Zakończył trening i stał się prawowitym wojownikiem, prawdopodobnie nie musiał się już bać o pozycję w klanie, ale ten lęk i tak nie zniknął, co najwyżej delikatnie osłabł. W swojej nowej roli nie powinien już zmieniać mchu czy nosić zwierzyny starszym i królowym. Nie wiedział więc w co włożyć łapy. Przedtem czas zajmowało mu wiele różnych rzeczy, teraz pozostały mu tylko patrole i polowania. I jakoś w tych dwóch rzeczach musiał zatracać swój czas. Mógłby jeszcze dostać ucznia do wyszkolenia, ale raczej nie był na to gotowy i pewnie nigdy nie będzie.
Nie trenował nikogo i nikt nie trenował jego. Chwile po mianowaniu Kosaciec zabrał go na wspólny patrol. Opowiedział o Gwiezdnym Klanie i kulcie, wiele ryzykując. Potem odbyli jeszcze kilka patroli i polowań, aż w pewnym momencie coś się zepsuło. Miał wrażenie, że jego były mentor stał się zupełnie innym kotem. Nie wiedział, co się wydarzyło i chyba nie chciał wiedzieć.
Kolejny kot go opuścił. Najpierw został rozdzielony z matką i bratem, których ledwo pamiętał, następnie zaczął tracić kontakt z siostrą, chociaż byli w jednym klanie. Prawie wszystkie relacje, jakie nawiązał, były płytkie, Nikt by się nie przejął jego zniknięciem, a teraz… teraz chyba, jego mentor również go opuszczał. Mentor, który był jego wsparciem i drogowskazem, bez którego pewnie nie poradziłby sobie w życiu. Mentor, który w niego wierzył.
Został mu tylko jeden kot, jednak na jak długo? Widział, jak potrafi zabijać w obronie klanu. To było straszne, lecz ponoć słuszne. Jednak kiedy przekroczy tę niewidzialną granicę i pozbawi życia kogoś niewinnego? Miał uważać na koty z nacięciem na uchu, jego matki takie posiadały. To wszystko zmierzało w bardzo złym kierunku.
Co zrobi, gdy zostanie całkowicie sam? Wątpił, że będzie w stanie dalej żyć w tym klanie, mając obecną wiedzę. Do innego klanu raczej nie będzie w stanie wstąpić. Może spróbuje wrócić do starego domu? Nie pamiętał, gdzie to było, nie pamiętał, jak pachniał, nie pamiętał niczego.
Czy na świecie jest jakiekolwiek miejsce dla niego? Na razie jeszcze było, przy boku czekoladowego kocura ze ślicznym, zielonym okiem. Jednak pewnie na długo tak nie pozostanie.
Brakowało zajęć, które pozwoliłby mu oderwać się od tych myśli. Nie mógł jednak siedzieć bezczynnie, w końcu był wojownikiem. Wyruszył więc na patrol, by zająć się czymś przydatniejszym, niż użalanie nad życiem.
Postanowił pójść w kierunku granicy z Klanem Burzy, ta z Klanem Klifu kojarzyła mu się tylko z Kosaćcową Grzywą… A myślenie o nim było dość bolesne. Co się wydarzyło z jego mentorem?
Jednak to wszystko na niewiele się zdało. Dzień był wyjątkowo pogodny. Nie było słychać, widać ani czuć żadnego niebezpieczeństwa, czy choćby najmniejszej nieprawidłowości. Uśpiło to jedynie uwagę kocura, który coraz bardziej pogrążał się w swoich myślach.
Z tego powodu nie zauważył wracającego do obozu Pustułkowego Szponu. Omal na siebie nie wpadli.
— Poziomkowa Polano, uważaj! — krzyknął do przyjaciela, prawdopodobnie zaskoczony sytuacją.
— Pustułkowy Szponie? — odpowiedział równie zaskoczony, starając się wyhamować. — C-co ty tu robisz? — Było to raczej oczywiste, to samo co on, jednak przez szok nie był w stanie logicznie myśleć.
— Wracam z patrolu, a ty? — spytał.
— Wła-właśnie na niego idę. — Czy był sens iść dalej, skoro Pustułek dopiero co był przy granicy? Prawdopodobnie nie. Chyba będzie musiał zmienić swoją wyprawę z patrolu na polowanie. Nie chciał jeszcze wracać do klanu, nie poradził sobie z myślami, ani nie zrobił nic pożytecznego.
— Wydaje mi się, że nie powinieneś iść dalej w takim stanie — miauknął. — Jeszcze nie zauważysz lisa lub przekroczysz przypadkiem granice. — Coś dziwnego było w jego głosie, nie był zły na Poziomka. Nie wydawał się też z niego śmiać. Chyba, chyba to tak brzmiała troska? Byli ze sobą blisko, a i tak go to zaskoczyło. Ktoś, kto miał go za chwilę opuścić, troszczył się o niego.
— To może, może chcesz pójść ze mną na-na polowanie? — zaproponował, co go zdziwiło. Niby to on mówił, ale nie spodziewał się czegoś takiego. Może obecność kocura jakoś pomoże ukoić mu umysł, a jeśli nie to w dwójkę więcej upolują, więc będzie bardziej przydatny.
Nie trenował nikogo i nikt nie trenował jego. Chwile po mianowaniu Kosaciec zabrał go na wspólny patrol. Opowiedział o Gwiezdnym Klanie i kulcie, wiele ryzykując. Potem odbyli jeszcze kilka patroli i polowań, aż w pewnym momencie coś się zepsuło. Miał wrażenie, że jego były mentor stał się zupełnie innym kotem. Nie wiedział, co się wydarzyło i chyba nie chciał wiedzieć.
Kolejny kot go opuścił. Najpierw został rozdzielony z matką i bratem, których ledwo pamiętał, następnie zaczął tracić kontakt z siostrą, chociaż byli w jednym klanie. Prawie wszystkie relacje, jakie nawiązał, były płytkie, Nikt by się nie przejął jego zniknięciem, a teraz… teraz chyba, jego mentor również go opuszczał. Mentor, który był jego wsparciem i drogowskazem, bez którego pewnie nie poradziłby sobie w życiu. Mentor, który w niego wierzył.
Został mu tylko jeden kot, jednak na jak długo? Widział, jak potrafi zabijać w obronie klanu. To było straszne, lecz ponoć słuszne. Jednak kiedy przekroczy tę niewidzialną granicę i pozbawi życia kogoś niewinnego? Miał uważać na koty z nacięciem na uchu, jego matki takie posiadały. To wszystko zmierzało w bardzo złym kierunku.
Co zrobi, gdy zostanie całkowicie sam? Wątpił, że będzie w stanie dalej żyć w tym klanie, mając obecną wiedzę. Do innego klanu raczej nie będzie w stanie wstąpić. Może spróbuje wrócić do starego domu? Nie pamiętał, gdzie to było, nie pamiętał, jak pachniał, nie pamiętał niczego.
Czy na świecie jest jakiekolwiek miejsce dla niego? Na razie jeszcze było, przy boku czekoladowego kocura ze ślicznym, zielonym okiem. Jednak pewnie na długo tak nie pozostanie.
Brakowało zajęć, które pozwoliłby mu oderwać się od tych myśli. Nie mógł jednak siedzieć bezczynnie, w końcu był wojownikiem. Wyruszył więc na patrol, by zająć się czymś przydatniejszym, niż użalanie nad życiem.
Postanowił pójść w kierunku granicy z Klanem Burzy, ta z Klanem Klifu kojarzyła mu się tylko z Kosaćcową Grzywą… A myślenie o nim było dość bolesne. Co się wydarzyło z jego mentorem?
Jednak to wszystko na niewiele się zdało. Dzień był wyjątkowo pogodny. Nie było słychać, widać ani czuć żadnego niebezpieczeństwa, czy choćby najmniejszej nieprawidłowości. Uśpiło to jedynie uwagę kocura, który coraz bardziej pogrążał się w swoich myślach.
Z tego powodu nie zauważył wracającego do obozu Pustułkowego Szponu. Omal na siebie nie wpadli.
— Poziomkowa Polano, uważaj! — krzyknął do przyjaciela, prawdopodobnie zaskoczony sytuacją.
— Pustułkowy Szponie? — odpowiedział równie zaskoczony, starając się wyhamować. — C-co ty tu robisz? — Było to raczej oczywiste, to samo co on, jednak przez szok nie był w stanie logicznie myśleć.
— Wracam z patrolu, a ty? — spytał.
— Wła-właśnie na niego idę. — Czy był sens iść dalej, skoro Pustułek dopiero co był przy granicy? Prawdopodobnie nie. Chyba będzie musiał zmienić swoją wyprawę z patrolu na polowanie. Nie chciał jeszcze wracać do klanu, nie poradził sobie z myślami, ani nie zrobił nic pożytecznego.
— Wydaje mi się, że nie powinieneś iść dalej w takim stanie — miauknął. — Jeszcze nie zauważysz lisa lub przekroczysz przypadkiem granice. — Coś dziwnego było w jego głosie, nie był zły na Poziomka. Nie wydawał się też z niego śmiać. Chyba, chyba to tak brzmiała troska? Byli ze sobą blisko, a i tak go to zaskoczyło. Ktoś, kto miał go za chwilę opuścić, troszczył się o niego.
— To może, może chcesz pójść ze mną na-na polowanie? — zaproponował, co go zdziwiło. Niby to on mówił, ale nie spodziewał się czegoś takiego. Może obecność kocura jakoś pomoże ukoić mu umysł, a jeśli nie to w dwójkę więcej upolują, więc będzie bardziej przydatny.
<Co zrobisz, Pustułkowy Szponie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz