Tunele były często ciasne, zimne i często mokre i o ile na zewnątrz zazwyczaj uważać musiał jedynie na to co miał pod łapami, tutaj musiał uważać jeszcze na głowę, na której wyrosły już dwa pokaźne guzy, które sam sobie załatwił poprzez przywalenie głową w odstający sufit. Czasem nie było źle, gdyż natrafił na korzeń czy piach, ale bardzo często nie miał tego szczęścia i trafiał czołem w skałę. Ciężko było stwierdzić, czy po trzecim takim spotkaniu bardziej rozświetliło mu się w głowie czy pociemniało, jednak od tego czasu chodził z głową blisko podłoża, czy też po prostu w bardziej niż zwykle zgarbionej postawie. Uratowało to jego głowę, ale karku już nie. Zaczynał czuć się jak bezrobotny gamer piwniczak, w dodatku tak beznadziejny, że mógł się zgubić we własnym domu. Tunele były przerażające. Gdy nie myślał i szedł za mentorem, wszystko było dobrze. W końcu mentor znał drogę. Jednak wizja chodzenia tu samemu była jak wyrok śmierci. Co jeśli się zgubi, co jak się zaklinuje, co jak wyjdzie gdzieś daleko poza terenami i nie będzie wiedział jak trafić do domu? Wszystko się zapętlało i powtarzało i jedynie wystające korzenie pułapki były dla niego wyznacznikiem, że być może idzie w dobrym kierunku, lub też ślady pozostawione na ścianach przez przewodników. Wędrujące Niebo o nich wspomniał już pierwszego dnia, przykładając łapę do jednego z nich i każąc to samo zrobić Księżycowi.
-Te dwie linie zazwyczaj oznaczają nasz główny tunel. Jeśli kiedykolwiek się zgubisz, zawróć i szukaj znaku. Jeśli nie będziesz mógł znaleźć, kieruj się węchem. Główne tunele zawsze są bardziej używane, przez co zapach jest silniejszy - przynajmniej te słowa dawały odrobinę otuchy, mimo, że nieprzyjemny dreszcz obawy przemknął mu po plecach. Z drugiej jednak strony, było to w pewien sposób ekscytujące. Chodzenie po czymś dziwnym, tajemniczym.... jakaś cząstka duszy odkrywcy się w wyrośniętym kociaku odezwała i chętnie by zwiedziła każdy zakamarek tuneli by je poznać, dogłębnie spenetrować i zobaczyć, jak daleko może sięgać, jak szeroko zaglądają ich ramiona i jaki teren obejmują. Ale to chyba bardziej należało do jego brata... cóż, musiał się potem spytać, czy może pozwiedzać tunele bardziej. Tymczasem uderzyła go rzeczywistość. Po chwili dano mu znać, że może już wyprostować głowę i się nieco rozluźnić, co przyjął z ulgą, że już nie będzie musiał uważać na swoje czoło, tylko po to, by później syknąć, gdy z impetem uderzył palcami od łap w skałę przy przejściu.
- W łapkowie już byłeś. Jest to jedynie część groty pamięci, w której będziemy się od tej pory spotykać. Teoretycznie powinienem cię jeszcze przeszkolić na wojownika, ale tym zajmiemy się nieco później i w wolniejszym tempie. Na razie się skupimy na podstawach z kronikarstwa i samej teorii, jeśli będziesz mieć jakieś pytania, spytaj Lotosowej Łapy. Część z nim mamy już przerobioną - słuchał uważnie i jedynie kiwał głową z zamkniętym pyszczkiem.
- Po twojej prawej stronie jak stoisz, znajduje się wielka ściana na której odbijane są łapy za każdym razem, gdy młody kot skończy szkolenie, lub też gdy zostaje wyznaczony nowy przywódca. Odbywa się wtedy ceremonia, a każda bardziej wyróżniona grupa dostaje swój osobny kolor barwnika. Czy ktoś już ci mówił, jakie mamy kolory i kto ich używa?
Księżyc przecząco pokręcił głową, jednak zdawało się, że kronikarz nie oczekiwał wcale odpowiedzi.
- Przewodnicy, wojownicy i kronikarze są zaliczani do jednej grupy, najliczniejszej, przez co używamy rdzawej, gliniastej barwy. Bardzo łatwo ją stworzyć, o czym się przekonasz, gdy już ci pokażę skąd wydobywamy glinę, jak ją przygotowujemy i zabezpieczamy, z czym pomogła nam kiedyś Kamienna Sekta, od której zaczerpnęliśmy zwyczaj odbijania łap. Liderom wyznaczony został kolor krwistej czerwieni, a dla medyków przeznaczony jest lekko fioletowy, który jest tak naprawdę najcięższy do wykonania i najbardziej pracochłonny. Rośliny których używamy do jego produkcji trzymamy tutaj na dole, w specjalnym wgłębieniu.
Zastanawiało go jedno. Po co mu szkolenie na wojownika? Niby tak słuchał już i słuchał, jednak myślami został przy jednym w pierwszych zdań. Już i tak wiedział, że się na niego nie nadaje, bo by go od razu posłali na tarzanie się w błocie, a nie na wykłady teorii z czegoś, co trzyma raczej z dala od miejsca walki. Był lichy. Nie umiał podejmować decyzji, szybko tracił wątek i miał, jeśli patrzeć okiem obcego kota, wywalone na wszystko co się dzieje wokół niego. Świat mógłby płonąć, a on, jeśli tylko nie odczułby bólu, mógłby tego nie zauważyć. Albo nie, inaczej. Zauważyłby - i miałby to gdzieś. W końcu widocznie taka kolej rzeczy. Nie wiedział też za bardzo jakim cudem miałby być dobrym kronikarzem i im dłużej słuchał wykładu, tym bardziej zaczynał zadawać sobie sceptyczne pytania.
,,Gwiazdy? Przecież nic nie widzę, jak mam o nich nauczać" ,,Zapamiętywanie historii? Jak, kiedy nic nie widzę, co mam zapamiętać z bitew, same głosy i wrzaski?" ,,Jak mam malować tak, by mnie zrozumiano, kiedy wszystko co robię jest intuicyjne. Przecież nie widzę"
Jednak im bardziej o tym myślał, tym bardziej zaczynał się dołować. Na medyka też by nie poszedł, bo jak by znalazł rany? Jak by ocenił stan pacjenta? Jasne, dało się wyczuć chorobę, dało się wyczuć ranę palcami, ale do tego dochodził jeszcze stres i ciężar odpowiedzialności za czyjeś życie, co było dla niego zbyt wiele. Przewodnik? O tak, nadawałby się. W końcu w tunelach i tak nic nie widać, jedyne co robisz to kręcisz się po tunelach cały czas i ewentualnie odkrywasz nowe trasy, nie tylko pod ziemią, ale również na powierzchni, aż ewentualnie się nie zgubisz albo nie utkniesz w jakiejś dziurze i choćbyś wołał i zdzierał sobie płuca i tak cię nikt nie znajdzie, bo zaszedłeś za daleko. No i Księżyc nie chciał być przewodnikiem. Po prostu mu się to nie podobało i tyle, jednak co zostało? Matkowanie? Nie był kotką, a już zanim wyszedł ze żłobka dostawał komentarze, że wygląda jak śliczna panienka i szczerze miał tego dość. Przecież mieli węch, nie mogli po nim stwierdzić, że jest kocurem? Wiedział, że był w pewien sposób ciężarem, którego trzeba było gdzieś ulokować żeby nie był całkiem bezużyteczny, a pewnie Wróżka albo mama coś napomknęły, że kiedyś słyszały jak coś mamrocze pod nosem melodyjnego i uznały, że można go tu polecić. Co go jeszcze bardziej w jakiś sposób wkurzało, bo śpiewanie to też bardzo dziewczęce zajęcie, a przynajmniej w jego młodzieńczej głowie. Nie podrósł też za bardzo. Gdyby był wielki i umięśniony i umiał się bić, to na pewno nikt by się nie