– Hej! Jak ci idzie trening? – zawołał Zbożowe Pole (Jabłkowa Łapa wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do jego nowego imienia). Niski kocurek uśmiechnął się delikatnie, mrucząc głośno.
– Wydaję mi się, że dobrze – stwierdził, po czym rzucił spojrzenie w stronę legowiska wojowników. – A przynajmniej Oszronione Futro tak twierdzi – dodał szybko. Po chwili spuścił wzrok, wzdychając cicho. – Zboże… Ja… Boję się tej bitwy – wymamrotał, ze wstydem kładąc uszy. – Czy… Czy twoja obietnica o chronieniu mnie jest wciąż aktualna? – zapytał nieśmiało.
– Zawsze będzie – stwierdził pewnie bury wojownik, a uczeń poczuł ciepłe uczucie rozchodzące się w jego piersi.
Zbożowe Pole nie dałby go skrzywdzić. Nigdy.
– Wydaję mi się, że dobrze – stwierdził, po czym rzucił spojrzenie w stronę legowiska wojowników. – A przynajmniej Oszronione Futro tak twierdzi – dodał szybko. Po chwili spuścił wzrok, wzdychając cicho. – Zboże… Ja… Boję się tej bitwy – wymamrotał, ze wstydem kładąc uszy. – Czy… Czy twoja obietnica o chronieniu mnie jest wciąż aktualna? – zapytał nieśmiało.
– Zawsze będzie – stwierdził pewnie bury wojownik, a uczeń poczuł ciepłe uczucie rozchodzące się w jego piersi.
Zbożowe Pole nie dałby go skrzywdzić. Nigdy.
***
Dawno temu Jabłkowa Bryza wierzył w sprawiedliwy świat. Dawno temu wierzył, że nikt bliski jego sercu nie będzie chciał go skrzywdzić. Dawno temu wierzył, że zawsze będzie przy nim ktoś, kto go wysłucha i zrozumie.
Dopiero po czasie zrozumiał, jaki był naiwny.
Nie było czegoś takiego jak dobre zakończenie. Nie było dobrych kotów, którzy naprawdę potrafiły poświęcić swoją dumę dla innych. Nie było nikogo, kto potrafiłby go zrozumieć. Point nie chciał rozmawiać, nie chciał mówić o swoich uczuciach, bo wiedział, że zostałby uznany za egoistę.
Jabłkowa Bryza nie był egoistą. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Orzechowy Zmierzch zamordowała kota z zimną krwią. Widział jej wyraz pyska, tę pasję w jej spojrzeniu, tę dziwną satysfakcję. Przerażała go. Zawsze myślał, że on oraz szylkretowa kotka zgadzają się co do jednego – w ich życiu pojawiło się już wystarczająco dużo śmierci i nie zamierzali szerzyć jej dalej. Zdrada Orzeszki była niczym złamanie pewnego rodzaju przysięgi. Jednak mimo wszystko pomógł jej ukryć to durne ciało, przez cały czas kłamał, tylko po to, by nikt nie wyrządził krzywdy ukochanej, w której wciąż widział tą dawną, dobrą kotkę.
W przeciwieństwie do niektórych potrafił postawić innych ponad sobą, jednak wcale nie był pewien, czy była to dobra cecha.
Kurkowa Pieśń przypominał różany krzew. Był niczym piękny kwiat o słodkiej woni i od zawsze pląsał wokół pointa niczym łodyga drżąca przy każdym podmuchu wiatru. Jednak jego ciernie wbijały się w głęboko ciało Jabłkowej Bryzy, niszcząc go. Czasami miał wrażenie, jakby rudzielec okradał go z jakiejś cząstki siebie na rzecz żałoby za ukochanymi. Każde spotkanie, każda rozmowa sprawiały, że liliowy gnił od środka.
Jednak w tym wszystkim była jeszcze jedna osoba, której ufał – być może niesłusznie. Wspomnienie wtulania się w jego miękkie futerko i towarzyszące temu poczucie bezpieczeństwa wydawały się dla wojownika dziwną ostoją spokoju w tym wielkim, poplątanym świecie. Jabłkowa Bryza chciał móc przestać myśleć o przyszłości, chociaż ten jeden, ostatni raz. Chciał znowu być niewinnym dzieckiem. Chciał powrócić do czasów, gdy wszystko jeszcze było dobrze.
– Zbożowe Pole? – szepnął, trącając burego kocura. Wojownik zamrugał, rozbudzony z głębokiego snu. Liliowy przez chwilę wpatrywał się w niego w ciszy. Być może nie powinien przychodzić do niego w środku nocy, jednak… Czuł, że tego potrzebował. – Nic… Nic nie jest tak, jak powinno – wydukał cicho, a jego oczy zaszły łzami. – Czy mogę się przytulić?
< Zboże? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz