “To moja wina.” “Świadomie wysłałam twojego brata na śmierć.” “Przecież nigdy go nie kochałam.” - Jastrząb drgnęła. Oczy wojowniczki zalśniły tryumfalnie. - Widziałam, jak na niego patrzysz, kiedy myślisz, że nikt nie widzi. Gardziłaś nim. Mną zresztą też - dodała. - Minęło tyle księżyców, a ty nawet nie poszłaś zapytać, jak się czuje!
- Ja… - “naprawdę chciałam”, pomyślała.
- Milcz! - przerwała jej Sarna. - Dzieci nie są żadną wymówką. Mogłaś to zrobić już dawno temu. Gdyby tylko ci na tym zależało… Ale nie! Ty potrafisz kochać tylko siebie! Całą resztę… Po prostu wykorzystujesz. - Spojrzała na Borsuczy Krok. - Zobacz, do czego to prowadzi.
- Sarni Ogonie…
- Powiedz to. - Zielone ślepia wpatrywały się w nią bez cienia litości.
Kocica miała rację. Nigdy nie kochała Bystrej Wody. I związała się z nim wiedząc, że w ten sposób go naraża. Wtedy, gdy zażyczyła sobie gołębia… właśnie to zrobiła. Wysłała kocura na śmierć. Całkowicie świadomie. W imię wyższego dobra.
Nie potrafiła tego powiedzieć. Bo gdyby się przyznała…
Spojrzała w puste, brązowe ślepia.
...cała wina spadłaby na nią. Śmierć Szczurzej Łapy, próba zabicia jej siostry, to, co stało się Bystrej Wodzie, to wszystko przestałoby mieć znaczenie.
Nie mogła pozwolić na to, żeby uszło to Borsuczemu Krokowi płazem. Nie ważne, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić.
Zadarła łeb, odwzajemniając spojrzenie Sarniego Ogona.
- Tak myślałam - miauknęła kocica. - Dalej twierdzisz, że to jej wina? - Wskazała burą kocicę. - Dobrze. W takim razie jest prosty sposób, żeby naprawić to, co się stało. Zabij ją.
Oczy Jastrząb rozszerzyły się pod wpływem szoku.
Biała sylwetka na chwilę zniknęła. Gdy się pojawiła, trzymała w pysku gołębia. Puściła go i ptak uderzył o ziemię pod stopami Jastrząb.
- Proszę. Ładny, prawda? Jest napełniony trucizną zdolną zabić kota w kilka uderzeń serca. Daj go jej. Albo zjedz sama. - W zielonych ślepiach błysnęła iskra. - Obiecuję, że pomogę stamtąd wyjść tej, która przeżyje.
Słowa Sarniego Ogona były zbyt absurdalne, żeby niebieska zrozumiała je za pierwszym razem. Tępo wpatrywała się w szarego gołębia leżącego przed jej łapami.
Zabić Borsuk? Tak, zasługiwała na to, dużo bardziej niż ona. Była potworem. Jastrząb ratowałaby swoje życie. Ratowałaby klan. Nie skrzywdziłaby nikogo więcej. Jej siostra nareszcie byłaby bezpieczna. Klan Gwiazdy na pewno by jej to wybaczył.
Ale czy ona wybaczyłaby sobie?
Uniosła wzrok, napotykając spojrzenie Borsuczego Kroku.
Czy tego właśnie chciała?
Bura oddychała ciężko, ledwo widocznie krzywiąc się z bólu.
Nie. Czy w takim razie… była gotowa umrzeć? Mimo wszystkiego, co Borsuk jej zrobiła? Tak.
Borsuczy Krok uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie. Rzuciła się do przodu i wgryzła w piszczkę.
Jastrząb zareagowała instynktownie. Wyszarpnęła resztkę gołębia z jej pyska. Rozpędziła się, odbiła od jej grzbietu i wczepiła w ścianę. W lawinie miękkiej ziemi dotarła na górę. Nim Sarna zdążyła się odsunąć, złapała się za nią i stanęła na górze. Odepchnęła kocicę, rzucając ją na drzewa. Rozległ się trzask, ale nawet się nie obejrzała. Biegła już w stronę obozu. Ile sił w łapach.
Żeby zdążyć.
Borsuczy Krok przewróciła się na grzbiet, utkwiwszy wzrok w kawałku nieba nad sobą.
Poczucie satysfakcji wygięło kąciki pyska kocicy w krzywym uśmiechu. Słodkiej, bo Jastrząb wciąż żyła. Gorzkiej, bo bura znów miała rację. Zamknęła ślepia, nie spodziewając się ratunku. Nie po to Jastrząb uciekła.
Świat wokół niej nagle zawirował, mieniąc się setką kolorów. Spadała, ale nie przeszkadzało jej to. Ból został gdzieś w górze. Teraz liczyły się tylko kolory, i dźwięki, i zapachy, i to wirowanie, wirowanie…
Wpadła od obozu jak burza. Złapała pierwsze napotkane koty i bez zbędnego słowa kazała im biec za sobą. Na oślep. Byle zdążyć.
W czwórkę szybko ją wyciągnęli. Oddychała. Kiedy wkładała jej łapę do pyska, żeby sprowokować wymioty, ktoś mówił o śmierci, ale nie słuchała. Nie to było teraz ważne.
Borsuczy Krok musiała żyć. Żeby Jastrzębi Podmuch mogła pokazać wszystkim, jak bardzo jej nienawidzi.
Wow
OdpowiedzUsuńo wow
OdpowiedzUsuńEj no kurwa nie
OdpowiedzUsuńSlaba ta intryga xddd
UsuńJuż myślałam, że borsuk umrze ale nie przeciez czemu by miała
OdpowiedzUsuń