ośmielił nazwać go dziewczyną. Z drugiej jednak strony, nie chciał capić jak Alba. Nie miał pojęcia czy inni tego nie czują, czy po prostu ignorują, jednak kocur czasami śmierdział przeraźliwie i Księżyc musiał spać z nosem wetkniętym głęboko w legowisko. A wszystko to, wszystkie te tematy zataczały koło i kończyły się na jednym, konkretnym wniosku: był problemem którego trzeba było gdzieś wcisnąć żeby do końca swojego życia nie gnił w legowisku starszych. A przynajmniej do tej konkluzji doszedł kilka tygodni później, gdy już przyzwyczaił się, mniej więcej, do treningu i mógł spokojnie i powoli przejść z fazy: ,,ale cool, będę miał fajną rolę w klanie i będę kimś specjalnym!" do ,,Jestem powoli kwitnącą porażką życiową". Była to doprawdy ciekawa faza przepoczwarzania, którą zaczął starannie już od momentu owijania się w kokon. Szczelny, mocny kokon, a przebywanie z Lotosową Łapą wcale nie działało na jego korzyść. Co prawda od czasu do czasu był pomocny, jednak treningi całkowicie wyczerpywały z Księżyca energię i przez to wszystko kiedy już wracał, nie miał ochoty się z nikim integrować, dosłownie dziczał! Ale powoli. Bardzo powoli. Wciąż tliła się w nim jeszcze ta jasna gwiazdka pozostała z kociaka.
- Podoba ci się to łażenie po tunelach? - spytał Księżyc brata jakiś czas potem, kiedy wyszedł z tunelu cały ulepiony w jakiejś glinie i innych barwnikach. Akurat te zajęcia lubił. Były ciekawe i chociaż szybko zapominał co się do niego mówiło, potrafił coś odtworzyć intuicyjnie.
- Nie jest złe - wzruszył barkami w odpowiedzi - Jest cicho, nikt zazwyczaj nie przeszkadza i nie muszę patrzeć na twój pysk.
- Całe szczęście, że ja nie przeżyłem nigdy tego terroru, patrząc na twój - mruknął niebieski, chwilę później ziewając potężnie. - Chociaż jeśli będę dłużej wychodził na zewnątrz, to być może zobaczę, gdy już się zabiję o jakiś korzeń. Będę mógł wszystkich was oglądać z góry, wspaniałe zajęcie.
- Jeśli będziesz mnie podglądał po śmierci, powiem mamie - na tym krótka wymiana zdań się skończyła, a młody uczeń szybko umościł się wygodnie w legowisku, nie musząc myśleć o tym, jak bardzo będzie miał kolejny męczący dzień, zwyczajnie zatapiając się w śnie.
-Te dwie linie zazwyczaj oznaczają nasz główny tunel. Jeśli kiedykolwiek się zgubisz, zawróć i szukaj znaku. Jeśli nie będziesz mógł znaleźć, kieruj się węchem. Główne tunele zawsze są bardziej używane, przez co zapach jest silniejszy - przynajmniej te słowa dawały odrobinę otuchy, mimo, że nieprzyjemny dreszcz obawy przemknął mu po plecach. Z drugiej jednak strony, było to w pewien sposób ekscytujące. Chodzenie po czymś dziwnym, tajemniczym.... jakaś cząstka duszy odkrywcy się w wyrośniętym kociaku odezwała i chętnie by zwiedziła każdy zakamarek tuneli by je poznać, dogłębnie spenetrować i zobaczyć, jak daleko może sięgać, jak szeroko zaglądają ich ramiona i jaki teren obejmują. Ale to chyba bardziej należało do jego brata... cóż, musiał się potem spytać, czy może pozwiedzać tunele bardziej. Tymczasem uderzyła go rzeczywistość. Po chwili dano mu znać, że może już wyprostować głowę i się nieco rozluźnić, co przyjął z ulgą, że już nie będzie musiał uważać na swoje czoło, tylko po to, by później syknąć, gdy z impetem uderzył palcami od łap w skałę przy przejściu.
- W łapkowie już byłeś. Jest to jedynie część groty pamięci, w której będziemy się od tej pory spotykać. Teoretycznie powinienem cię jeszcze przeszkolić na wojownika, ale tym zajmiemy się nieco później i w wolniejszym tempie. Na razie się skupimy na podstawach z kronikarstwa i samej teorii, jeśli będziesz mieć jakieś pytania, spytaj Lotosowej Łapy. Część z nim mamy już przerobioną - słuchał uważnie i jedynie kiwał głową z zamkniętym pyszczkiem.
- Po twojej prawej stronie jak stoisz, znajduje się wielka ściana na której odbijane są łapy za każdym razem, gdy młody kot skończy szkolenie, lub też gdy zostaje wyznaczony nowy przywódca. Odbywa się wtedy ceremonia, a każda bardziej wyróżniona grupa dostaje swój osobny kolor barwnika. Czy ktoś już ci mówił, jakie mamy kolory i kto ich używa?
Księżyc przecząco pokręcił głową, jednak zdawało się, że kronikarz nie oczekiwał wcale odpowiedzi.
- Przewodnicy, wojownicy i kronikarze są zaliczani do jednej grupy, najliczniejszej, przez co używamy rdzawej, gliniastej barwy. Bardzo łatwo ją stworzyć, o czym się przekonasz, gdy już ci pokażę skąd wydobywamy glinę, jak ją przygotowujemy i zabezpieczamy, z czym pomogła nam kiedyś Kamienna Sekta, od której zaczerpnęliśmy zwyczaj odbijania łap. Liderom wyznaczony został kolor krwistej czerwieni, a dla medyków przeznaczony jest lekko fioletowy, który jest tak naprawdę najcięższy do wykonania i najbardziej pracochłonny. Rośliny których używamy do jego produkcji trzymamy tutaj na dole, w specjalnym wgłębieniu.
Zastanawiało go jedno. Po co mu szkolenie na wojownika? Niby tak słuchał już i słuchał, jednak myślami został przy jednym w pierwszych zdań. Już i tak wiedział, że się na niego nie nadaje, bo by go od razu posłali na tarzanie się w błocie, a nie na wykłady teorii z czegoś, co trzyma raczej z dala od miejsca walki. Był lichy. Nie umiał podejmować decyzji, szybko tracił wątek i miał, jeśli patrzeć okiem obcego kota, wywalone na wszystko co się dzieje wokół niego. Świat mógłby płonąć, a on, jeśli tylko nie odczułby bólu, mógłby tego nie zauważyć. Albo nie, inaczej. Zauważyłby - i miałby to gdzieś. W końcu widocznie taka kolej rzeczy. Nie wiedział też za bardzo jakim cudem miałby być dobrym kronikarzem i im dłużej słuchał wykładu, tym bardziej zaczynał zadawać sobie sceptyczne pytania.
,,Gwiazdy? Przecież nic nie widzę, jak mam o nich nauczać" ,,Zapamiętywanie historii? Jak, kiedy nic nie widzę, co mam zapamiętać z bitew, same głosy i wrzaski?" ,,Jak mam malować tak, by mnie zrozumiano, kiedy wszystko co robię jest intuicyjne. Przecież nie widzę"
Jednak im bardziej o tym myślał, tym bardziej zaczynał się dołować. Na medyka też by nie poszedł, bo jak by znalazł rany? Jak by ocenił stan pacjenta? Jasne, dało się wyczuć chorobę, dało się wyczuć ranę palcami, ale do tego dochodził jeszcze stres i ciężar odpowiedzialności za czyjeś życie, co było dla niego zbyt wiele. Przewodnik? O tak, nadawałby się. W końcu w tunelach i tak nic nie widać, jedyne co robisz to kręcisz się po tunelach cały czas i ewentualnie odkrywasz nowe trasy, nie tylko pod ziemią, ale również na powierzchni, aż ewentualnie się nie zgubisz albo nie utkniesz w jakiejś dziurze i choćbyś wołał i zdzierał sobie płuca i tak cię nikt nie znajdzie, bo zaszedłeś za daleko. No i Księżyc nie chciał być przewodnikiem. Po prostu mu się to nie podobało i tyle, jednak co zostało? Matkowanie? Nie był kotką, a już zanim wyszedł ze żłobka dostawał komentarze, że wygląda jak śliczna panienka i szczerze miał tego dość. Przecież mieli węch, nie mogli po nim stwierdzić, że jest kocurem? Wiedział, że był w pewien sposób ciężarem, którego trzeba było gdzieś ulokować żeby nie był całkiem bezużyteczny, a pewnie Wróżka albo mama coś napomknęły, że kiedyś słyszały jak coś mamrocze pod nosem melodyjnego i uznały, że można go tu polecić. Co go jeszcze bardziej w jakiś sposób wkurzało, bo śpiewanie to też bardzo dziewczęce zajęcie, a przynajmniej w jego młodzieńczej głowie. Nie podrósł też za bardzo. Gdyby był wielki i umięśniony i umiał się bić, to na pewno nikt by się nie ośmielił nazwać go dziewczyną. Z drugiej jednak strony, nie chciał capić jak Alba. Nie miał pojęcia czy inni tego nie czują, czy po prostu ignorują, jednak kocur czasami śmierdział przeraźliwie i Księżyc musiał spać z nosem wetkniętym głęboko w legowisko. A wszystko to, wszystkie te tematy zataczały koło i kończyły się na jednym, konkretnym wniosku: był problemem którego trzeba było gdzieś wcisnąć żeby do końca swojego życia nie gnił w legowisku starszych. A przynajmniej do tej konkluzji doszedł kilka tygodni później, gdy już przyzwyczaił się, mniej więcej, do treningu i mógł spokojnie i powoli przejść z fazy: ,,ale cool, będę miał fajną rolę w klanie i będę kimś specjalnym!" do ,,Jestem powoli kwitnącą porażką życiową". Była to doprawdy ciekawa faza przepoczwarzania, którą zaczął starannie już od momentu owijania się w kokon. Szczelny, mocny kokon, a przebywanie z Lotosową Łapą wcale nie działało na jego korzyść. Co prawda od czasu do czasu był pomocny, jednak treningi całkowicie wyczerpywały z Księżyca energię i przez to wszystko kiedy już wracał, nie miał ochoty się z nikim integrować, dosłownie dziczał! Ale powoli. Bardzo powoli. Wciąż tliła się w nim jeszcze ta jasna gwiazdka pozostała z kociaka.
- Podoba ci się to łażenie po tunelach? - spytał Księżyc brata jakiś czas potem, kiedy wyszedł z tunelu cały ulepiony w jakiejś glinie i innych barwnikach. Akurat te zajęcia lubił. Były ciekawe i chociaż szybko zapominał co się do niego mówiło, potrafił coś odtworzyć intuicyjnie.
- Nie jest złe - wzruszył barkami w odpowiedzi - Jest cicho, nikt zazwyczaj nie przeszkadza i nie muszę patrzeć na twój pysk.
- Całe szczęście, że ja nie przeżyłem nigdy tego terroru, patrząc na twój - mruknął niebieski, chwilę później ziewając potężnie. - Chociaż jeśli będę dłużej wychodził na zewnątrz, to być może zobaczę, gdy już się zabiję o jakiś korzeń. Będę mógł wszystkich was oglądać z góry, wspaniałe zajęcie.
- Jeśli będziesz mnie podglądał po śmierci, powiem mamie - na tym krótka wymiana zdań się skończyła, a młody uczeń szybko umościł się wygodnie w legowisku, nie musząc myśleć o tym, jak bardzo będzie miał kolejny męczący dzień, zwyczajnie zatapiając się w śnie.
[1390 słów]
[przyznano 28%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz