***
Gdy się obudził, Świergot i Purchawka już krzątały się po lecznicy, wyraźnie poddenerwowane. Kruszynka wciąż smacznie spała, zupełnie nieświadoma, że kotki zdążyły już wrócić. Kiedy tylko zauważyły, że zielonooki otworzył oczy, od razu zwróciły się w jego stronę. Pierwsza podeszła szamanka. Jej ogon nerwowo poruszał się na boki, a w oczach mieszało się rozbawienie z niepokojem. Wiciokrzew zastanawiał się, co mogło doprowadzić ją do takiego stanu, bo to przecież dość dziwna mieszanka emocji.
— D-dzień dobry, Świergot! — zawołał, obracając się na brzuch i opierając głowę na łapach. Pręgowana zmarszczyła brwi, coraz bardziej zaniepokojona jego zachowaniem.
— Już prawie noc. Zachowujesz się dziwnie, a… po obozie zaczęła krążyć plotka, że… — urwała, by nabrać oddechu i odkaszlnąć. Chrapliwy dźwięk rozbrzmiał w lecznicy, a Wiciokrzew skrzywił się, gdy przeszył go nagły ból głowy. — Podobno powiedzieliście młodziakom, że mak jest święty i nie wolno go dotykać… Czy to prawda?
Liliowy postawił uszy. A więc szamanka też już wiedziała? To dobrze, bo przynajmniej nie będzie jej musiał tłumaczyć wszystkiego od początku. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął łapę w jej stronę.
— M-masz rację! Widzisz… d-dostałem przepowiednię od W-Wszechmatki! Po-powiedziała mi, że mak jest… ś-święty — wyznał z przekonaniem. Jednak Świergot nie wyglądała na zachwyconą. Może była zazdrosna, że to nie z nią bogini się skontaktowała? To nic. Każdy by był. Szamanka spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami, wyraźnie zaskoczona, ale milczała. Ciszę przerwał dopiero cichy jęk Kruszynki, która – jak się okazało – też już się obudziła.
— Moja głowa… — szepnęła, chwytając się łapą za czoło. Wiciokrzew spojrzał na nią z nadzieją. Na pewno go poprze, prawda? Przecież wcześniej mu uwierzyła i pomogła przekazać tę wieść dalej! Jednak szylkretka wyglądała raczej na zawstydzoną niż przekonaną.
— Świergot… — zaczęła, ale szamanka uciszyła ją lekkim ruchem łapy, mrużąc oczy.
— Nie wiem, co się z wami dzieje… Myślę, że Sówka będzie chciała to wyjaśnić. Powiedzcie tylko, czy boli was głowa, macie zawroty? Dlaczego? — dopytywała, unosząc jedną brew. Wiciokrzew otworzył pysk, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Spojrzał więc na Kruszynkę, licząc, że powie coś za niego.
— Tak, boli… — przyznała cicho, poruszając ogonem. Świergot skinęła głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
— Idziemy do Sówki. Będziecie musieli opowiedzieć jej wszystko, co się wydarzyło — poleciła.
Wiciokrzew wymienił szybkie spojrzenie z Kruszynką, ale ta unikała jego wzroku. Oboje wstali i ruszyli za szamanką jak skazani na śmierć. Dobry humor kocura zniknął, ustępując miejsca stresowi i pulsującemu bólowi głowy.
Legowisko liderki znajdowało się wysoko, na jednej z gałęzi, ale Świergot nie pozwoliła im się wspinać, widząc ich stan. Zawołała więc Sówkę, która po chwili zeszła do nich na ziemię.
— Tak, Świergot? Co się stało? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę.
— Pewnie już słyszałaś o tej plotce — zaczęła pręgowana. — Młodzi rozpowiadają, że mak jest święty, że nie wolno go ruszać, zjadać ani zbierać. — Sówka skinęła z powagą, słuchając uważnie słów brązowookiej. — Dowiedziałam się, że to ta dwójka jest za to odpowiedzialna. Ale to nie zwykła psota, bo coś jest z nimi nie tak. Kruszynka skarży się na ból głowy, a Wiciokrzew ledwo stoi na łapach. Zastanawiam się, co mogło to spowodować.
Zielonooki stał za szamanką, zgarbiony i z opuszczoną głową. Wzrok miał niepewny, jakby bał się, że zaraz spotka go kara. Przecież mówił prawdę! Naprawdę dostał przepowiednię! Dlaczego nikt mu nie wierzył? Kiedy chciał się odezwać, świat nagle zawirował. Zachwiał się, ale nie upadł. Sówka zmarszczyła brwi, coraz bardziej zaniepokojona.
— Dobrze… lepiej, żeby usiedli — poleciła spokojnie. Gdy to zrobili, mówiła dalej:
— Powiedzcie, co robiliście w ciągu dnia. Jeśli… wzięliście kocimiętkę, nie musicie się wstydzić. Chcemy tylko wiedzieć, co wam dolega.
— N-nie braliśmy ko-kocimiętki! — zaprotestował Wiciokrzew, poruszając wibrysami z oburzenia. Kruszynka mu przytaknęła.
— Może i nie braliśmy żadnego zioła, ale na Śmietnisku… znaleźliśmy taką dziwną, kolorową wodę — mruknęła niepewnie, unikając ich spojrzeń. — Pachniała ładnie, więc chwilę nad nią staliśmy… Ale potem zrobiło nam się niedobrze… — dodała, próbując poskładać wspomnienia sprzed snu. Wiciokrzew kiwał głową przy każdym jej słowie, choć wszystkie te wydarzenia pamiętał, jak zza mgły. — Coś musiało być nie tak z tą wodą… Trzeba ostrzec resztę Owocowego Lasu, zanim komuś stanie się krzywda — dokończyła.
Sówka zamyśliła się na moment, po czym westchnęła i uśmiechnęła lekko.
— Dobrze. Poinformujemy wszystkich, żeby omijali okolice Śmietniska i nie chodzili tam sami. Mam nadzieję, że wam nic poważnego nie jest. Odpocznijcie teraz — powiedziała łagodnie, spoglądając na Świergot. Szamanka skinęła głową i gestem ogona, poprowadziła młodszych z powrotem do lecznicy, gdzie oboje ułożyli się na swoich posłaniach.
Sama kotka usiadła przy składziku, wyraźnie pogrążona w myślach. Po chwili podeszła do niej Purchawka i obie zaczęły o czymś szeptać. Ich rozmowa nie docierała jednak do uszu liliowego, który wciąż był trochę nieprzytomny. Zastanawiał się, o czym mogły dyskutować, choć domyślał się, że pewnie chodziło o nich. W końcu narobili w Owocowym Lesie niezłego zamieszania. Zielonooki sam już nie wiedział, czy powinien się tego wstydzić, czy może być z tego dumny. Czy ta jego “przepowiednia” naprawdę była tak prawdziwa, jak mu się wydawało?
Po chwili obie kotki podeszły do medyków. Purchawka wyglądała na rozbawioną, za to Świergot starała się zachować powagę.
— Wydaje mi się, Wiciokrzewie, że twoje wizje wcale nie były prawdziwe — zaczęła spokojnie szamanka. — Skoro ta dziwna ciecz sprawiła, że źle się poczuliście, to pewnie dostałeś od niej omamów. Wszechmatka nie przemawia ot tak, żeby powiedzieć, że jakaś roślina nagle stała się święta. Maki wcale nie są wyjątkowe, a my potrzebujemy ich, żeby leczyć koty cierpiące na bezsenność.
Słowa Świergot zakłuły go w serce. Wiciokrzewowi zrobiło się strasznie przykro. Czyli wszystkich okłamał? Rozpowszechnił fałszywe wieści? Nie mógł uwierzyć w to, że zachował się aż tak głupio. Czuł palący go od środka wstyd.
— P-przepraszam… Ja nie c-chciałem… — mruknął cicho, spuszczając wzrok.
Świergot tylko wzruszyła ramionami.
— Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć. Kocięta i uczniowie pewnie szybko o tym zapomną, więc nie ma się czym martwić. Lepiej idźcie już spać — uśmiechnęła się lekko. — Jutro czeka was dzień pełen pracy, więc przyda się trochę odpoczynku.
<Kruszynko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz