BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 maja 2021

Od Niezapominajkowej Łapy (Niezapominajkowego Snu) CD. Zbożowego Kłosu

Niezapominajek trochę zaniemówił. Słyszał wiele historii o Zbożowym Kłosie. Jednak z wiekiem dobrze zrozumiał, że Ognisty Język nie był za dobrym źródłem informacji. Mimo to respekt i lekka obawa przed zastępczynią została. Ruchliwa, pewna siebie, szczera, groźna. To wszystko spowodowało, że kocurek położył uszy. Nie wiedział jakiej odpowiedzi oczekuje kotka. 
— Jest dość... s-surowa i w-wymagająca... — wydukał. 
Bengalka obserwowała go uważnie. 
— Aż tak się jej boisz, młody? Może zmienić ci mentora? — zaproponowała. 
Niezapominajek przełknął ciężko ślinę na samą myśl o tym. Malinowy Pląs by go zabiła jakby ją tak wystawił. 
— Nienienieneinei. J-jest super. T-tak rodzinnie. — dodał szybko. 
Ślipia zastępczyni zmrużyły się tak, że ledwo widział jej źrenice. 
— Mówisz? 
Pokiwał sztywno łbem. 
— I nic nie odpierdoliła? — upewniała się bengalka. 
Znów szybkie kiwnięcie. 
— Coś ci nie wierzę, glucie. Masz oczy pełne przerażenia. Szantażuje cię czymś? — oczy Zbożowego Kłosa zabłysły. 
— W ż-żadnym wypadku. 
— Eh. To zacznijmy od początku.  Będzie prosto. Ja pytam ty mówisz tak lub nie. Łapiesz? Zaczynamy. Umiesz już walczyć?
— Tak.
— Pływać?
— Tak.
— Wspinać się?
— Tak. 
— Każe ci polować cały dzień, a sama się leni? 
— Tak... co. Nienienei. — zaczął prędko kocurek, trzęsąc się. 
Wolał nie myśleć jak mentorka złoiłaby mu tyłek za taką pomyłkę. Zbożowy Kłos uniosła brew do góry. Mierzyła go uderzenie serca podejrzliwym spojrzeniem. 
— Ty tak zawsze? Może medyk powinien cię obejrzeć. — zaczęła, obchodząc go. — Dobra. Ostatnia szansa. Masz trzy uderzenia serca by powiedzieć prawdę. Wal prosto. Przecież jej nie doniosę. 
Kocurek niechętnie pokiwał łbem. 
— Raz, dwa, trzy...
— Cały czas biega i pożera ryby. A jak wpadnie w króliczą norę to wpada w panikę. — wydusił na jednym oddechu Niezapominajkowa Łapa, licząc, że to zadowoli zastępczynię.
Zbożowy Kłos kiwnęła łbem. 
 — I widzisz, można młody było tak od razu. — miauknęła bengalka. — Do zobaczenia. 

* * *

Wojownik przenosił wzrok z piszczki na zastępczynie. Ukradkiem przyglądał się kotce. Plotki, które niegdyś były na pyskach wszystkich Nocniakach powoli się wyciszały, ale sprawa się nie rozwiązała. Przynajmniej nie tak jakby chciała Brzoskwiniowa Bryza, która nadal była obrażona na swojego partnera. Nieprzychylne czy ciekawskie spojrzenia nadal wędrowały ku bengalce. Niezapominajek sam nie wierzył w co wierzyć. Wątpiłby ich lider dopuścił się takiego czynu. W końcu był taki porządny i sprawiedliwy! To było niemożliwe! 
Spojrzał jeszcze raz na kotkę. Ich spojrzenia się spotkały. 
— Jakiś problem? — mruknęła w jego stronę. 
— Eee... — zaciął się.
Łapy nerwowo zadrżały.
— ...Ja chciałem zapytać skąd ta blizna? — wskazał na nos kotki. 

<Zboże?>

Od Jałowka CD Zmierzch

Całymi dniami tylko lało. Nie widział końca. Malec bardzo, ale to bardzo się nudził. Wyjście ze żłobka skutkowało jedynie pomoczeniem niekrótkiego futerka, które musiałby suszyć następne pół dnia. Jałowka to mocno przybijało, głównie dlatego, że jego brat lubił się taplać w deszczu, przez co nie miał z kim rozmawiać. A propos Sasanka - właśnie siedział na tyłku przy ścianie żłobka i dokańczał mycie. 
— Sasaneeek? — spytał, nawet nie oczekując odpowiedzi. Po prostu wolał przerwać tą głuchą ciszę, przerywaną jedynie stukaniem kropel deszczu.
— Co? — mruknął cętkowany kociak, liżąc łapkę.
— Po co wciąż wychodzisz na dwór, skoro pada?
— Bo mi powiedział Żar, że tego nigdy nie zrobię. Udowadniam mu że powiedzenie "nigdy" to dla mnie wyzwanie i prawdziwa przygoda, bo nie jestem takim leniem jak ty!
U Jałowka pojawił się na twarzy grymas. No może nie jest energiczny, ale bez przesady.
— A ty natomiast jesteś mysim móżdżkiem bo dajesz się nabrać Żarowi na takie coś, łajdaku.
Uniósł głowę, będąc dumny z tego jak pojechał po bracie, ale szybko się to skończyło, gdy ten zdobył się na odpowiedź.
— Mówisz tak, bo nie masz za wąs odwagi! — zaśmiał się mu prosto w twarz.
— Ta, ta! Zobaczysz! Udowodnię ci to!
Sasanek przekręcił główkę i oprócz złośliwego uśmiechu na jego pysku pojawiło się lekkie zdziwienie. 
— Niby jak?
— Hmmm... — kocurek na chwilę się wyłączył i chwilę przemyślał sprawę. 
— To?
— Ucieknę z obozu..! — szepnął, aby nie usłyszały go karmicielki, albo Żar i Zmierzch. Nie wiedział jeszcze czy może się nie okażą konfidentami.
— Ta, ta, bo tobie się uda. Jestem pewien.
Jałowek zmienił wyraz pyska na wściekły. Nie będzie się z nim patyczkować.
— I tu się mylisz! 
Wyciągnął pazury przyjął pozycję bojową... I usłyszał delikatny głosik. Odwrócił głowę, szybko uspokoił się i schował szpony. W mgnieniu oka usiadł i skierował głowę w stronę głosu. 
Sasanek natomiast otworzył ślepia, które zamknął bojąc się ciosu i wyprostował ciało, lekko podskakując.
Ujrzeli kremową, pręgowaną kotkę. Zmierzch.
— Co wy robicie do ostatniego zająca?! Obudzicie moją mamę!

<Zmierzch?>

Od Jałowka CD Jałowcowego Świtu

Malec, popchnięty łapami wojownika upadł ponownie. Odwrócił się aby syknąć ostrzegawczo na kocura. W rezultacie bardziej zabrzmiał jak wąż napchany helem. Jałowcowy Świt popchnął go ponownie.
— Ziostaw mnie! — warknął, starając się brzmieć przerażająco. Efekt był odwrotny, urok kocięcego głosiku.
Wojownik tylko spojrzał się na niego z wzrokiem mówiącym "nie mam już na ciebie siły". Natomiast kociak syknął ponownie na niego. Ten brązowobiały wojownik chyba nie rozumie tego, że Jałowek to duży, prawie księżycowy kociak! To bardzo dużo! Potrafi już chodzić i będzie chodzić kiedy mu się zachce!
Jałowcowy Świt wziął go w pysk i zaczął iść w stronę żłobka.
— Jesteś gupi! Gupi! Gupi łajdak!
Miotał się, machał krótkimi łapkami, ale nic to nie dawało. Wojownik nie miał zamiaru go puścić. 

Po chwili siedział w żłobku naburmuszony. Matka go lizała po główce ostrym językiem, wzbudzając u małego prychnięcia.
Dlaczego nie może być już starszy? Bardzo chce być starszy! Pragnie być już dużym, wielkim, silnym, świetnym, najlepszym i strasznym wojownikiem!
A nie małym kociakiem który nawet nie może się po obozie przejść. To było niesprawiedliwe!
Po tym jak Szemrzące Szuwary zakończyła mycie położyła go obok swojego brzucha i okryła ogonem.
Nagle stał się jakiś bardzo śpiący...
Kilka chwil później już chrapał, przytulony do brzuszka swojej cudownej mamusi.

Od Zmierzch Cd Żaru

Kocur patrzył na nią. Zmierzch wiedziała, co brat chce zrobić i szczerze podobał jej się ten plan.
- Muszę go sprawdzić, a mama nie pozwoli mi wyjść - rudas podzielił się z nią swoimi knowaniami i obawami. - Nie wiem... Powiedz, że boli cię brzuch. Zabierze cię do medyka i wtedy ja dopadnę tego rudego i pokaże mu, że nie odbierze mi chwały. Stoi? - Spojrzał na nią, oczekując oczywiście zgody.
- Żar… No niech ci będzie, ale wiedz, że niezbyt lubię kłamać innym prosto w oczy, no i też trochę martwię się o ciebie.
- Nic mi nie będzie - odezwał się rudy kocur, po czym poczekał trochę aż Zmierzch pójdzie do mamy i sam począł iść w stronę starszego kota.
Kremowa niezbyt wiedziała co robić, żeby zająć czymś ich czujną mamę. Wiedziała, że sztuczka z „mamo boli mnie brzuch”, którą podpowiedział jej Żar raczej nie zadziała. Kotka myślała raczej żeby zagadać mamę na tyle długo, by brat mógł spokojnie pójść do kocura i wrócić. I tak zrobiła. 
Zmierzch i Pszczeli Pyłek rozmawiały dość długo, tak długo, że kotka straciła już poczucie czasu. Zerkając w stronę wyjścia widziała, że jej brat zdążył już wrócić z owej „wyprawy” poza żłobek. Poczekała, aż mama skończy ją myć po czym zwinnie wyskoczyła z jej łap i podeszła do brata.
- Mam nadzieje, że pokazałeś tamtemu kocurowi kto tu rządzi, prawda? - Kotka uśmiechnęła się w stronę brata czekając na odpowiedź.

<Żar? Sory że tak długo>

Od Mleczowej Łapy CD Leszczynowej Bryzy

Mleczowa Łapa z zafascynowaniem podążał za swoim nowym mentorem. Sprawiał wrażenie bardzo miłego, odważnego oraz mądrego wojownika. Liliowemu przeszło przez myśl, że kiedyś chciałby być taki jak Leszczynowa Bryza - cierpliwy, inteligentny oraz wesoły. W dodatku wspomniał o nauce o ziołach, a taka wiedza z pewnością będzie przydatna w życiu.
-Oczywiście, że tak!- odpowiedział mu natychmiast kocurek z ożywieniem w głosie. Przez głowę przeleciały mu wszystkie słowa, jakie kiedykolwiek niebieska skierowała w jego stronę. Uśmiechnął się szerzej. - Mama często opowiadała, że istnieją cztery klany: Wilka, Burzy, Klifu i Nocy. Niemal codziennie powtarzała też, że gdy dorosnę to mam przestrzegać kodeksu, bo inaczej Klan Gwiazd będzie na mnie zły. – Mleczowa Łapa starał się powiedzieć rudemu wszystkie informacje, które zapamiętał z powieści Jastrzębiego Podmuchu.
-W porządku – pokiwał głową. – Czyli nie wspominała ci, jakie zasady znajdują się w kodeksie? – dopytał.
-Nie kojarzę, aby o tym mówiła.- Uczeń westchnął i obrócił głowę, spoglądając w bok. Widział co chwilę nowe rodzaje drzew i krzaków, co bardzo go fascynowało i sprawiało, że coraz większa energia rozpierała go od środka. Nie mógł już się doczekać ich pierwszego, prawdziwego treningu oraz nauki nowych umiejętności. Wyobrażał już siebie polującego na różne małe zwierzęta. Spojrzał na swojego mentora z wyczekiwaniem, aż ten dokładniej zapozna go z zasadami Kodeksu. Chciał zrozumieć jak najwięcej, by nigdy nie podpaść kotom z góry i by wieść bezpieczny żywot na ziemi.
 -Przede wszystkim musisz bronić swojego klanu, nawet gdybyś miał przy tym zginąć – westchnął cicho rudy, uważnie przyglądając się uczniowi, by sprawdzić, czy ten nie jest rozproszony. Zapewne nie chciał na start przestraszyć go możliwością śmierci, ale musiał zapoznać go z tym punktem. – Poza tym, tak w wielkim skrócie, to zawsze po polowaniach, które zresztą nie mogą być prowadzone na terytoriach innych klanów, trzeba zanieść zdobycze do królowych oraz starszyzny. – Leszczynowa Bryza zrobił na chwilę przerwę, chcąc się upewnić, że liliowy go słucha – Cóż, to i tak chyba najważniejsze zasady z kodeksu wojownika, które póki co musisz znać. Chodźmy dalej. – Mleczowa Łapa dogonił wojownika i szli powoli przez las.
 -Wydajesz się bardzo fajny!- powiedział szczerze Mleczyk. Po tych kilkunastu minutach spędzonych z mentorem czuł się w jego otoczeniu swobodnie i bezpiecznie, więc chciał, by ten znał jego zdanie – Kiedy pójdziemy na pierwsze polowanie? – zapytał po chwili z wielką nadzieją w głosie. Pragnął już pochwalić się przed swoim rodzeństwem, matką oraz innymi wojownikami, że już potrafi zabić jakiekolwiek zwierzę.
 -Spokojnie, Mleczowa Łapo! – rzucił z uśmiechem rudy – Zdążysz jeszcze dużo razy upolować myszy bądź ptaki!
Pręgowany tylko cicho miauknął, pragnąc już uczyć się nowych rzeczy. Owszem, wszystko wokół niego bardzo go ciekawiło, jednak nie mógł się doczekać prawdziwych treningów, aby stać się wojownikiem. Wiedział, że poznanie terenów i sama teoria są niezbędne, ale nie mógł ukryć zafascynowania praktycznymi czynnościami.
 - Dobrze, to… co mi jeszcze dzisiaj wyjaśnisz? – spytał, starając się skupić całą swą uwagę na mentorze i ignorować otoczenie, które go momentami rozpraszało.

 <Leszczynowa Bryzo?>

Od Niezapominajkowej Łapy (Niezapominajkowego Snu) CD. Orzechowego Zmierzchu (Orzecha)

Niezapominajka wcięło. 
Dosłownie. 
Upadł na ziemie. Zadem zarył o ziemię. Spoglądał z niedowierzeniem na siostrę. 
— Orzechowy Zmierzchu, takie żarty nie są śmieszne... — miauknął, nadal wpatrując się w kotkę. 
Kotka odwróciła wzrok. 
— Ja... nie żartuję. 
Niezapominajek pokręcił łbem. Nie. To nie mogła być prawda. Jego siostra... Jego ukochana siostra. Cicha, dbająca o bliskich, nietracąca mimo wszystko nadziei... To nie mogła być prawda. Van w to nie wierzył. Nie potrafił. Nie umiał wyobrazić sobie kotki poplamionej krwią. Zabijającej bez zawahania kogoś. 
— ...Czemu...? — wydusił w końcu.
Kotka okryła się ogonem. Szczelnie. Wzrokiem uciekła gdzieś daleko. Siedziała cała spięta. Jej ślipia rozbiegane chciały uciec gdzieś. Z daleka od niego i wszystkich. 
— O-on zabił m-mamę. — miauknęła żałośnie z łzami w ślipiach. 
Niezapominajek skamieniał. 
— To nie powód! — krzyknął. — P-przecież... p-przecież... on też miał rodzinę. 
Orzechowy Zmierzch nie odpowiedziała. Siedziała jedynie, wpatrując się w jakiś punkt. Van spuścił wzrok. 
— Jesionowa Gwiazda... wie? — zapytał nagle., zerkając na siostrę. 
Kotka przełknęła ciężko ślinę. 
— Nie.
Niezapominajek już otworzył pysk, ale Orzechowy Zmierzch go wyprzedziła. 
— W-wygnałby m-mnie. A-albo z-zabił. — miauknęła przerażona. 
Uczeń zrobił krok w tył. 
— Nie. To niemożliwe. 
Siostra uśmiechnęła się smutno. Przez łzy. 
— M-myślisz, że p-pozwoliłby o-od t-tak żyć m-m-morderczyni w k-k-klanie? Jakby nic się nie s-s-stało? — załkała. — J-jedyne co m-mogę zrobić t-to to ukrywać. 
— Nie. Nie. Na pewno jest inne wyjście. — miauknął Niezapominajkowa Łapa. — Musi być. Jak mu powiesz na pewno potraktuje cię lepiej. Na pewno w końcu ci wybaczy. Na pewno to będzie lepsze rozwiązanie. — powtarzał siostrze. 
Kotka jedynie kręciła łbem. 
— Niezapominajku, proszę. Z-zapomnij o t-tej r-rozmowie. — miauknęła lichym głosem kotka. — Proszę. 

* * *

Niezapominajkowy Sen nie spodziewał się, że tak wszystko się potoczy. Ciąża kotki z Jabłkową Bryzą wydawała się kiedyś nadejść, ale teraz? Tak szybko. Nie sądził, że zostanie wujkiem w tak młodym wieku. Sytuacja w klanie nadal była napięta. Niektóre koty spoglądały na Orzech z pogardą. Inne potrafiły zepsuć "niechcący" jakiś wał. 
Szylkretka pracowała ciężko. Nawet nie zauważyła jak do niej podszedł. Usiadł za grzbietem kotki. W pysku miał wróbla i parę stokrotek, które ledwo przeżyły panującą pogodę. 
— Orzechu...?
Kotka zapracowana nawet się nie odwróciła. Lekko dotknął ją łapą. 
— Orzechu...? — spotkawszy się z zaskoczonym spojrzeniem siostry, uśmiechnął się lekko do niej. Odpocznij uderzenie serca. 
Przesunął w jej stronę wróbla.


<Orzech? jak coś to pisz jeśli coś do poprawy>

Od Niezapominajkowej Łapy CD. Kurkowej Łapy (Kurkowej Pieśni)

Niezapominajkowa Łapa zastrzygł uszami, słysząc to pytanie.
— A jest o czym...? — miauknął niepewnie, nie wiedząc do końca o co chodzi bratu. 
Otulił się ogonem. Pomimo że się wychowali razem praktycznie nie znał brata. Z Orzechową Łapą był jakoś zawsze... bliżej. Kurkową Łapę niegdyś widywał z Sarnim Susem, ale kotka niestety zmarła podczas wojny tak samo jak ich rodzicielka.
— Nie wiem. — odpowiedział brat, spoglądając na grób matki. — Może...
— Tu jesteście! — krzyknęła Malinowy Pląs. 
Położyła uszy, widząc gdzie siedzą bracia i podeszła do nich. 
— Niezapominajku, nie zapomniałaś o czym? — mruknęła, mierząc ucznia wzrokiem. 
Van przełknął ciężko ślinę. No tak ich popołudniowy karny trening. Wzrok pary brązowych ślip przeniósł się na rudego kocura.
— Kurkowa Łapo, a dziś czym się wywinąłeś z treningu? — zmrużyła oczy, przyglądając się bacznie uczniowi. 
Kurka wskazał jedynie na brzuch ze spuszczonym łbem. Niezapominajek dopiero teraz zauważył, że brat zmienił się. Pamiętał jak w kociarni pewny siebie opowiadał niestworzone historię. Jak zadowolony chodził za Jabłkową Bryzą i kłócił się z Orzechową Łapą. Teraz zdawał się cieniem siebie. Zmarniał. Smętniał. Pachniał smutkiem. Niezapominajkowi zrobiło się głupio, że nie zauważył wcześniej, że brat ma problemy. Byli rodziną. Powinni o siebie dbać. Nie mógł tego tak zostawić. 
— Może odprowadzę Kurkową Łapę do medyka tak to? — zaproponował mentorce. — Trening nadrobimy wieczorem. 
— Nie trzeba. — wtrącił się Kurkowa Łapa. — Chcę tu spędzić jeszcze trochę czasu. 
Niezapominajek zawstydzony opuścił uszy. No tak powinien pierw zapytać brata co i jak zamiast się rządzić. Nie tak powinno zachować się rodzeństwo. 
— Chcesz... żebym tu z tobą posiedział? — mruknął niepewnie.


<kurko, przepraszam ze kurka pewnie niezgodny z charakterem i tak licho, z następnym odpisem na pewno będzie lepiej!!>

30 maja 2021

Od Jaśminowej Łapy CD Fałszywego Serca

Jaśmin podniosła uszy. O kurcze, to mogło być ciekawe. Tym bardziej, że koteczka nie miała powodów, aby lubić Orlą Łapę. Miała również proste zadanie. Zadanie, które w razie rabanu nie obciąży jej za bardzo winą, jeśli ma tylko praktycznie pogadać z "ofiarą" ich zabawy.
Zastanawiała się, jak ma to rozegrać. Powinna go odciągnąć od obozu, to na pewno. Jednak trzeba wymyślić wiarygodną historię, w którą ten głupek uwierzy. W sumie, on uwierzy we wszystko. Może by tak...
— Jest naiwny i tępy — zamyśliła się uczennica Iskry. — Uwierzy nawet, jeśli powiem, że miałam wizje jak Gwiezdni zsyłają na nas ognisty deszcz. Zesrałby się, jakby nie mógł odegrać bohatera no i zauważyłam, że robi się jakiś poddenerwowany przy tobie. Słuchaj, Fałszywy, pozwól, że wykorzystam cię do swojej historyjki. Pamiętaj, że nie może cię zobaczyć w obozie, zanim oddalę się z nim.
— Rób, co musisz — Kocur pokiwał głową. — Ale najpierw upolujmy coś, żebyśmy nie wrócili z pustymi łapami.

***

Po przyniesieniu zwierzyny na stos, trójka kotów mogła wkroczyć do akcji. Fałszywy i Piegusek poszli zrobić swoje, zaś Jaśmin pozostało tylko zaczepić Orlą Łapę, który właśnie wychodził z legowiska kociąt po zaniesieniu im jedzenia. Tyle dobrego, że uczeń nie mógł zauważyć obecności Fałszywego w obozie, więc cała ta akcja to pikuś. Dobra, czas dokonać dzieła, a później przedstawienie.
— Orla Łapo! — zawołała Jaśmin. Dyszała, żeby brzmieć bardzo wiarygodnie. Spróbowała wyglądać na przerażoną. — Musisz... musisz ze mną iść po Fałszywe Serce. Jest ranny!
Pulchny kocur nie zastanawiał się długo. Właściwie, to bała się, że jednak choć trochę zatrybi, ale nie. Pewnie myślał, że liczy się czas
—  Zaprowadź mnie tam — pogonił Jaśmin i razem pobiegli w las.
Kotka pędziła, ile sił w łapach, ale musiała zwolnić. Orzełek nie nadążał za nią, co było irytujące. Jak można być takim wolnym?! Nie miała zamiaru prowadzić go daleko, bo w końcu nie potrzebują aż tyle czasu. Kiedy wyczuła, że mogą już wracać, zatrzymała się gwałtownie. Orzełek jeszcze przebierał łapami, acz po tym, jak zauważył, że jego młodsza koleżanka stanęła w miejscu, zaczął się rozglądać za Fałszywym. Jaki był przerażony, kiedy się okazało, że nie ma go tu.
— G-Gdzie on jest?! Jaśmin!
— Żartowałam — powiedziała bez wyrazu. Śmiałaby się, gdyby nie fakt, że była zażenowana, jak łatwo kocur dał się nabrać.
Orzełek otworzył usta, ale nic nie powiedział. Wyglądał na wściekłego, ale nie był w stanie nakrzyczeć na nią. Jaśmin zarządziła odwrót.

***

— Załatwiliście, co trzeba? — spytała szynszylowa po spotkaniu swojej siostry i jej mentora.
— Z przytupem — Piegowata Łapa uniosła się z dumą.
— Dobrze, dziewczyny, teraz rozsiądźcie się wygodnie i poczekajcie na reakcje — Fałszywe Serce uśmiechnął się złowieszczo, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

<Fałszywy?>

Od Jaśminu (Jaśminowej Łapy) CD Zimorodkowego Blasku

Jaśmin podążyła za "wujkiem Zimorodkiem" wraz z siostrą u boku. Jednak jedno nie dawało jej spokoju - jak to drzewa rodzą kociaki? Nie pasowało jej, że skoro to drzewa rodzą dzieci to dlaczego kotki są królowymi i dlaczego nie widziała jeszcze porodu drzewa? Skąd się w ogóle biorą drzewa? Czy ten kot jest potłuczony umysłowo? Tyle pytań bez odpowiedzi.
Mimo dziwacznej, acz sprzecznej odpowiedzi kocura na temat kotek, nadal miała jakieś wątpliwości. Ostatnio trochę ją to dręczyło. Ale co? Pewnego rodzaju dyskomfort. Jakoś tak, nie mogła nazwać się w pełni kotką. Może kocurem? Raczej też nie. To kim? Może powinna to zignorować? Jeśli nie istnieje przymus rodzenia kociąt oraz nie ma wymagań, co do płci wojownika to nie ma o co się martwić. Łatwizna, co nie? Poradzi sobie. Chociaż... czy na pewno?
Mniejsza o to. Może kiedyś to zrozumie.
Właśnie obeszli cały obóz. Zimorodkowy Blask nieco się nagadał, ale nie potrafiła się skupić, żeby zrozumieć, o czym. Gadał dość chaotycznie i zapewne nadal o drzewach rodzących kociaki. Spojrzała na Pieguska. Jej siostra najwidoczniej podzielała jej uczucia, gdyż zasnęła podróżując na grzbiecie wojownika.
— Panie Zimorodku — zagadnęła Jaśmin.
— Wujku Zimorodku — poprawił kocur z ogromnym bananem na twarzy.
— Dobra, niech będzie — westchnęła szynszylowa kotka. — Wujku Zimorodku, mam pytanie odnośnie drzew.
— Jasne! Opowiem ci wszystko, co wiem.
— Mówisz, że drzewa rodzą dzieci, ale jakim cudem? One nie są naszego gatunku, one są roślinami. Nie mówią, nie jedzą. Nie żyją, jak my. W takim razie, jak drzewa rodzą dzieci?

<Zimo?>

Od Jaśminu (Jaśminowej Łapy) CD Iskrzącego Kroku

Trza jeszcze odpisać na odpis sprzed mianowania



— Pani Iskro...? — Koteczka zatrzymała na chwilę swoją wybawczynię
— Tak, aniołku? — odmiałknęła jej Iskrzący Krok nieco wymuszonym, miłym tonem.
— Jeszcze raz dziękuję.

***

— Jaśmin! Skup się! Jak tak dalej pójdzie, nie masz szans z przeciwnikiem!
Uczennica pochylała się nad trawą i sapała. Czuła się, jakby lada moment miała wyrzygać własne płuca. Położyła się na trawie, aby jej drżące mięsnie mogły odsapnąć. Ten łeb sam się prosił, żeby osunąć się na ziemię, a mogła również zamknąć oczy i wyzionąć ducha. Jak to było? "Szybko ukończymy trening"? Takiego wała. Za dużo sobie naobiecywała.
— N-nie mogę...
— Dopiero zaczęłyśmy... — westchnęła Iskrzący Krok z bezradności.
— Nie umiem jeszcze walczyć, Iskro. Może to wszystko dzieje się za szybko? Nie wiem. Nie umiem szybciej.
Szylkretka podeszła do uczennicy i chwyciła ją za kark, pomagając jej wstać. Nie pomogło, bo już za moment Jaśmin znów straciła władzę nad łapami. 
— Nie możemy zwolnić, Jaśminie i nie możesz również "nie umieć szybciej". W bezpośredniej walce z wrogiem musisz się liczyć z każdym ułamkiem sekundy. Potrzebujesz wyćwiczyć refleks i mam nadzieje, że nauczysz się go z czasem, ale nie ma innego sposobu na pracę nad refleksem niż nasze walki.
— A dasz mi chwilę odsapnąć?
— Nie — powiedziała stanowczo. Skończyły się żarty. — Wstawaj. Jedziemy dalej.

<Iskra?>

Od Jaśminu (Jaśminowej Łapy) CD Iskrzącego Kroku

Jaśmin wiedziała doskonale, że jej mianowanie na ucznia było tylko kwestią czasu i zachowała cierpliwość w przeciwieństwie do siostry, która codziennie musiała wspomnieć, jak to chciałaby już zacząć trening i zostać wojowniczką. Mimo wszystko, opłaciło się być cierpliwym, ponieważ wezwanie od Lwiej Gwiazdy nastąpiło dość szybko. Oczywiście, najpierw mianował tych, co trening na wojownika już się zakończył, ale Jaśmin nie ukrywała zaskoczenia, kiedy okazało się, że to jeszcze nie koniec przemówienia, a lider zawołał obie kotki do siebie.
Szkoleniem Pieguska zajął się Fałszywe Serce. Ciekawy wybór. Natomiast, co Jaśmin sądziła o wyborze Iskrzącego Kroku jako jej mentorki? Generalnie, lubiła ją. Wcześniej uratowała jej życie, więc trudno o negatywne zdanie. Jedyne, co jej mogła zarzucić to bycie w stosunku do niej nieco chłodną. Może to przez to, że nie przepada za kociętami? Kotka martwiła się tylko o to, że przez to będzie dla niej trochę wymagająca. Cóż, mówi się trudno. Taka była wola Lwiej Gwiazdy, może nawet samego Klanu Gwiazdy. Niech się dzieje. Powinna uporać się z takim wyzwaniem.
Nowa uczennica szylkretki podeszła do niej i zagadnęła:
— Od dzisiaj jesteśmy na siebie skazane, pani Iskro. Spokojnie, postaram się być dobrym wychowankiem i szybko skończymy trening.
Iskrzący Krok nie odpowiedziała. Być może nadal przeklinała w myślach swojego pecha. Miała tylko nadzieje, że będzie wszystko dobrze.

***

Pierwszego dnia treningu, Iskrzący Krok postanowiła oprowadzić Jaśminową Łapę po terenach klanu. Zafascynowana wyjściem poza obóz szynszylowa dama, podziwiała każdy skrawek otoczenia, bo wierzyła, że pewnego dnia znajomość własnych terenów będzie niezbędna, wręcz wymagana w jakiejś ekstremalnej sytuacji.
— Widzisz ten płot? — Ton mentorki brzmiał, jakby była tu za karę. — Tu mieszka szalony dwunożny. Lepiej trzymaj się z daleka od tego miejsca. Zrobiłabyś krok dalej i byłoby po tobie. Z twojej aktualnej pozycji możesz tylko obrócić się i spadać, gdzie pieprz rośnie.
— Nie zamierzam tak zginąć — odparła uczennica. A może uczeń? Nie wiedziała. Wiedziała tylko, że zwracanie się do niej w formie żeńskiej ostatnimi czasy wpędza ją w jakiś dyskomfort. Mniejsza o to. — Idziemy dalej?

<Iskierko?>

29 maja 2021

Zgromadzenie!

Dnia 29 maja (sobota) o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.


KLAN BURZY
Piaskowa Gwiazda
Orlikowy Szept
Jeżowa Ścieżka
Sierpówkowa Łapa

Jałowcowy Świt
Wiewiórczy Pazur
Drżąca Ścieżka
Burzowa Noc
Niebiański Kwiat
Dziki Gon
Płacząca Wierzba
Słonecznikowa Łodyga
Borówkowa Mordka
Splątana Łapa
Kamienna Łapa
Szczypiorkowa Łapa
Koperkowa Łapa
Wilcza Łapa


KLAN KLIFU
Lwia Gwiazda
Miętowy Strumień
Firletkowy Płatek
Bursztynowy Pył
Bluszczowa Łapa

Wroni Wrzask
Pląsający Wiesiołek
Fałszywe Serce
Ciemna Dolina
Iskrzący Krok
Zimorodkowy Blask 
Zadymiony Pysk
Koperkowe Futro
Cętkowany Ryś
Kalinkowa Łodyga
Piegowata Łapa
Jaśminowa Łapa
Srocza Łapa
Słowicza Łapa
Rdzawa Łapa
Marchewkowa Łapa


KLAN NOCY
Jesionowa Gwiazda
Zbożowy Kłos
Mglisty Sen
Smutna Cisza
Kacze Pióro
Muchomorza Łapa

Węgorzy Wąs
Pszczela Pręga
Malinowy Pląs
Złoty Wilk
Borówkowy Liść
Chore Ucho
Pajęcza Sieć
Niezapominajkowy Sen
Bezchmurna Łapa
Wirująca Łapa
Szałwiowa Łapa
Grzmiąca Łapa
Żabia Łapa
Skoczna Łapa

KLAN WILKA
Wróblowa Gwiazda
Żabi Skok
Potrójny Krok
Deszczowa Łapa

Płonąca Waśń
Wampirza Łapa
Leszczynowa Bryza
Mleczowa Łapa
Pierzasta Mordka
Lodowa Łapa
Jastrzębi Cień
Skalny Szczyt
Wiśniowy Świt
Cisowa Kołysanka
Rozkwitająca Łapa
Świetlista Łapa
Suśla Łapa


OWOCOWY LAS

oficjalnie nikt, ale można spróbować uciec

CHAT: Na discordzie

Od Jesionowej Gwiazdy

 Obserwował jak z nieba leją się strugi deszczu. Brzoskwiniowa Bryza nadal była obrażona. Nie mógł uwierzyć, że minęło już tyle księżyców, a ona nadal wierzyła w to, że ją zdradził! To przecież były kłamstwa! To, że wybrał na zastępcę Zbożowy Kłos nie oznaczało, że mieli się ku sobie! Czy na starość tak wszystkim odwala? Westchnął i znów skupił się na zachmurzonym niebie. Niedługo kolejne zgromadzenie. Ciekawe czy Lwia Gwiazda powróci do tematu zabójstwa ich wojownika przez Orzech. Kotka pracowała całe dnie, budując wały, które przez coraz częstsze opady, zsuwały się nieco w dół. Była to dodatkowa robota, ale lepsza niż wygnanie. Bo oczywiście gdyby coś takiego się powtórzyło, to nie byłby już taki litościwy. Na razie jednak kotka w miarę sobie radziła. Nie narzekała. To dobrze. Wiedziała, że zasłużyła na swoją karę. Może daj Klanie Gwiazdy już nigdy nie zabiję! 
Jesiotrowa Łuska wrócił z córką ze spaceru. Pewnie chciał spędzić z nią więcej czasu. Ostatnio skręcił sobie łapę i przez kilka dni koczował u brata, który chyba nie był zadowolony, że musiał go leczyć. Widział jak syn rozpieszcza Żabią Łapę, chcąc aby miała jak najszczęśliwsze dzieciństwo. Wychodziło jednak na to, że jego wnuczka nadal nie była pewna co do otaczającego ją świata. Tak wyrosła, a mu nadal przypominała kocię zagubione we mgle. 
- No hej super przywódco! To co? Dzisiaj mianujesz mnie swoim zastępcą tak? - Usłyszał przy swoim uchu nieznośny głos. Ah... Ile on by dał, żeby kocur się od niego odczepił! Ostatnio dobrze mu szło ignorowanie Ognistego Języka, lecz dzisiaj najwyraźniej miał pecha. Spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. Co jak co, ale kłótnie rodzinne odbiły się porządnie na jego samopoczuciu. Znów zaczął brać kocimiętkę. Małe ilości, aby nie odlecieć za bardzo i nie wygłupić się przed klanem. Tylko takie, aby zapomnieć o problemach. A ich było coraz więcej! 
- Nie, Ognisty Języku - powtórzył już któryś set raz. - Zbożowy Kłos jest zastępcą i nim pozostanie - uświadomił go. 
- To przez to, że macie się ku sobie, tak? 
Zjeżył sierść na karku i wyszczerzył kły. Takie zachowanie najwyraźniej zdziwiło wojownika, który wybauszył oczy. 
- Nie! Nie mamy się ku sobie! To plotki! - warknął. 
Ile on by dał, aby znaleźć tego, który te bzdety rozpowiedział! Z chęcią zaorałby mu skórę! Niestety... Wieści o tym kto to, nie dotarły do jego uszu. Za dobrze się ukrywał... Albo ktoś mu pomagał. Nie miał sił o tym teraz myśleć. Potarł łapą czoło, krzywiąc pysk. 
- Posłuchaj... Czy jak dam ci ucznia to przestaniesz za mną chodzić? - zapytał. Może gdyby mu dał pod opiekę jakiegoś wychowanka, to mu trułby tyłek? Chociaż martwił się o jedno. Że kocur wychowa malucha na swoją kopię. Tego by chyba nie zniósł.
- Nie mogę obiecać, ale byłoby miło. - Uśmiechnął się szeroko. Pewnie długo czekał na ten dzień. 
- Jak nie masz co robić idź zobacz jak idzie praca Orzechowi. - Wskazał kocurowi kierunek, w którym udała się kotka. Czarny spojrzał tam, a następnie zerwał się na równe łapy. 
- Jasne! Będę ją nadzorować! - Po czym odbiegł zadowolony, że robił coś co mogło przybliżyć go do zostania zastępcą. 
Widać było, że też był po kuracji u Smutnej Ciszy... Lekko kulał, a na ogonie miał opatrunek z pajęczyn. Chyba powinien zapytać co się mu stało, ale nie chciał. Jeszcze będzie mu truł tyłek przez resztę dnia, a tak już sobie poszedł. 
Odwrócił się i zniknął ponownie w swoim legowisku. Nie zorientował się, że czyjś wzrok obserwował go uważnie, przez ten cały czas...

Wyleczeni: Jesiotrowa Łuska, Ognisty Język

Od Potrójnego Kroku cd Wampirzej Łapy

Pora Opadających Liści powitała go masą chorych pacjentów. Już bał się co to będzie w Porze Nagich Drzew! W sumie dobrze, że miał pomocne łapy, które zbierały zioła. Pokrzywowa Łapa był może strasznie irytujący, ale zrywał idealne ilości roślin. Nie martwił się więc, że gdy nadejdą mrozy nie będzie miał zapasów. 
Powitał Żabi Skok, nakazując jej usiąść na mchu. Dowiedział się z przeprowadzonego wywiadu, że ta skręciła tylną łapę, ale uznała, że to samo przejdzie, więc oczywiście jej stan się pogorszył. Sztywność stawu nie była przyjemna. Kotka powinna uważać na stare lata, bo jeszcze straci te łapy. Kiedy dał kotce odpowiednie zioła, do środka jaskini wszedł Kolczasta Skóra, utykając, a za nim Jastrzębi Cień z tym samym problemem. Wojownicy wyznali, że byli razem na polowaniu i nie zauważyli dziury. Wpadli do niej, skręcając sobie łapy. Eh... te dzieciaki... powinny bardziej uważać! No i patrzeć oczywiście pod łapy! Deszczowa Łapa pomógł mu ogarnąć kocury, nakładając na skręcenie odpowiednie papki i usztywniając kończyny. Nie pohasają sobie przez następny księżyc. Jastrzębi Cień przyjął to jednak jak kocur i ułożył się na mchu. Gorzej się miała sprawa z Kolczastą Skórą, który zaczął narzekać, czy nie da się tego przyspieszyć. Gdyby się dało, to wszyscy byliby zdrowi już tego samego dnia! Jak nie chciał pogorszyć swojego stanu, to uszanuje swoje tymczasowe zniedołężnienie.
- Dobra... Ale odpocznę w legowisku wojowników, a nie tutaj - powiedział, wychodząc na zewnątrz. O rany... co on z nimi miał.

***

Minęło sporo czasu od tamtego momentu i większość dawnych pacjentów czuła się już znakomicie. Widział, że powrócili do pełnienia swoich obowiązków. Czuł się dumny. Teraz klan musiał go szanować! Dzięki niemu nie muszą do końca swoich dni, czołgać się i dogorywać. Właśnie uczył swojego ucznia o chorobach, kiedy to rozległ się czyjś nieznany głos.
- Potrójny Kroku? - zapytał Wampirza Łapa, wchodząc do środka.
Spojrzał w stronę pieszczocha. Słyszał plotki, że lider przyjął jakiegoś kota, ale nie sądził, że to pieszczoch! A musiał nim być. Miał taką dziwną lniane na szyi. Wykrzywił nos. Yh... on nigdy nie pozwoliłby sobie nałożyć czegoś takiego. Musiało to strasznie podduszać!
- Czego? - zwrócił się do ucznia, obserwując z zainteresowaniem jego niespotykane kły. Ale dziwak...
- Nie słyszę na ucho! - miauknął, wskazując swój narząd słuchu.
Och... świetnie. Nie dość, że dziwak, to jeszcze chorowity. Wskazał mu ogonem na mech i podszedł do niego, zaglądając mu do ucha.
- Nie wierć się tak! Wiem co robię - fuknął.
Widać było, że młody był pierwszy raz na leczeniu. Westchnął.
- To infekcja. Tak długo zwlekałeś z nią, że ogłuchłeś!
- Co? Ale... naprawisz to, tak?
Przekrzywił głowę w bok.
- Zależy od tego jak zareagujesz na zioła. Nigdy nie leczyłem pieszczoszka - powiedział, każąc Deszczowej Łapie obserwować ucznia, po czym udał się do składziku po odpowiednie zioła. Złapał w pysk trochę skrzypu i trybuli, i zmielił je na papkę. Położył ją na korze drewna i wrócił do pacjenta.
- Nie ruszaj się. To pomoże - poinformował i wysmarował mu w środku ucho. Ten zaczął trzepać głową, ale trzeba było przeprowadzić ten zabieg.
- Nie szamocz się tak!
- Ale to okropne! Fuj!
- To albo pożegnasz się ze słuchem - To najwyraźniej uspokoiło kocura, który zniósł zabieg do końca. - To na tyle. Powinno ci się polepszyć po kilku dniach. No chyba, że chcesz jeszcze, aby pomóc ci zdjąć to coś z szyi? - Wskazał ogonem na obręcz.

<Wampir?>

Wyleczeni: Żabi Skok, Kolczasta Skóra, Jastrzębi Cień, Wampirza Łapa

Nowi Członkowie Pustki!

OSTRÓŻKA
Powód odejścia: Decyzja administracji 
Przyczyna śmierci: Zawał serca.

Odeszła do Pustki.

PIORUN
Powód odejścia: Decyzja administracji 
Przyczyna śmierci:  Rany zadane przez lisa. 
Odszedł do Pustki.

Od Poziomki

- Co czujesz? - zapytała Brzoskwinka, chcąc ponownie sprawdzić umiejętności swojej pierwszej uczennicy.
- Sierpówkę, mysz i... - jeszcze raz wciągnęła nosem powietrze - coś jeszcze.
W tym samym momencie Piorun posłał im niedowierzające, na wpół wściekłe spojrzenie.
- Lis! - syknął.
Ostróżka - ostatnia członkini patrolu łowieckiego - prychnęła z niezadowoleniem.
- Lis? A co on miał by tu robić? - zapytała, ignorując potencjalne zagrożenie. Dymny pacnął ją w ucho, raczej z braku cierpliwości niż z uwagi na jej głupotę.
- Nie wiem - odpowiedział szybko kocur.
Liliowa wreszcie zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, lustrując wzrokiem drzewa przed nimi. Z oddali dobiegło ich ciche rzężenie, a między liśćmi krzewów mignęło rudo-białe futro. Stworzenie wysunęło się z kryjówki. Poziomka nigdy nie widziała lisa, ale... nie wydawał się jej zdrowy. Jego kroki były chwiejne, z pyska ciekła piana. Kotka przełknęła głośno ślinę, próbując pozbyć się duszącego strachu.
- Schowaj się gdzieś! - syknęła do niej Brzoskwinka, lecz uczennica nie poruszyła się. Ze strachu łapy jakby wrosły jej w ziemię; nie mogła zrobić nawet kroku. W mgnieniu oka zwierzę rzuciło się na nich, błyskając białkami oczu.
To, że tutaj zostaniesz, przyniesie opłakane skutki. Schowaj się gdzieś - szeptał jej instynkt.
Dopiero krzyk Pioruna sprawił, że szylkretka wycofała się, wychodząc pod pobliski krzak głogu.
Gałązki szarpały jej futro, klując w oczy i nos. Zamknęła powieki i spuściła uszy, słysząc odgłosy walki i czując woń krwi.
Nie wiedziała, ile przesiedziała w kryjówce, ale gdy wszystko ucichło, wyjrzała na zewnątrz. Z początku wszystko wydawało się normalne: Brzoskwinka siedziała do niej tyłem, Ostróżka na uboczu. Wyszła. Dopiero po chwili dotarło do niej, że powietrze przesycone jest metalicznym zapachem, a trawa zabarwiła się na czerwono. Podeszła do mentorki na swoich krótkich łapkach, trzęsąc się ze strachu.
Nie.
Przed córką Leszczyny leżał... Piorun. Skórę na szyi i brzuchu miał porozrywaną, z ran lała się krew, niewidzący wzrok ukrył w koronach drzew. Ten głos w głowie... czy to oznaczało, że to ona mogłaby leżeć na miejscu dymnego wojownika?
Nie, nie!
W oczach cętkowanej pojawiły się łzy, ciało drgnęło. Słone krople pociekły po policzkach, z gardła wydobył się cichy szloch. Pierwsza śmierć, którą widziała.
Już nigdy nie wyjdzie z obozu sama, nigdy!
Oczy Brzoskwinki zaszkliły się, podbródek zadrżał. Poziomka nie wiedziała, jakie pręgowana miała relacje z kocurem, ale i tak byli rodziną.
- Ostróżko, i-idź z Poziomką do obozu - poleciła w miarę spokojnym głosem - zajmę się P-piorunem.
Szybko dotarli na miejsce, gdzie pręgowana kotka ruszyła do Wschodu, a uczennica wskoczyła na swoją gałąź, zwijając się na posłaniu. Strach, okropny strach przed tym, co właśnie zobaczyła. Nim zasnęła, czarne myśli zalały jej głowę. Co, jeśli lis tu przyjdzie? Jeśli znowu zaatakuje? Łzy, pełno łez.
Nawet nie zauważyła, że z pewnej odległości obserwował ją Księżyc, z odmiennym uczuciem wyczuwalnym we wzroku.

Od Wampirka (Wampirzej Łapy)

Po tym co powiedziała mi Skalny Szczyt, bardzo chciałem zostać uczniem. położyłem się w cieniu i postanowiłem być jak najlepszym wojownikiem. Pomagać, bronić, polować, to było moje przeznaczenie. Oliver to już przeszłość. Jaki Oliver? On to zwykły dwunożny. Leżałem w cieniu i obserwowałem klanowiczów uwijających się po obozie. Zobaczyłem Jastrzębiego Cienia i Suślą Łapę wychodzących z obozu. Wtedy zdałem sobie sprawę że żaden klanowy kot, nie nosi obróżek! ,,Muszę ją zdjąć’’ pomyślałem i zacząłem wywijać się w próbie zdjęcia kolorowej obróżki. Po kilku minutach szarpania się z nią, byłem wyczerpany a obróżka ciągle wisiała się na mojej szyi.
-Tak najwyraźniej musi być. - wymamrotałem pod nosem i postanowiłem udać się do starszyzny. Podniosłem się z ziemi na cztery łapy i powoli poszedłem w kierunku ich legowiska.
Wsadziłem głowę do środka i rozejrzałem się na boki. Bystrej Wody nie było, a Iglasty Krzew spał. Miedziana Iskra siedziała w kącie.
- Dzień dobry, Miedziana Iskro. - powiedziałem ściszonym głosem, tak by nie obudzić śpiącego kocura.
-Witaj, Wampirku - odpowiedziała. - Po co przyszedłeś? Potrzebujesz czegoś?
- Czy… czy mogłabyś mi opowiedzieć mi jakąś historię? - wypaliłem z grubej rury.
- Ach, dobrze - uśmiechnęła się i zaczęła mówić. Słuchałem jej w milczeniu i dopiero wtedy, zorientowałem się, że słyszę tylko na jedno ucho! Wysłuchałem opowieści do końca, potem podziękowałem i poszedłem do legowiska medyka.
- Potrójny Kroku? - zapytałem.


<Potrójny kroku? Pomożesz Wampirkowi?>


Od Kamiennej Łapy (Kamiennej Agonii)

Kamienna Łapa leżała pod skałą rzucającą chłodny cień. Lekki deszczyk padał z ciemnego nocnego nieba. Może dla niektórych kotów jest to przygnębiające, jednak czarną uczennicę znacznie podnosiła taka pogoda na duchu. Nawet nie zauważyła, że jakiś cień przysłonił jej sylwetkę. Podniosła leniwie głowę. To Zwęglone Futro.
- O co chodzi? - Spytała wnuczka Orlikowego Szeptu.
- O coś ważnego. - Odpowiedział Zwęglone Futro. Jego oczy podejrzanie błysnęły. - Jesteś już całkiem duża. I dość dorosła. Brakuje ci tylko pieczęci.
Kamienna Łapa spojrzała na niego pytająco. Nie powiedział wprost, ale kotka się domyśliła. Czy to naprawdę ten dzień?...
- Będę wojowniczką?! - Niemal się zachłysnęła z podniecenia. Nie powinna okazywać emocji, ale teraz to nie miało znaczenia.
- Nie będziesz, jeśli nie wstaniesz. - Powiedział Zwęglone Futro. Kąciki jego pyska rozszerzyły się w uśmiechu.
Uczennica wstała bez wahania. Uniosła wysoko ogon, podniosła hardo podbródek i zabłysnęła typową arogancją. Będzie wojowniczką. Będzie wojowniczką.
Minęło tylko kilka chwil, zanim kotka zjawiła się w tradycyjnym miejscu. Tu została mianowana na ucznia. I tu zostanie wojowniczką. Bez względu na wszystko.
Zmusiła się do pewnej siebie postawy, gdy poczuła na sobie masę spojrzeń. Spojrzała w oczy Piaskowej Gwieździe, po czym przeleciała wzrokiem po tłumie. Widziała dumę Świerszczowego Skoku i Króliczego Susa. Obok Niebiański Kwiat z malutkim uśmiechem obserwowała przebieg zdarzeń. Zwęglone Futro również błyszczał dumą. Gdy przemówiła Piaskowa Gwiazda, kotka była zmuszona skupić uwagę na niej.
- Ja, Piaskowa Gwiazda, przywódczyni Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. - Przerwała, spoglądając uważniej na córkę Świerszczowego Skoku. - Kamienna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam. - Odpowiedziała Kamienna Łapa, całą siłą woli starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Kamienna Łapo, od tej pory będziesz znana jako Kamienna Agonia. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę i lojalność, a my witamy cię jako pełnoprawną wojowniczkę Klanu Burzy.
Liderka dotknęła pyskiem czoła świeżej wojowniczki. Kamienna Agonia oparła pysk na barku przywódczyni. Po dłuższej chwili w milczeniu, obie kotki odsunęły się. Czarna skłoniła głowę, a wtedy do jej uszu dotarły winszowania i skandujące jej imię okrzyki.
- Kamienna Agonia! Kamienna Agonia!
To imię było piękne. Takie silne i godne. Kamienna Agonia cieszyła się, że od teraz tak właśnie będzie się do niej zwracać.
Odwróciła się i podbiegła do rodziców. Uniosła dumnie brodę.
- Moja córka - Mruknął Świerszczowy Skok. - Jakież trafne imię.- Dodał z nutą sarkazmu.
Tak naprawdę chciała tylko ich zobaczyć. Otarła się pyskiem o podbródek ojca i odwróciła się. Zetknęła się spojrzeniem ze Zwęglonym Futrem. Mentor lekko się uśmiechnął.
Wojowniczka ominęła koty i ruszyła do wyjścia z obozu, a deszcz już nie padał. Było cicho i spokojnie, wiał lekki wietrzyk. To była świetna pora na czuwanie.
Usiadła na miękkiej trawie i spojrzała w gwieździste niebo. W takiej właśnie chwili, gdzie będzie milczeć i obserwować gwiazdy, które teraz patrzą na nią z terytorii łowieckich Klanu Gwiazdy, czuła, że nic się nie liczy. Ani ciężkie dni, ani przywódczyni. Jest wojowniczką i zrobi wszystko dla dobra swojego klanu. Wszystko.

Od Kamiennej Łapy

Kotka siedziała w zaroślach, napinając mięśnie do skoku. Odbiła się od ziemi i jednym kłapnięciem szczęk zabiła królika. Świeża krew rozprysnęła się po jej pysku. Tak mało jadła. Tak bardzo chciała złamać kodeks wojownika i zjeść tę zwierzynę.
Ale zostały w niej resztki lojalności wobec kodeksu. Mogła nie lubić połowy kotów, ale jej zadaniem jest je wykarmić.
- świetnie sobie radzisz. - Kotka podskoczyła na dźwięk głosu Zwęglonego Futra. Kocur, jakby czytał jej w myślach, dodał. - Nie martw się. Jeszcze będzie dobrze.
- Nie chciałam, żebyś mnie taką widział.- Warknęła, przypominając sobie sytuację tamtejszego świtu, gdy straciła pewność siebie, widząc się w odbiciu kałuży. - Ale to nie znaczy, że potrzebuję troski i pocieszeń!
- W porządku, ja...
- Cicho bądź! - Przerwała gwałtownie. - Nie mów nikomu, co się wtedy stało! Obiecaj!
- Obiecuję. - Odpowiedział zdziwiony nagłą złością kotki Zwęglone Futro. - Ale każdemu zdarzają się chwile zawahań.
- I co tego? - Syknęła Kamienna Łapa. - Klan oczekuje silnej uczennicy gotowej mu służyć, a nie zrozpaczonego smutnego kociaka ubolewającego nad swoim życiem!
- Za bardzo obchodzi cię zdanie innych.
- Tak? Przepraszam, że chcę mieć dobrą reputację!
Odwróciła się i zanim mentor zdążył ją zatrzymać, pobiegła przed siebie, zostawiając królika przy krzaku. Musiała upolować więcej. Więcej, by nakarmić klan.
Przez złość poszło jej to bardzo sprawnie. Zacisnęła szczęki tak silnie, że prawie rozczłonkowała zwierzynę. Ciemny kocur już do niej szedł, jeszcze bardziej przygnębiony niż zwykle.
Nie odezwał się. Przypadł koło niej i pomógł złapać więcej królików i polnych myszy. Było ich razem całkiem sporo.
- Teraz Piaskowa Gwiazda chyba się ucieszy - Powiedział spokojnie. - Mamy dużo zwierzyny.
- Jeśli starczy cokolwiek dla mnie, chętnie bym zjadła. - Odparła kotka posępnie. - Zamierzasz dziś jeszcze zrobić coś konkretnego na treningu?
- Poćwiczymy walkę. - Wyjaśnił kocur. - Na razie zanieśmy łupy na stertę.
Kotka wzięła w pysk upolowaną zwierzynę. Wracali się kilka razy, by odnieść wszystko, jednak koniec końców polowanie wyszło całkiem dobrze. Niektóre rude koty, które dzieliły się właśnie językami, teraz podeszły do sterty i wzięły swoją porcję. Mogły jeść ile chcą. Szczęściarze.
Kamienna Łapa odwróciła się, pociągając za sobą mentora. Nie chciała tego widzieć. Obóz przestał być dla niej miejscem z miłą atmosferą.
Zwęglone Futro zatrzymał ją, gdy wyleźli odpowiednio daleko od obozu. Z dala słychać było plusk rzeki.
Kamienna Łapa nie potrzebowała żadnego znaku. Skupienie mentora wyraźnie dało jej znać, że powinna zacząć. Skoczyła i obróciła się w powietrzu. Zanim czarna masa zdążyła przewrócić mentora, ten uskoczył w bok tak zwinnie, że ledwo zdążyła wyhamować. Uczennica uniosła wysoko ogon, czekając na ruch mentora. Zwęglone Futro naprężył mięśnie i podbiegł do niej, skutecznie podcinając jej nogi. Kotka nie przewróciła się, ale zahwiała i na moment straciła skupienie. W chwili jej wahania mentor świetnie wykorzystał szansę i skoczył na nią, przewracając ją na grzbiet. Uczennica przeturlała się po ziemi i odepchnęła kocura tylnymi łapami. Nie zdążyła wstać, nim kocur ponownie na nią naparł i położył jej potężną łapę na brzuchu, a drugą unieszkodliwił jej tylne łapy. Kotka długo się z nim siłowała, ale starszy i większy mentor był o wiele silniejszy. Rozluźniła mięśnie, a wtedy kocur ją puścił.
- Twoje ruchy są przewidywalne. Zawsze robisz to samo. - Powiedział. - Znajdź inny sposób, by ochronić swój brzuch. Wiem, że zawsze odpychasz tylnymi łapami, więc skutecznie temu zapobiegłem.
- Nie uczyłeś mnie innych ruchów - Prychnęła czarna.
- A muszę cię uczyć? - Uniósł brew. - Walka to nie jest coś, czego uczysz się wyrywkowo. Nie da się nauczyć mniejszych ruchów. Mogę tylko pokazać ci parę sposobów i technik walki. Reszty musisz po prostu nauczyć się w swoim czasie.
- Bardzo pomocne - Zaszydziła Kamienna Łapa.
- Teraz możemy zawalczyć jeszcze raz. - Zaproponował kocur, ignorując jej komentarz. - Tym razem miej na uwadze, co mówiłem.
Naprężył mięśnie i postawił sztywno ogon. Kamienna Łapa schyliła głowę, jakby się skradała. Szukała miejsca do ataku. Zastanawiała się widocznie zbyt długo, bo Zwęglone Futro skoczył pierwszy. Ciemne ciało naparło na nią z całej siły, a ona uskoczyła w bok, by nie stracić równowagi. Wbiegła na mentora i zasłoniła jego oczy. Cały ciężar przeniosła na bok, by siłą przewrócić kocura, ale ten był silniejszy. Strząchnął ją z siebie, a czarna upadła z trzaskiem na ziemię. Ledwie ustała, mentor znów zbił ją z nóg . Atakował szybko, nie miała czasu na reakcję. Ciężka łapa przygwoździła ją do ziemi. Wykorzystała ostatnią uncję siły, by przewrócić się na bok. Przecisnęła się pod brzuchem mentora i wyskoczyła w górę. Upadła na Zwęglone Futro, mentorowi nie udało się utrzymać na nogach. Próbowała go trzymać tak mocno, jak tylko była w stanie. W końcu się poddał, choć kotka była pewna, że po prostu dawał jej fory.
- Jak mi poszło? - Spytała.
- Dobrze.
- Bardzo szczegółowa odpowiedź. - Warknęła kotka sarkastycznie.
- co tu więcej do gadania? Widać, że robisz postępy. Ćwiczysz bardzo dobrze. Utrwalaj tę wiedzę. - Powiedział.
Kamienna Łapa wypięła pierś, arogancja podwoiła się w jej oczach.
- Oczywiście, że radzę sobie dobrze! - Powiedziała zuchwale. Jeśli już ma być szykanowana przez rude koty, zamierza znosić to z godnością. Głupie rude plugastwa same zrozumieją po czasie, jak wiele tracą.

Od Orzeszki (Orzecha) CD. Drobnej Łapy (Kaczego Pióra)

- No pewnie, że nie! - syknęła z udawanym oburzeniem. Zwinęła się w kłębek na mchowym posłaniu, czując poniekąd pewną radość. Spędzi noc bez Kurki, w prawie nieznanym, nowym miejscu. Przez przymknięte powieki dostrzegła jeszcze, że kuzyn wraz z Mglistym Snem poszli trochę dalej. Po chwili zajęli swoje miejsca, a legowisko medyków pogrążyło się w ciszy, przerywanej jedynie cichymi pomrukami śpiących.
*na kilkanaście dni przed porodem*

- Cześć... - miauknęła niewyraźnie, wchodząc do legowiska uzdrowicieli. Ostatnimi czasy władzę tam przejęła Smutna Cisza, asystentem został Kacze Pióro. Na start przyjął również ucznia, Muchomorzą Łapę - syna Króliczego serca. Młody przykładał się do nauki, na pewno zostanie świetnym medykiem.
- Witaj. - odpowiedział rudzielec, odwracając się od stosu jakiegoś zielska – Potrzebujesz czegoś?
- Nie. - odparła szybko - Właściwie to chciałam porozmawiać... Masz c-chwilę?
Syn lidera pokiwał głową; usiedli niedaleko wejścia. Pysk kocura nie pokazywał żadnych emocji: nie wiedziała, jakie ma do niej teraz nastawienie.
- Nie boisz się? Że ci coś zrobię? - spytała z wyczuwalną ironią w głosie. Karzeł nie odpowiedział - Uważają mnie za wariatkę. - prychnęła - Ale do rzeczy. Wiesz co się działo na poprzednim zgromadzeniu. Słyszałam jak twoja siostra mówiła do Niezapominajkowego Snu... nie wiem co, ale on bardzo się bał. W dodatku... śmiała się ze mnie. C-czy ona zawsze taka jest?

<Kaczor?>

Od Szepczącej Łapy (Szepczącej Duszy)

niedługo po poprzednim opowiadaniu

Szept przygotowała się na atak ze strony kocura i tak jak przewidywała ten próbował ją podciąć. Zrobiła szybki unik, po czym wykonała ten ruch, który jemu się nie udał. Skoczyła na niego, jednak ten przeturlał się odrobinę dalej. Nim zdążyłby wstać, kocica wskoczyła na jego grzbiet uniemożliwiając mu to. Choć znacznie smuklejsza i chudsza niż on, stała się wyższa, co dawało jej pewien rodzaj przewagi nad kocurem.
–- Zejdź ze mnie! Nie mieszaj mnie od razu z błotem, no weź ja też chcę czasami wygrać!
Narcyz próbował się podnieść jednak kocica nie ustępowała i nadal stała na jego grzbiecie. Kocur jęknął, po czym w końcu powiedział – wygrałaś.
To był sygnał. Kotka zeszła z żółtookiego, a ten po chwili wstał. Cały był w chlapie.
– Jeszcze się przez ciebie przeziębię – powiedział brat Hiacyntowej Cętki, otrzepując się.
Dłuższy trening jednak na coś się jej przydawał. Dzięki niemu mogła doszlifować wszystkie umiejętności, włącznie z maczaniem mentora w chlapie. To aż dziw, że się jeszcze nie pochorował! Podeszła do kocura, po czym wskazała mu na nornicę, której nie przepłoszył jeszcze trening walki córki Sikorkowego Śpiewu. Starszy od razu przypadł do ziemi. Skoczył na zwierzątko, jednak potknął się o wystający kamień i runął jak długi, nieświadomie zabijając nornicę swą łapą. Niestety, na domiar złego dla Narcyza okazało się, że upadł na zboczu pagórka i już po chwili z wrzaskiem stoczył się z wypukłości terenu. Szepcząca chwyciła nornicę upolowaną przez jej mentora w zęby po czym podbiegła do niego. A jeśli sobie coś złamał?! Na szczęście już po chwili kocur wstał. Pewnie będzie miał kilka sińców, ale nic poza tym. Zielonooka delikatnie strzepnęła z grzbietu kocura chlapę, jednak futerko kocura w tym miejscu nadal było całe mokre i brudne. Odłożyła nornicę pod jego łapy, by mógł ją zabrać.
– Wracajmy do obozu, muszę się wymyć. – powiedział kocur. Szept aż się przeraziła. Pamiętała, co stało się ostatnio jak nic nie przyniosła z polowania. Chaber od razu miała do niej pretensje i uznała, że nie jest aż tak dobrą łowczynią. Jedno polowanie przecież o niczym nie świadczy! Każdemu, nawet najlepszemu łowcy czasem coś zwieje (nawet przed rozpoczęciem polowania, jak to było w tamtym przypadku). Dała ogonem znak mentorowi, by poczekał na nią chwilę.
– Hej! Nie bój się, że nic nie przyniesiesz, ostatnim razem jej powiedziałem, że przecież każdemu czasem może się zdarzyć! Hej! Wracaj!
Niebieska ledwie go usłyszała. Dostrzegła kolejny cel. Szybko i sprawnie zakończyła polowanie i już po chwili wróciła do mentora z nornicą w pyszczku.
– Już nic. – powiedział niebiesko-biały.
Udali się do obozu Klanu Burzy by dołożyć swą zwierzynę do stosu. Gdy tylko to uczynili, pożegnali się, a potem oddalili się w tylko sobie znanych kierunkach.

Od Szepczącej Łapy (Szepczącej Duszy)

nadal siedzimy na początku zimy XD

– Kochana, podasz mi proszę ten pyszny liść?
– Tak, oczywiście Granitku. Proszę.– odpowiedziała w myślach skałce Szept, przysuwając do odłamka skalnego przegniły liść z ostatniej pory opadających liści.
– Smaczniejsze były by soczyste liście pory nowych liści. – skomentował piaskowiec, pałaszując brązowy przegniły średniej wielkości listek.
Kocica spojrzała na niego przepraszająco. Nie miała niestety żadnych świeżych liści, no bo gdzie takie znaleźć w porze nagich drzew?
– I tak cieszmy się, że mamy cokolwiek – powiedział ciemny kamień o nietypowo nieregularnym kształcie. – W końcu nie musimy jeść by przeżyć, więc nie musiała fatygować się by je dla nas znaleźć.
– Cieszę się, tylko stwierdzam fakt. – odpowiedziała skała piaskowcowa.
– Oh! Zaraz mam trening! – powiedziała w myślach do kamieni Szepcząca Łapa, gdy tylko to sobie uświadomiła.
– Szybko biegnij! – wrzasnął do niej Granitek – Będziemy tu na ciebie czekać!
Uśmiechy kamieni dodały jej otuchy. Pożegnała się z nimi, po czym szybko wybiegła z legowiska terminatorów. Nie może dotrzeć na miejsce spotkania po Narcyzie! Albo….co gorsza się spóźnić! Gdy tylko przekroczyła próg legowiska uczniów dostrzegła Narcyzowy Pył, który wychodził właśnie z legowiska wojowników. Kocur był bardzo zdziwiony, gdy dostrzegł ją tuż przed legowiskiem uczniów. Zazwyczaj o tej porze niebieska kocica była już na miejscu od dawna. Brat zastępczyni szybko zorientował się w sytuacji i zaczął gnać do ustalonego miejsca podobnie jak Szept. Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE. Nie da mu być pierwszym, oj nie ma mowy! Kocica z uśmiechem biegła do ustalonego punktu i udało jej się tam dotrzeć przed Narcyzem. Zdążyła sobie nawet klapnąć nim ten do niej dotarł.
– AH! Miałem taką dobrą okazję! Ahhhhh czemu! Czemu! – z uśmiechem powiedział żółtooki.
Potem razem wyszli z obozu, by zacząć trening.
***
– Zimno mi. – powiedział jeden z kamieni Szeptu. Była noc, a Szept już dawno wróciła z treningu. Spojrzała na kamień, a potem przeniosła wzrok na resztę skałek. Wszystkie wyglądały na zmarznięte, więc przyciągnęła je do siebie ogonem.
– Lepiej, dziękuje, dobranoc. – powiedział piaskowiec, zamykając swoje oczka.
– Dobranoc. – odpowiedziała mu w myślach Szept, zamykając swe intensywnie zielone błyszczące w ciemnościach ślepia.

Od Mysiego Kroku CD. Ryjówki

*zimą*

Kocur położył uszy. Gorzej nie mógł trafić. Nie dość, że znów wpadł na tą wredną kotkę to jeszcze teraz Szalony Dwunożny. To się nazywał pech. Ciarki przeszły po jego grzbiecie. Nie chciał umierać. Na samą myśl o tym, że niebezpieczny osobnik mógłby zrobić to samo co jego kuzynce Kalinkowej Łapie serce zaczęło mu szybciej bić.
— Tak. — odpowiedział kotce szeptem. — Nawet nie myśl o ucieczce. Ma kij strzelający kamieniami, który zabije cię w uderzenie serca. 
Samotniczka zmarszczyła brwi. 
— Coś takiego nie może istnieć. 
Mysi Krok skrzywił pysk. 
— To leć się przekonać. 
Kotka syknęła, ale Myszek wbił wzrok w sylwetkę Dwunoga. Człowiek kręcił się koło płotu zupełnie jakby czegoś szukał. Wojownik nie widział z tej odległości wyrazu jego pyska. Może i lepiej, że nie widział szaleństwa malującego się na twarzy Dwunoga. Odruchowo przywarł do kotki. Samotniczka już chciała rzucić jakąś zgryźliwą uwagą, ale Mysi Krok ją wyprzedził. 
— Idzie w naszą stronę. — miauknął przerażony. 
Czuł jak łapy mu drżą. Serce gnało jak szalone, a wszystko kazało mu uciekać. Miał szansę. Mógł odwrócić uwagę Dwunoga od siebie samotniczką i uciec bezpiecznie do klanu. Westchnął cicho, odrzucając tą myśl. W śniegu obydwoje byli tak samo widoczni. Po raz pierwszy pożałował, że nie wygląda jak Zimorodkowy Blask. Z jego futrem już dawno mógłby się bezpiecznie oddalić.
— Rozdzielmy się. Ja pobiegnę tam, a ty tam. — mruknęła stanowczo Ryjówka. 
Mysi Krok pokręcił energicznie łbem. 
— Swoim kijem z kamieniami zabije nas obu bez problemu. — skłamał, nie chcąc robić za przynętę.
— Ja nie dam się mu postrzelić. Nie wiem jak ty. — stwierdziła kotka. 
Niezrozumiały krzyk rozległ się. Obydwa koty zjeżone przeniosły wzrok w jego stronę. Pojawił się drugi Dwunożny. Mniejszy, kolorowy. Jego futro przywodziło na myśl Myszkowi kwitnące chabry. Skoczył na Szalonego Dwunoga, piszcząc. Starszy osobnik zajął się młodym, odchodząc od drzewa, za którym kryły się koty. Myszek odetchnął z ulgą. Samotniczce też widocznie ulżyło. 
— Myślisz, że to jego młode? — wyrwało się mu, spoglądając na tamtą dwójkę. 
— Pachnie śmiercią. Takie stare osobniki się nie rozmnażają. — prychnęła kotka, jakby to było coś oczywistego. 
Mysi Krok położył uszy. Nie skupił się na zapachu Dwunoga. Wstał powoli i otrzepał sierść z śniegu. 
— Nie do zobaczenia nigdy. — mruknął pospiesznie do kotki, udając się w swoją stronę.

<Ryjówka?>

Od Fałszywego Serca

 Blogger to gnojek nie ufajcie mu

Fałszywy skulił się delikatnie na posłaniu z mchu. Chłodne powietrze dostało się do środka, a on ze swoją krótką sierścią marzł co nie co. Musiał iść na patrol. Już wczoraj ustalił to z Miętowym Strumieniem, że z samego rana wylezie z cieplutkiego legowiska i obejdzie ich tereny. Nie wiedział co prawda, czy idzie ktoś jeszcze, ale miał to pod ogonem. Przymknął na chwilę oczy, ciesząc ostatnimi momentami w ciepełku. 

Siedział i czekał na pozostałych. Spodziewał się zobaczyć Zajęczy Omyk. Partnerka zastępcy chyba go nieoficjalnie adoptowała, bo zachowywała się jak prawdziwa matka wobec niego. Nie, żeby narzekał, szylkreta była naprawdę cudowna, jednak on jako silny wojownik, nie potrzebował matczynej miłości (albo tylko tak sobie wmawiał). Westchnął cicho na własne myśli. Dlaczego się tym przejmował? Przecież miłość była przereklamowana i nie dla niego. 

Podniósł głowę, kiedy usłyszał kroki. Dostrzegł, o dziwo, Miętowy Strumień, a za nim szła cała w motylkach Zajęczy Omyk. Oho, czyżby wielki pan zastępca postanowił skontrolować ich pracę? A może Zając coś mu na ucho szepnęła o adopcji Fałszywego i Miętowy chce wybić jej to z głowy? Kto wie, ale point czuł, że powinien mieć się na baczności. Niby zastępca był stary, ale wciąż mógł mieć sporo siły. 

Już mieli ruszać, kiedy usłyszeli wysoki głos, na którego dźwięk Fałszywemu zjeżyła się sierść. Orła Łapa biegł za nimi na krótkich łapkach, a gdy był długość zająca od nich, wyjebał się na ryjek. Zajęczy Omyk niemal od razu podeszła i zaczęła uspokajać ucznia, którego oczy zaszły łzami. Arlekin wiedział, że wygłupił się przed ważnymi kotami. Po pierwsze, zastępcą, po drugie, jego partnerką, a po trzecie, przed swoją miłością. Gorzej być nie mogło! 

- D-dzień dobry. - Miauknął nieco niepewnie. 

- Dla kogo dobry dla tego dobry - mruknął Fałszywy, idąc przed siebie. 

Dlaczego Orła Łapa był tam, gdzie on? Mało mu było miejsc w klanie? Albo innych kotów? Dlaczego do cholery padło na niego? 

Zirytowany szedł na przedzie, a za nim Miętowy Strumień, na samym końcu zaś Orzełek z Zając, która go zagadywała. Fałszywy odważył się zacząć rozmowę z Miętowym. Nie była jakaś zobowiązująca, kocur nie pałał do niego miłością, bardziej neutralnością oraz wkurwieniem na wszystko dookoła. Ale co prowadzić, point i tak starał się nie wchodzić mu pod łapy. 


Szli przy granicach z Klanem Nocy. Nikt nie miał uśmiechu na pysku, poza Orlą Łapą. Zając, Miętowy i Fałszywy szli, poważnym wzrokiem patrząc na zabrane im tereny. 

- Dlaczego jesteście tacy poważni? Mamy piękny dzień! - Orzełek zagaił temat do Fałszywego. 

- To granica z Klanem Nocy. Naszym odwiecznym wrogiem. - Odpowiedział Fałszywy, a w jego głosie pobrzmiewała nienawiść. 

- Przecież Lwia Gwiazda nie chce wojny. 

- To się stało, kiedy Lew nie był liderem. - Mruknął smętnie. - Rozpętała się walka pomiędzy naszym Klanem, a Klanem Nocy. Zabrali nam wtedy te tereny. 

Wskazał ogonem polanę. W oddali mógł dostrzec nawet sylwetki jakichś nocniakow, których najchętniej by pomordował. 

- Nie wiedziałem - miauknął cicho. 

- Bywa. - Odparł obojętnym tonem point. 


Wrócili do obozu. Fałszywy polazł na ubocze, żeby odpocząć po patrolu. Umył swoje wielobarwne futro, by olśniewać wszystkich dookoła. Nagle pojawiła się przed nim piszczka. 

- Czy ty jesz cokolwiek? - Orzełek zapytał z lekka zmartwiony. 

- Skoro żyję to coś tam jem - burknął niebieskooki. 

- Musisz jeść więcej. Jesteś za chudy - mówił dalej młodszy. 

- Nie mów mi co mam robić - Fałszywy odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu, uderzając ogonem o ziemię. 

- Martwię się po prostu - mruknął pokornie Orzełek. 

- Nie masz o co. - Point odwrócił głowę. 

- To zjedz chociaż to. Wybrałem najładniejszą ze stosu! - Pochwalił się. 

Fałszywy chciał protestować, jednak wbite w niego żółte oczy kazały mu jeść. Orzełek w tej jednej kwestii był zdecydowany. Trzeba jeść, jeść i jeszcze raz jeść! Pewnie dlatego był taki tłusty, chyba, że to wina karłowatości. 


Kiedy zjadł, Orzełek mył swoje futro. Syn Łabędziego Plusku nie wiedział, czemu arlekin nadal tu siedział. Miał to w nosie, jednak obecność ucznia go irytowała. 

- C-Chcesz iść na spacer? - Usłyszał. 

- A gdzie? - Zapytał, unosząc brew. 

- W nasze miejsce! - Szepnal Orzełek, jakby to była największa tajemnica świata.

- Nasze…? A, tam - Fałszywy po chwili ogarnął. Nie podobało mu się nazywanie tamtych kilku krzaków "ich miejscem". Orzełek dopowiadał sobie zdecydowanie zbyt wiele. 

- To jak? - Zapytał z nadzieją żółtooki. 

- Nie mogę. Biorę na trening Piegowatą Łapę. - Odparł. - Ale…

- Ale?? 

- Jutro o zachodzie słońca. - Miauknął, podnosząc się. Nadal grał na uczuciach Orzełka, ale kto mu zabroni? Przynajmniej miał zajęcie. 

- Z-zgoda! - Uczeń kiwnął głową, a jego oczy dziwnie świeciły. 

Fałszywy tego nie skomentował. Musiał iść z tym małym diabłem na trening. Przygotował się psychicznie, nim nie ruszył do legowiska uczniów. 

28 maja 2021

Od Skalnego Szczytu CD. Mleczyka (Mleczowej Łapy)

- Naprawdę tak myślisz? – spytał, a w jego ślepiach zaiskrzyło niedowierzanie zmieszane z zainteresowaniem. Kotka westchnęła, przekręcając rozbawiona oczami. Przy Mleczyku odnajdywała w sobie nieznane jej pokłady cierpliwości, której na co dzień naprawdę jej brakowało.
- Skoro tak mówię, to tak myślę – stwierdziła, wzdychając -Naprawdę, nie mam powodów i nie widzę sensu w okłamywaniu ciebie w tym momencie.
Liliowego te słowa tylko zmotywowały, bo uśmiechnął się w jej stronie, a nawet zaczął machać ogonem. Poczuła przez moment dziwne uczucie we wnętrzu, bo ona w chwilach nadmiernej radości kiwała tą częścią ciała, chociaż niektórzy twierdzili, iż koty nie powinny tak okazywać szczęścia. A tu proszę, ktoś spędzał z nią zbyt dużo czasu i właśnie ma przed sobą tego efekty. Na początku kociak wydawał jej się niebywale mały, przez co sama nie dowierzała, że i ona urodziła się w takim drobnym ciele, a z biegiem księżyców urosła i choć była średniego wzrostu, to i tak uważała się za dużą. Teraz natomiast pręgowany wydawał jej się być dosyć wysoki jak na jego wiek, a gdy wyobrażała sobie, że mógłby ją przerosnąć, niemalże przeklinała swoje geny, które nie dały jej dłuższych kończyn.
- To w takim razie postaram się więcej ćwiczyć, żeby być lepiej przygotowanym – miauknął, na co Skała jedynie skinęła głową. Poczuła dumę, bo właśnie nakierowała kogoś na właściwą ścieżkę.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, kiedy to kątem oka spostrzegła stojącą przy żłobku kotkę. Jastrzębi Podmuch wpatrywała się w ich stronę, jakby czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony syna. Skała pacnęła młodszego, a ten odwrócił się i złapał kontakt wzrokowy z matką. Niebieska ruchem łapy przywowywała go do siebie. Mleczyk wstał i powoli skierował się w jej kierunku.
- Pa! – rzucił tylko do czarnej, ruszając biegiem i znikając po chwili we wnętrzu kociarni.

*** 

Jej młodszy przyjaciel został właśnie mianowany na ucznia. Przyjął imię Mleczowa Łapa, a jego mentorem stał się pewien rudy wojownik. Skała była zadowolona z wyboru Wróblowej Gwiazdy, bo wiedziała, że z tym kocurem liliowy się przynajmniej czegoś nauczy.
Poczekała, aż malec porozmawia z Leszczynową Bryzą, a potem z resztą rodzeństwa pójdzie pochwalić się matce. Czarna przypomniała sobie własną ceremonię. Nie odważyła się wtedy podejść do Borsuk. W jej oczach nigdy nie widziała dumy, którą tak bardzo chciała ujrzeć. Rodzicielka miała ją najpewniej gdzieś i Skała doskonale zdawała sobie z tego sprawę, więc przestała dbać o jakkolwiek dobre relacje z rodzicem. 
Na sam koniec Mleczyk podreptał w jej stronę, mając na pysku zachwyt nową rolą w społeczeństwie.
- Gratulacje, w końcu jesteś uczniem – uśmiechnęła się w jego stronę. – Klan będzie miał w przyszłości kolejnego, wspaniałego wojownika! – zapewniła go. Lubiła widzieć radość w  tych pomarańczowych oczach, miała nadzieję, że jej słowa zachęcą go tylko do pracy nad sobą, dzięki czemu nigdy nie będzie się obijał. 
- Będę sumiennie trenował! – obiecał. Skała rozejrzała się, obserwując, jak koty wracają do swoich obowiązków.  Potem znowu spuściła wzrok na liliowego.
- Mam nadzieję, nie trać ani chwili! Leszczynowa Bryza jest już trochę stary, ale  na pewno ma całkiem spore doświadczenie, więc wiele się od niego nauczysz! – miauknęła optymistycznie.

<Mleczyku?>

Od Skalnego Szczytu CD. Wróblowej Gwiazdy

Wracając z czuwania, nie potrafiła uspokoić samej siebie. Jej kroki były żwawe, a ogon radośnie kiwał się we wszystkie strony świata, uderzając przypadkiem przechodzące koty. Wciąż przepełniona ekscytacją nie potrafiła przestać się szczerzyć do każdego, kto tylko by spojrzał w jej kierunku. Jastrzębi Cień zaproponował udać się do legowiska na krótki odpoczynek, jednak Skała jedynie go wyśmiała, gdyż miała zbyt wiele energii, aby iść po prostu posiedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Całą sobą pokazywała nadmiar pozytywnych emocji, a żegnając się z bratem, nie spostrzegła innego burego kocura, zmierzającego w jej kierunku.
- Gratulacje - miauknął lider, uśmiechając się do niej. - Imiona się podobają? - zażartował.
Czarna wbiła w niego zainteresowany wzrok, a w jej oczach błyszczały iskierki zadowolenia. Na pysku miała zachwyt, a biorąc głęboki oddech, przygotowała się do dłuższej wypowiedzi.
- Jasne, to najwspanialsze imię, jakie mogłam mieć! Moje jest oczywiście lepsze, dziękuję ci wujku, że mnie doceniłeś! W końcu zrobiłeś coś bardzo dobrego dla klanu, będę wspaniałą wojowniczką, przyniosę mu tylko chwałę! - stwierdziła dumnie.
- Nie wątpię - odparł lekko zmieszany jej narcystycznym podejściem, choć z drugiej strony wydawał się być rozbawiony jej nadmierną wiarą w siebie. Skała lubiła w sobie swoją pewność siebie, nawet, jeśli wiele kotów zapewniało ją, że tym tokiem myślenia może się łatwo zgubić w życiu.
- No bo spójrz, Skalny Szczyt, przecież to brzmi tak wspaniale i dostojnie, no i ma przede wszystkim sens! Jestem silna, jak taka góra i zajdę w życiu daleko, dojdę na szczyt w tej całej życiowej podróży. A Jastrzębi Cień? No dobra, jest sobie cichy, jest dobry w podchody, taki dosyć niezauważalny, ale to tyle - stwierdziła, rozglądając się po obozie. Na moment zawiesiła wzrok na pewnej szylkretce, którą tak podziwiała. Zapatrzyła się w nią i nie odrywała wzroku, dopóki nie usłyszała westchnięcia lidera.
- Obydwoje dobrze sobie radzicie, po prostu macie inne metody na walkę i polowanie. Żadna nie jest ani gorsza, ani lepsza - oznajmił łagodnie. - I pamiętaj, że niektóre wzorce do naśladowania nie są najlepszym wyborem - dodał, widząc, na kogo zwróciła uwagę.
- Chodzi ci o Płonącą Waśń? - prychnęła  - Jest wspaniałą wojowniczką i nie rozumiem, dlaczego akurat z niej nie powinnam brać przykładu. Jest świetnym członkiem tego klanu, nie rozumiem twojego pesymistycznego podejścia wobec niej - burknęła, odwracając urażona głowę. Dlaczego Wróblowa Gwiazda nie potrafił docenić faktu, że  ma w klanie tak cudowną istotę?

<Wróblowa Gwiazdo?  >

Od Jałowcowego Świtu Cd Splątanego Futra

    Był dumny z młodej wojowniczki. Splątane Futro na pewno da sobie radę w nowej roli. Była odważna, energiczna, pomysłowa (choć to niezbyt dobrze wykorzystywała). Kotka pewnie zdawała sobie sprawę, jakie nowe obowiązki ją czekają, ale najwyraźniej optymizm i tak przejął górę. Szeroki uśmiech, wyprostowana poza. Tak właśnie wyglądała w tym ważnym momencie tricolorka. Miał tylko nadzieję, że zauważy jaki to ważny okres w życiu. Musiała sobie szczędzić ciągłych żartów oraz kawałów. Wkroczyć na nową ścieżkę, równie ważną co podczas bycia uczniem. Zaczynało się coś nowego. Ciekawe tylko, czy jest na to przygotowana. Ktoś powinien jej pomóc i wiedział, że znajdzie sobie takiego kogoś. Kotka w końcu nie była na innych aż tak zamknięta. Skoro polubiła takiego dziwaka jak on, z pewnością potrafiła rozmawiać z innymi rówieśnikami. 
- Jałowcowy Świcie! - usłyszał jej krzyk. Podbiegła do czekoladowego podekscytowana. Aż wylewała się z niej radość. - Wreszcie zrozumieli, jak jestem utalentowana – stwierdziła, prężąc się z dumą. - Po moim czuwaniu idziemy szukać tych dżdżownic?- zapytała mrugając do niego okiem. Zaśmiał się cicho. Czyli pamiętała. Fajnie było poczuć, że ktoś jednak wysłuchał twojej propozycji.
- Oczywiście. I w ogóle, gratuluję- skinął jej głową.- Na pewno poradzisz sobie w nowych obowiązkach.
- Ja? Pewnie! Dam sobie na sto procent radę. W końcu, po co by mnie mianowali!- prychnęła.- Docenili moje zdolności. No i nie muszę już chodzić na treningi z tym debilem…
- Nie nazywaj tak Jeleniego Kopytka- ostrzegł ją ostro. Tamta tylko przewróciła oczami.
- E tam. Muszę w końcu coś zrobić Pszczelemu Pyłkowi- stwierdziła po chwili. Zaskoczony na nią spojrzał.
- Karmicielce? Z kociakami? Co ty. Może jak jej bachorki zostaną uczniami. Lepiej żebyś już sobie dała spokój- zauważył. 
- Uh. To do zobaczenia!- miauknęła do niego i odbiegła gdzieś na drugi koniec obozu.

***


- No widzisz, tutaj nie możemy szukać bo jest za sucho- zauważył Jałowcowy Świt, kręcąc głową.- Możemy się przesunąć dalej…- zaproponował. Splątane Futro kiwnęła głową niepewnie. Nadszedł ten czas, gdy poszli znaleźć piękną dżdżownicę dla calico. Nie znaleźli do tej pory żadnej. Kotka raz czy dwa nie szczędziła sobie przykrych uwag, ale go to nie obchodziło. Był profesjonalistą w takich sprawach. Wystarczyło zobaczyć, z jaką koncentracją wpatruje się w glebę oraz powoli przekopuje ziemię. Mieli całe zabłocone łapy. To nie przeszkadzało zbytnio. Cieszył się, że robią coś ciekawego. 
- Gdzie jest niby mokro?- zapytała zdziwiona. 
- Tam, gdzie jest mokro też pod spodem a nie z samego wierzchu jak tu. To tak jakby zwierzyna wyglądała na zdrową, a w środku była zepsuta.
- Ale wtedy czuć chorobą.
- Mniejsza z tym. Widzisz? Tutaj możemy zobaczyć, czy coś się nie chowa- odparł. Zaczęli delikatnie grzebać. Kotka, odrobinę zniechęcona, nagle podskoczyła.
- Mam coś!
- Pokaż!- miauknął szybko. Rzeczywiście. Obok jej łap, był sporej wielkości robal. Wił się we wszystkie strony.
- Ooo, ale świetnie! Chcesz go przygarnąć? 

<Splotko?>