.⋆。⋆☂˚。Przeszłość⋆。˚☽˚。⋆.
Gdy tylko Mglisty Sen wyszedł, Jarzębina zerknęła na swoje łapy. Drżały lekko, jakby niosły ciężar nie tylko jej ciała, lecz także wszystkich trosk, które od dawna gromadziły się w jej sercu. Położyła uszy po sobie i na krótką chwilę złapała kontakt wzrokowy z Cisowym Tchnieniem. W jej oczach dostrzegła coś na kształt podejrzliwości, może nawet radości, ale szybko odwróciła wzrok. Jarzębina wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć: „Nie pytaj, nie teraz”, po czym odwróciła się plecami do pozostałych uzdrowicieli. Ułożyła się w na mchu, przykryła nos ogonem i przymknęła oczy.
„Klanie Gwiazd, błagam... daj mi jakiś znak” – wyszeptała w duchu, czując, jak bezsilność ściska jej gardło.
W głowie pulsowało jej jedno pragnienie – odpocząć. Choćby na chwilę odetchnąć od nieustannego stresu, od lęku, który nie pozwalał spać. A jednak nie była pewna, czy taki spokój w ogóle był jej pisany za życia. W myślach pojawił się obraz – kilka czerwonych jagód, błyszczących złowrogo w cieniu paproci. Jarzębina gwałtownie uniosła głowę, jakby sam ten obraz był grzechem.
„O czym ja myślę?” – syknęła w duchu, zaskoczona własnymi myślami. „Dam radę! Muszę dać…”.
Poprawiła pozycję, leżąc teraz spokojniej, choć wciąż nie odwracała się w stronę Cis i Koperka. Zamknęła oczy i pozwoliła ciału stopniowo się rozluźnić. Jej futro drgało lekko przy każdym głośniejszym dźwięku dochodzącym z obozu – trzask łamanej gałązki, szelest liści, daleki śpiew sów. Las wokół niej zdawał się oddychać razem z nią – ciężko, powoli, z westchnieniem pełnym zmęczenia. Jarzębina chciała wierzyć, że Gwiezdni wciąż nad nią czuwają, że jeszcze przyjdą, by wskazać jej drogę. Ale w głębi duszy tliła się wątpliwość. Czasem zastanawiała się, czy dołączenie do kultu Mrocznej Puszczy nie byłoby po prostu łatwiejsze – bez bólu, bez oczekiwania, bez ciszy, która krzyczała głośniej niż jakiekolwiek słowa. Mimo to nie planowała odwracać serca od Gwiezdnych. Jeszcze nie. Jeszcze miała nadzieję, że nadejdzie znak – jasny, niepodważalny. Że ktoś, cokolwiek, pokaże jej, jak iść dalej.
.⋆。⋆☂˚。Parę dni potem⋆。˚☽˚。⋆.
Jesień oficjalnie się zaczęła. Może nie było jeszcze dramatycznie zimno, ale chłód coraz wyraźniej wdzierał się pod futro. Jarzębina zawsze wolała, gdy panował skrajny upał – wtedy czuła się jak ryba w wodzie, jakby słońce dawało jej siłę do życia. Teraz zaś wiedziała, że gdy nadejdą mrozy, znów zaszyje się w swojej norze niczym niedźwiedź, czekając, aż świat znowu stanie się ciepły. Od kilku dni unikała pewnego czarnego wojownika – częściowo z obowiązku, a częściowo z własnej woli. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z Mglistym Snem. Samo jego imię wzbudzało w niej napięcie, a wspomnienie ostatniego spotkania sprawiało, że serce biło szybciej. Kocur narobił jej więcej stresu, niż powinna była znosić. Jak w ogóle możliwe, że przyjęła w siebie aż tyle napięcia, tyle emocji, mimo swego kruchego ciała i jeszcze delikatniejszej duszy? Była przerażona faktem, że podsłuchał jej rozmowę z Zaćmionym Horyzontem. A przecież ktoś inny też mógł to zrobić. Może siostra po prostu nie wyczuła brata – ale czy Horyzont zawsze naprawdę dobrze sprawdzała teren? Dlaczego rozmawiały wtedy tak głośno? Te pytania nie dawały jej spokoju, nawiedzały ją nocami, kiedy próbowała zasnąć. W snach karciła samą siebie, odtwarzając tamtą scenę raz po raz. W ciągu dnia coraz uważniej przyglądała się członkom klanu, jakby w ich oczach szukała oznak, że coś wiedzą. Ale to tylko ją wykańczało. W końcu postanowiła wziąć sprawy w swoje łapy – ruszyć po zioła. To zawsze pomagało. Przynajmniej wtedy mogła zająć czymś myśli, a i tak należało to zrobić – wkrótce wszystkie rośliny miały zwiędnąć. Tym razem towarzyszyli jej Sowi Zmierzch i Wrotyczowa Szrama. Jarzębina szła przodem, ale co chwilę zerkała ukradkiem na kotkę pokrytą bliznami. Wrotyczowa Szrama wyczuła to spojrzenie i mruknęła z lekkim zniecierpliwieniem.
— Coś nie tak? — zapytała cicho.
Jarzębina drgnęła, jakby złapano ją na gorącym uczynku.
— Nie, nic… po prostu myślałam o trasie — wymamrotała, zbywając kotkę wymówką. Następnie przyspieszyła kroku.
Wkrótce dotarli do rozdroża znajomych leśnych ścieżek. Jarzębina wskazała im kierunki. Nie czekając na nic, zniknęła w gąszczu krzewów. Zatrzymała się dopiero po kilku krokach. Wzięła głęboki wdech – powietrze było rześkie, przesycone zapachem wilgotnej ziemi i igliwia. Przymknęła oczy i przez krótką chwilę czuła, jakby stała się częścią lasu – jednym z jego oddechów, szeptem między drzewami. Gdy ponownie otworzyła oczy, jej niebieskie jak lód spojrzenie zamarło. Rozpoznała to miejsce. To właśnie tu ostatnio rozmawiała z Amorphiną. Przystanęła, serce zabiło mocniej. Rozejrzała się uważnie, mając nadzieję, że gdzieś wśród krzewów znów ujrzy to jasne, niemal śnieżnobiałe futro. Jednak zamiast niego z gęstwiny wyłonił się ktoś zupełnie inny. Z krzaków spokojnie wyszedł Mglisty Sen. Jego czarne futro zdawało się pochłaniać światło, a oczy błyszczały jak dwa kawałki bursztynu. Jarzębina znieruchomiała. Oboje wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. W jej oczach zapłonął przerażony błękit – wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha, plugawszego niż sama Mroczna Puszcza. Nastroszyła futro i cofnęła się o krok, gotowa do ucieczki, choć wiedziała, że przed tym spotkaniem nie zdoła już uciec.
— Witaj, Jarzębinowy Żarze. Szukałem cię — odezwał się spokojnym tonem Mglisty Sen, nie wykonując przy tym nawet najmniejszego ruchu. Jego głos był miękki, lecz chłodny jak poranna mgła.
Podniósł uszy i wciągnął powietrze, upewniając się, że w pobliżu nie ma nikogo. Cisza była niemal nienaturalna – słychać było tylko szelest liści i daleki, żałosny krzyk sójki. Tylko duchy mogły podsłuchiwać ich rozmowę. Jarzębina nie była w nastroju na uprzejmości. Jej ogon drgał nerwowo, a futro lekko się jeżyło. Nie miała ochoty na żadne słodkie słówka ani owijanie w bawełnę.
— Więc? Co chcesz wiedzieć? Po co przyszedłeś do mnie tamtej nocy? Przy Cisowym Tchnieniu… — syknęła z oburzeniem, strzepując ogonem. W jej głosie pobrzmiewała złość, ale też ukryty lęk.
Decyzja, jaką wtedy podjął kocur, była wyjątkowo głupia. Cisowe Tchnienie od dawna szukała na nią haka, a te dziwne szepty, które wtedy wymienili, mogły jedynie wzbudzić podejrzenia.
— Ponieważ słyszałem twoją rozmowę z Zaćmionym Horyzontem. O kultystach — powiedział cicho, upewniając się jeszcze raz, że wciąż są sami. — Miałem dużo przemyśleń na ten temat…
Na te słowa Jarzębina zareagowała zbyt gwałtownie. Futro na karku stanęło jej dęba, a pazury błysnęły w półmroku lasu. Dla niej jego słowa brzmiały jak zapowiedź końca – jak znak, że Mglisty Sen gotów jest ją zdradzić.
— Jakich przemyśleń? — warknęła, a jej głos drżał. Wzięła głęboki oddech, spięła mięśnie i przygięła łapy, gotowa w każdej chwili rzucić się do ucieczki. W głowie migały jej chaotyczne myśli: „Może ucieknę do Klanu Klifu... albo do Klanu Burzy... A może aż nad rzekę – tam wszystko mogłoby się skończyć. Cokolwiek, byle nie wpaść w szpony Klanu Wilka”.
Mglisty Sen jednak nie poruszył się. Jedynie zamrugał kilkakrotnie, po czym odezwał się spokojnie, jakby nie zauważał jej napięcia:
— Takich, że jest przeciwko nam ponad połowa klanu. — Zawiesił głos na moment, po czym dodał: — Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, ilu z nich naprawdę wierzy w Mroczną Puszczę.
Zamyślił się, a jego spojrzenie przygasło.
— Od Brukselkowej Zadry słyszałem o różnicach w wierze, ale nigdy nie przypuszczałem, do czego są zdolne Wilczaki... zwłaszcza ci z naderwanym uchem.
Jarzębina zamarła. Była zaskoczona, a jednocześnie jeszcze bardziej roztrzęsiona. Przez chwilę wyglądała, jakby jego słowa w ogóle do niej nie docierały – jakby były odgłosem z innego świata. W końcu zachwiała się na łapach i usiadła ciężko na wilgotnej ziemi. Nerwowy śmiech wyrwał się z jej gardła – suchy, bez radości, szalony.
— Jasne, że jest ich więcej! — wybuchnęła z goryczą. — Prawdopodobnie tylko piątka kotów w nic nie wierzy. A w Klan Gwiazd?… Kto jeszcze wierzy naprawdę?
Zawiesiła głos, a jej spojrzenie stwardniało.
— Ale co możemy zrobić? Gwiezdni milczą. Nie odpowiadają na moje pytania, nie przychodzą w snach. Do spotkania medyków daleko, a ja… — urwała, po czym zerknęła na kocura z mieszaniną gniewu i bólu. — Co chcesz zrobić, Mglisty Śnie? Staniesz po stronie Nikłej Gwiazdy? A może zmądrzejesz jak twoja siostra?
Mglisty Sen już miał coś powiedzieć, ale zatrzymał się w pół słowa, gdy tylko zauważył, że kotka otworzyła pysk, by odpowiedzieć. Westchnęła ciężko, jakby cała energia z niej uleciała.
— W sumie… nie ma to znaczenia. — Jej głos przycichł, a ogon opadł bezwładnie. — Dla Klanu Wilka nie ma już nadziei. Gwiezdni odeszli. Nadzieja odeszła. Zostało nam tylko czekać… aż ktoś nas zdradzi i rozerwie nam gardła na oczach wszystkich.
Spuściła łeb w bezsilności. W głębi duszy coś jednak wciąż tliło się w niej ciepłym, maleńkim płomykiem – może ulga, że nie jest sama w wierze, może nikła iskra nadziei. Ale teraz nie mogła sobie pozwolić, by ją dostrzec. Nie jeszcze.
Czarny kocur poruszył niespokojnie wąsami.
— Pięć kotów? — powtórzył z lekkim niedowierzaniem. — Wiesz może, kim oni są?
Zrobił krok bliżej, ale wciąż trzymał dystans – szacunek mieszał się w nim z ostrożnością.
— Wiem na pewno, że moje rodzeństwo, Brukselkowa Zadra oraz Wrotyczowa Szrama, wierzą w Klan Gwiazd. Więc jednak nie jesteśmy całkowicie sami — powiedział spokojnie, lecz w jego głosie dało się wyczuć napięcie. — Pamiętam, jak Zabłąkany Omen i Kosaćcowa Grzywa byli jeszcze w żłobku, kiedy ja sam byłem kociakiem. Podejrzewam, że oni również wierzyli w Gwiezdnych. Brukselkowa Zadra nie pozwalała, by ktokolwiek obcy, komu nie ufała, zbliżał się do nas.
Zamilkł na chwilę, a jego ogon poruszał się powoli, miarowo, jakby próbował zachować spokój.
— Powinniśmy sprawdzić, ile jest jeszcze kotów, które nie wierzą w Mroczną Puszczę, i z nimi porozmawiać — dodał po chwili, a w jego głosie zabrzmiała determinacja. — Może dałoby się coś zrobić, Jarzębinowy Żarze. Bo stanie bez ruchu, nicnierobienie… to naprawdę sprowadzi nas do zguby.
Jarzębina kręciła głową, raz w lewo, raz w prawo. Jej myśli były mętne, pełne obrazów i szeptów ze snów, które dostawała od Gwiezdnych. Wspomnienia mieszały się z wizjami, pozbawione sensu i logiki. Przez chwilę wyglądała, jakby nie słyszała ani słowa, dopóki w końcu nie uniosła głowy.
— Ty… ty wierzysz w Klan Gwiazd? — zapytała cicho, z niedowierzaniem. — I twoje rodzeństwo też? I Brukselkowa Zadra?
— Oczywiście, że wierzymy — powiedział stanowczo. — Podejrzewam, że Lodowa Sałata również. Zajmowała się nami, kiedy byliśmy mali.
Zamyślił się na moment, przesunął łapą po brodzie, jakby liczył w myślach.
— Nie jestem pewien, co z Koniczynową Łapą — dodał po chwili. — Wychowywał się razem z nami, ale jego mentorem był Krucze Pióro… a on jest synem kultystek.
Zachwiała się lekko na łapach, jakby to, co usłyszała, zachwiało jej światem bardziej niż jakiekolwiek zagrożenie.
— Czyli to oni… — wyszeptała do siebie, wpatrując się w ściółkę pod łapami.
Jej umysł natychmiast wrócił do snu, który otrzymała księżyce temu – trójka kotów stojących u boku Zabłąkanego Omena. Sylwetkę brata rozpoznała już dawno. Teraz jednak wszystko zaczynało układać się w spójną całość: tamci dwaj musieli być Brukselkową Zadrą i Wrotyczową Szramą. Ale zamiast ulgi poczuła gniew. Złość zmieszaną z rozczarowaniem.
— Dlaczego nic nie zrobili? — warknęła półgłosem. — A może zrobili coś, czego jeszcze nie rozumiem? — dodała szeptem, jakby bardziej do siebie niż do Mglistego Snu.
Uniosła wzrok, jej spojrzenie stało się twardsze.
— Śnie, rzuciłam tę liczbę tak po prostu — powiedziała chłodno. — Myślisz, że naprawdę się nad tym zastanawiałam? Że szukałam? Wiem, że mój brat wierzy, ale to już przeszłość. Od naszej rozmowy ani razu się nie pojawił.
Westchnęła ciężko, jej głos stawał się coraz bardziej stłumiony.
— Rozmowa z kimkolwiek jest ryzykowna. Ale podejrzewam, że koty, które nie mają nacięcia na uchu, nie należą do kultu. Może one jeszcze wierzą w Klan Gwiazd. Ale nawet jeśli… to tylko garstka. Co nam to da?
Słowa opuściły jej pysk niczym ostatni oddech nadziei. Patrzyła na Mglistego Sna z obawą, że młody wojownik może zrobić coś głupiego – że jego zapał sprowadzi na niego śmierć. Nie chciała tego. Nie chciała, by ktoś inny musiał płacić życiem za błędy dawnych przodków. Mglisty Sen milczał przez chwilę, analizując każde jej słowo. Jego spojrzenie spoważniało, a głos, gdy w końcu się odezwał, był pewny i głęboki.
Zignorował jej szepty – nie miały teraz żadnego znaczenia. Wąsy poruszały mu się nerwowo, jakby próbowały wyczuć niewidzialne napięcie powietrza.
— Może powinienem porozmawiać z Kosaćcową Grzywą — zaproponował powoli. — Brukselkowa Zadra mu ufała, więc i ja powinienem. Mam też podejrzenia co do Pustułkowego Szponu. Nie ma rozdartego ucha, ale nie czuję przy nim tego dziwnego napięcia, które wyczuwam u jego braci, matek czy innych kotów, o których już wiemy, że są kultystami.
Przyznał to cicho, jakby bał się wypowiedzieć te słowa głośno.
— Wiem, że może to zabrzmieć śmiesznie, ale mam przeczucia co do niektórych kotów. Przy kultystach zawsze czuję niepokój w środku – pojawiało się to już wcześniej, nawet zanim usłyszałem twoją rozmowę z Zaćmionym Horyzontem.
Na wspomnienie brata i tamtej rozmowy Jarzębina podniosła się z ziemi. Serce jej waliło, łapy wciąż nie do końca pozwalały się uspokoić. Postanowiła jednak zaryzykować. Bała się tak bardzo, że ból był niemal fizyczny. Nie chciała, by ktoś ginął; była gotowa poświęcić siebie, jeśli to miało pomóc. A mimo to – może Mglisty Sen miał rację? Może rozmowy rzeczywiście mogłyby osłabić kult Mrocznej Puszczy? Wzięła głęboki wdech; chłodne, wilgotne powietrze szczypało ją w nozdrza. Po chwili odpowiedziała, głos jej był spokojny, choć zadrżał w środku:
— Rozmowy są ryzykowne. Jeśli chcesz tak ryzykować – rób, co uważasz za słuszne. Wspieram cię w tym. Musisz jednak uważać: porozmawiaj najpierw z siostrami, bądź przygotowany na walkę albo nawet na zabicie kogoś niewygodnego... Wiesz o tym, prawda? Ja mogę tylko błagać Gwiezdnych o znak.
Mglisty Sen pokiwał lekko głową, nie do końca przekonany do niektórych jej słów.
— Chciałbym jeszcze wiedzieć jedno, zanim będę rozmawiał z Wilczakami. Chcę poznać twoją opinię… Kiedy byłem uczniem, Brukselkowa Zadra powiedziała mi, że ja i moje rodzeństwo jesteśmy znakiem od Klanu Gwiazdy. Brzmiało to pochlebiająco, bo wtedy nie rozumiałem powagi sytuacji. Powiedziała, że możemy uratować Klan Wilka. Tylko – czy to ma sens? Czy Klan Gwiazdy chciałby, żebyśmy z rodzeństwem ratowali koty, które mordują bez wahania?
Myślał na głos, a głos mu się łamał:
— Co jeśli ocalenie naszej krwi i wiary wymaga głośnych czynów? Co, jeśli musimy wyrwać się z paszczy kultu, który trzyma ten klan w szponach? A co jeśli Klan Gwiazdy uzna, że pora na rozłam, żebyśmy znaleźli własne miejsce i, być może, pokazali innym mroczną stronę jednego z najbardziej szanowanych klanów nad morzem?
Jarzębina zmrużyła oczy, próbując wygrzebać z pamięci obrazy snów. Czy pamiętała jakieś kocięta? W jednym śnie rzeczywiście słyszała płacz malucha, ale nie mogła być pewna, czy chodziło o Mglisty Sen, czy kogoś innego z jego rodzeństwa. Na myśl o czynach głośniejszych niż rozmowy zadrżała – nie była na to gotowa. Strach ją paraliżował; wolała dostawać odpowiedzi od Klanu Gwiazdy niż od żywych kotów.
— Nigdy nie miałam snu o kociętach, które mają uratować klan — przyznała wreszcie. — Miałam inny sen – był tam Omen i… — zawahała się, potem parsknęła cicho. — Przepraszam, nie mogę ci więcej zdradzić. Wiem na pewno, że to nie ty ani twoje rodzeństwo, bo Omen... on już nie żyje.
Westchnęła ciężko.
— Na razie musimy być ostrożni — dodała. — Porozmawiaj z siostrami i z matką. Może one wiedzą o innych wierzących. Może uda nam się zebrać tyle kotów, żeby przeciwstawić się temu złu w Klanie Wilka – jeśli w ogóle to możliwe.
Spojrzała na korony drzew, które nad nimi ścisnęły niebo:
— Bo kiedy wyrywasz chwast, odrasta silniejszy. Korzenie Mrocznej Puszczy sięgają bardzo głęboko; wykopanie ich kosztowałoby życie wielu, wielu kotów. Nie wiem, co Klan Gwiazdy uzna — odpowiedziała cicho. — Jak mówię, nic mi nie mówią, mimo że o to proszę. Poczekajmy do spotkania medyków; chyba że wcześniej coś usłyszę. Nie znam przyszłości.
Mruknęła, mało pocieszająco. Trzymanie się pesymistycznych scenariuszy wydawało się prostsze – mniej ryzyka zawodu, mniej nadziei do utracenia. Podniosła wzrok i patrzyła na Mglistego Sna; on patrzył na nią. Zapadła długa cisza, przerywana tylko dalekim szelestem suchych liści i odgłosem odległego ptaka.
W końcu wojownik przerwał milczenie:
— Poczułem chwilową ulgę… — przyznał cicho. — Masz rację: do Klanu Wilka przychodzą nowe koty – młode, nieświadome świata. Trafiają pod opiekę kultystów albo pod opiekę kotów, które po prostu wierzą w Mroczną Puszczę. Nie możemy wykluczyć, że są wśród nas także takie, które nie należą do kultu, a mimo to podporządkowały się mrocznym wierzeniom.
Zamilkł na moment, jakby ważył każde słowo.
— Można przesiedzieć pod żłobkiem i podsłuchiwać rozmowy wojowników i opiekunów — ciągnął. — Wtedy dowiedzielibyśmy się, kto, w co wierzy i ile kotów da się jeszcze uratować. Sam sprawdzę, jaki jest mój uczeń. Nie jestem do końca pewien – ma, mówiąc delikatnie, dziwny charakter.
Jarzębina skinęła głową. Myśli krążyły jej w głowie jak mgła nad jeziorem: gęste, lekko rozmyte, ale niosące chłód.
— Rozumiem. Jeśli jest więcej kotów wierzących w Klan Gwiazd, trzeba je zebrać. Może nadzieja jednak istnieje — powiedziała, a na jej pysku pojawił się cień uśmiechu. — Jeśli będziemy silniejszą grupą, może obalimy władzę i uwolnimy Klan Wilka od tej trucizny. Może twoja matka albo mój brat wiedzą coś więcej.
Mglisty Sen przytaknął. Nagle w oddali między drzewami zaszeleściło – odwrócił się, ostrożny, po czym znów spojrzał na nią:
— Pójdę już. Do następnego spotkania, Jarzębinowy Żarze — rzucił przez ramię i zniknął w zaroślach, poruszając się cicho, jak cień.
Jarzębina po chwili wypuściła powietrze:
— Powodzenia… uważaj na siebie — wyszeptała, a potem znów spojrzała w szarzejące niebo.
Chmury nad lasem nacisnęły ciężko; po chwili jedna kropla deszczu ostro spadła jej na nos — pierwszy jesienny deszcz. Nie wiedziała, czy to Klan Gwiazdy płakał z ulgi, bo podjęto dobre decyzje, czy raczej z żalu, że wiele niewinnych kotów wkrótce zostanie wplątanych w mrok.
— Dajcie znak, nie pozostawiajcie nas samych z tym mrokiem — wyszeptała z bólem.
<Mglisty Śnie? Uważaj jak stawiasz łapy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz