Wreszcie odłożyła zwierzynę (aby lepiej móc się komunikować), po czym, strzepnąwszy ogonem, otworzyła pyszczek:
— Ja?... Z miasta — wymruczała beznamiętnym tonem głosu. Mogło się wydawać, że była wręcz znudzona rozmową, choć w rzeczywistości wyjątkowo interesowała ją ta istotka i to, co miała jej do opowiedzenia. Wydawała się godnym towarzyszem… kimś na równi z nią.
Oczy rudzielca niemal zaświeciły się na jej odpowiedź, a wąsy drgnęły entuzjastycznie. Dobrą wybrała odpowiedź najwidoczniej, skoro dała ona mu tyle uciechy.
— Naprawdę? Ja też jestem stamtąd! Znaczy, ja i moje rodzeństwo, ma się rozumieć! I jak ci się podobało?
Oh, z miasta? Czyżby ktoś jeszcze podzielał jej smutny los? Kukła przekrzywiła nieznacznie głowę i przycupnęła na ziemi, owijając ogon wokół łap. Ta rozmowa robiła się zdecydowanie ciekawsza.
— Miło było — mruknęła. — Ściany stare, wilgotne powietrze i ładne rzeczy.
Kocurek omal nie podskoczył w miejscu z radości.
— Ładne rzeczy? Brzmi super! A jak znalazłaś się w Klanie Klifu? Masz jakieś rodzeństwo?
Zastanowiła się chwilę. Czy ciotka byłaby zadowolona z dzielenia się z innymi jej planem? Pewnie nie. No trudno.
— Zbłądziłam — odparła krótko. — Ale w domostwie miałam dwie siostry.
Jej towarzysz przez chwilę milczał; jego mordka nieco pociemniała. Czy to ze smutku? Może coś rzuciło cień na jego pyszczek? Dziwne to, dziwne.
— Oh, to strasznie przykre! Wiesz, ja przynajmniej trafiłem do klanu z braćmi… Na pewno musisz to przeżywać! Nie wyobrażam sobie stracenia takiego Trójki albo Drzemlika, albo Płomykówki… A co z twoją mamą? A tatą? Pewnie też bardzo za nimi tęsknisz. Ale nie przejmuj się, jak chcesz, to my możemy być twoją rodziną! W sensie wiesz, nieprawdziwą, ale taką udawaną… rozumiesz co mam na myśli, co nie?
Pauza. Skinęła głową.
— Chyba.
— To super! Chcesz się w coś pobawić?
I nie czekając na odpowiedź, maluch zerwał się na równe łapki i uśmiechnął się promieniście.
— Możemy pobawić się w berka! Ty gonisz, a ja uciekam… O, albo w chowanego! Co wolisz? Masz swoją ulubioną grę?
Kukiełka strzepnęła uchem. Grę? Nie za bardzo rozumiała, o czym mówił ten kociak.
— To znaczy?
— To znaczy co? — Rudzielec zerknął na nią pytająco; najwidoczniej był jeszcze bardziej zaskoczony od niej.
— Nieważne — odparowała szybko i również wstała. — Możemy zagrać w berka. Tak.
Maluch rozchmurzył się i zanim zdążyła zareagować, zrobił kilka długich susów naprzód, najwidoczniej tym samym zaczynając grę.
— Zaczekaj! — zawołała za nim, chociaż można to było bardziej nazwać zwykłym zdaniem, wypowiedzianym nieco głośniejszym tonem głosu. Kocur spojrzał się przez ramię. — Lubię cię. Jak cię zwą?
Młodszy zamrugał kilka razy, po czym zaśmiał się perliście.
— Wybacz, nie przedstawiłem się! Jestem Świergotek. — I po tych słowach rzucił się przed siebie (tym razem zabawa chyba na serio się rozpoczęła).
Kukiełka przez chwilę obserwowała niebieskookiego. Wcześniej wspomniał coś o tym, że ona goni… Więc musiała go złapać? I co potem?
Nie, nie mogła wyjść na głupiutką. Czas pokaże, czas pokaże. Z początku powoli, potem nieco szybciej (tak, że można było powiedzieć, że serio biegnie) ruszyła za Świergotkiem. I z czasem, jak tak ganiali się za sobą po żłobku (swoją drogą ten mały rudzielec robił mnóstwo hałasu podczas gonitwy) jej mordka wygięła się w subtelnym, nieco krzywym uśmiechu — nawet, jeśli ani razu nie udało jej się złapać Świergotka i po chwili padła na ziemię z towarzyszącym temu triumfalnym okrzykiem młodszego, to było całkiem zabawnie. Nigdy nie bawiła się w ten sposób z innymi.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Dni mijały Kukle całkiem spokojnie; spędzane na treningach ze Stokrotkową Pieśnią oraz wypełnianiu woli Marionetki, prędko dobiegały końca. Po ćwiczeniach zazwyczaj widywała grób Złotej Drogi — widziała, że mało kto bywał na miejscu jego pochówku, więc bez obaw mogła spędzać tam czas. Tęsknota wciąż łapała za jej serce od czasu do czasu na myśl o kocurze lub ciotce, i zupełnie nie potrafiła tego zrozumieć. Dziwne.
Wracała właśnie do obozu po treningu ze Stokrotkową Pieśnią. Szczęki zaciskała na niewielkim ptaku, którego ciało poruszało się w rytm jej kroków; ledwo pożegnała się z mentorem, gdy usłyszała znajomy głos:
— Kukł… Zmierzchnico!
Odwróciła się, aby jej wzrok napotkał rozpromieniony pysk Świergotka. Ah, tak. Dawno z nim nie rozmawiała. Tak właściwie od ich pierwszego spotkania w żłobku nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu…
— Hej! — W kilku zgrabnych susach rudzielec znalazł się przy jej boku. — Co u ciebie?
Zamrugała kilkakrotnie. Co u niej?
— Normalnie — wymamrotała.
Kocur strzepnął uchem, jednak nie wydawał się zrażony jej odpowiedzią.
— To chyba dobrze, co nie? Chcesz coś porobić?
Chwila ciszy. Czy chciała coś porobić? Spojrzała z ukosa na Świergotka. Nikt nigdy nie chciał z nią gadać, więc… chyba chciała coś porobić. Skinęła łepetynką.
— Możemy się przejść.
Grób Złotej Drogi mogła odwiedzić póżniej.
<To jak, Świergotku?>
[788 słów]
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz