— Może na coś zapolujemy? — zaproponowała nagle Gąsiorkowy Trzepot, zatrzymując się i unosząc uszy. Brązowooka przystanęła, a jej humor momentalnie się poprawił. Rozpogodziła się, a na jej pyszczku pojawił się lekki uśmiech.
— Właściwie, czemu nie! Mogłabym spróbować upolować coś w jeziorze… W końcu w Klanie Nocy to przydatna umiejętność! Choć… nie muszę jej mieć. Jestem przecież uczennicą medyczki, więc nie poluję dla klanu, tylko zbieram zioła i leczę — mruknęła, po czym speszona urwała. Miała wrażenie, że rozgadała się o czymś bezsensownym, ale liliowa tylko posłała jej krótki uśmiech i zaczęła węszyć.
Gąbka bez słowa podeszła bliżej wody. Postanowiła zanurzyć łapy, a wtedy zimno rozeszło się po całym jej ciele, aż zadrżała. Mimo to z każdym krokiem wchodziła głębiej, wpatrując się w rozmyte zarysy niewielkich ryb, które pływały wokół jej łap, ale nigdy nie podpływały na tyle blisko, by mogła swobodnie je złapać. W końcu coś przykuło jej uwagę. Była to całkiem spora ryba. Zamarła, czekając, aż zwierzyna podpłynie bliżej. Kiedy ryba była tuż przed nią, Gąbka gwałtownie zanurzyła pysk w wodzie i na oślep zacisnęła szczęki. Między zębami poczuła coś śliskiego, co zaczęło się szamotać w jej uścisku. Z błyskiem w oczach uniosła głowę, wyciągając z wody wciąż żywą zdobycz.
Narobiła przy tym tyle hałasu, że wszystkie inne ryby pewnie uciekły na drugi koniec jeziora, ale nie przejęła się tym ani trochę. Dumna, wyszła na brzeg, gdzie czekała już na nią Gąsiorkowy Trzepot z wróbelkiem w pyszczku. Obie położyły swoje ofiary na ziemi i przez chwilę milczały, wpatrując się w siebie w blasku porannego słońca. Gąbka czuła, że jej mentorka ma jej coś do powiedzenia – coś ważnego. W końcu łaciata wojowniczka zrobiła powolny krok w jej stronę, a świat wokół na chwilę zamilkł, jakby sam był zaciekawiony ich rozmową.
— Jesteś już naprawdę dobrze wyszkolona. Chyba nie będę w stanie nauczyć cię niczego więcej. Nikła Gwiazda pewnie niedługo zdecyduje, że powinnaś wrócić do Klanu Nocy. Myślałam, żeby ci to dziś powiedzieć… — westchnęła Gąsiorkowy Trzepot, a w jej oczach pojawił się szczery smutek. — Jesteś wspaniałym kotem, Gąbczasta Łapo. Cieszę się, że mogłam cię trenować przez te wszystkie księżyce. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się na zgromadzeniu i wymienimy nowinkami.
Ślepia dymnej nagle się zaszkliły. Nie odpowiedziała od razu, a tylko podeszła bliżej mentorki i wtuliła pysk w jej futro. Przez dłuższą chwilę stała tak bez słowa, czując ciepło liliowej i wdychając jej znajomy zapach. Nie spodziewała się, że tak bardzo przywiąże się do kogoś z Klanu Wilka. A jednak – Gąsiorkowy Trzepot nie tylko ją wyszkoliła, ale też wspierała, gdy życie wśród Wilczaków robiło się zbyt przytłaczające. To dziwne, że nie płakała tak, gdy opuszczała Klan Nocy. Może to dlatego, że wtedy wiedziała, że jeszcze tam wróci? Teraz miała wrażenie, że żegna się z Klanem Wilka na zawsze. Że już nigdy nie pójdzie z Gąsiorkowym Trzepotem na wspólny spacer, nie zaśmieje się z Tygrysiej Łapy po tym, jak pokona go w walce. Wiedziała, że w Klanie Nocy długo jeszcze będzie wspominać te chwile. Choć niektóre zwyczaje Klanu Wilka często ją przerażały, to niektóre koty sprawiały, że było warto tu być. Na przykład… Szczawiowe Serce.
Zakłuło ją w klatce piersiowej, gdy o nim pomyślała. Wtem poczuła, jak po jej policzku spływa pojedyncza, ciepła łza. Tak bardzo go polubiła… może nawet pokochała. A teraz miała go zostawić, i to wcześniej, niż się spodziewała. Jej ciało lekko zadrżało, a Gąsiorkowy Trzepot spojrzała na nią z łagodnym, ale i przygnębionym uśmiechem.
— Radzę ci, żebyś szybko załatwiła wszystkie sprawy, zanim będzie za późno — zażartowała cicho, choć w jej głosie było słychać żal. Gąbka pociągnęła nosem i spuściła wzrok.
— Kiedy wrócę do Klanu Nocy… będę za wami wszystkimi tęsknić! — powiedziała, nim na jej gardle zawiązał się supeł. Po chwili odwróciła się i ruszyła w stronę obozu.
— Pa, Gąsiorkowy Trzepocie! Muszę się pospieszyć! Zawsze chciałam porozmawiać ze swoim tatą, kiedy tu byłam! — zawołała, oddalając się coraz bardziej. Jej głos cichł z każdą sekundą biegu, aż w końcu urwał się zupełnie. Liliowa kotka nie ruszyła się z miejsca, a tylko obserwowała, jak dymna znika wśród krzewów.
Gąbczasta Łapa biegła przez las, zatapiając łapy w błocie i przeskakując przez kałuże. Kolorowe liście wirowały wokół niej, a wiatr smagał jej pysk, rozwiewając czarne futro. Czuła, jak serce wali jej w piersi. Pędziła tak, jakby w każdej chwili cały jej świat miał się zawalić. Może nie powinna się tak spieszyć, w końcu Nikła Gwiazda na pewno nie wyrzuci jej dziś ani jutro – a jednak czuła, że to, co robi, jest właściwe.
Do obozu wpadła zziajana i cała ubłocona, z liśćmi i gałązkami przyczepionymi do łap. Pachniała lasem, wiatrem i wodą z jeziora. Jej pośpiech przyciągnął spojrzenia kilku kotów. Niektóre z nich zaprzestały wykonywania swoich obowiązków, a w ich oczach pojawiło się zaciekawienie. Jednym z nich był Tygrysia Łapa, który podbiegł do Gąbki z wyraźnym niepokojem w oczach.
— Gdzie Gąsiorkowy Trzepot? — zapytał, marszcząc brwi ze zmartwienia. Dymna kotka spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, po czym uśmiechnęła się niewinnie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież i z Tygrysią Łapą wkrótce przyjdzie jej się pożegnać.
— Została jeszcze na zewnątrz, ale za chwilę powinna wrócić — odparła, prostując się i szybko wylizując zmierzwione futro na piersi. — Nieważne. Widziałeś może Syczkowy Szmer?
Rudy kocur przekrzywił głowę.
— Chyba chodzi ci o Syczkowy Szept, prawda? Powinien być w legowisku wojowników… chyba. Nie widziałem go dziś, a może po prostu nie zwracałem na niego uwagi. Czemu pytasz? Chcesz z nim pogadać? — dopytał. Gąbka ruszyła przed siebie, a młodszy kocur pospieszył za nią.
— Tak, tak! To mój tata, pamiętasz? Chyba ci o tym wspominałam! — wyrzuciła z siebie w pośpiechu, rozglądając się nerwowo po obozie. Tygrysia Łapa zamrugał kilka razy, wyglądając na skonfundowanego. Najwyraźniej mu nie wspominała, ale kocur nie miał czasu o to dopytywać, bo dymna już z impetem wparowała do legowiska wojowników.
Wewnątrz panował półmrok, a w powietrzu unosił się zapach rozgrzanych futer. Na jednym z posłań spoczywał kocur o złotym futrze, którego tak pilnie szukała. Syczkowy Szept leżał zwinięty w kłębek z przymrużonymi oczami. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby spał, ale Gąbka od razu wyczuła, że tylko udaje, bo jego oddech był zbyt nierówny.
— Tato… — wymamrotała cicho, stawiając kilka ostrożnych kroków w jego stronę. Tygrysia Łapa uniósł łapę, jakby chciał ją zatrzymać.
— Może śpi? — szepnął, ale Gąbka już go nie słuchała. Delikatnie trąciła ojca łapą. Jedno z jego brązowych oczu otworzyło się na moment, lecz gdy tylko rozpoznało czarnofutrą uczennicę, natychmiast znowu się zamknęło. Syczkowy Szept przewrócił się na drugi bok, udając, że wcale jej nie widzi ani słyszy.
— Wstawaj! — jęknęła Gąbka, ponownie kładąc łapę na jego barku i potrząsając nim z irytacją. Tym razem kocur nie miał już wyjścia. Podniósł głowę, przetarł oczy i spojrzał na nią nieco nerwowo. W jego spojrzeniu widać było zmęczenie, zaskoczenie i coś, co przypominało zawstydzenie. Najwyraźniej bardzo nie chciał, by ich spotkanie doszło w końcu do skutku.
— Właściwie, czemu nie! Mogłabym spróbować upolować coś w jeziorze… W końcu w Klanie Nocy to przydatna umiejętność! Choć… nie muszę jej mieć. Jestem przecież uczennicą medyczki, więc nie poluję dla klanu, tylko zbieram zioła i leczę — mruknęła, po czym speszona urwała. Miała wrażenie, że rozgadała się o czymś bezsensownym, ale liliowa tylko posłała jej krótki uśmiech i zaczęła węszyć.
Gąbka bez słowa podeszła bliżej wody. Postanowiła zanurzyć łapy, a wtedy zimno rozeszło się po całym jej ciele, aż zadrżała. Mimo to z każdym krokiem wchodziła głębiej, wpatrując się w rozmyte zarysy niewielkich ryb, które pływały wokół jej łap, ale nigdy nie podpływały na tyle blisko, by mogła swobodnie je złapać. W końcu coś przykuło jej uwagę. Była to całkiem spora ryba. Zamarła, czekając, aż zwierzyna podpłynie bliżej. Kiedy ryba była tuż przed nią, Gąbka gwałtownie zanurzyła pysk w wodzie i na oślep zacisnęła szczęki. Między zębami poczuła coś śliskiego, co zaczęło się szamotać w jej uścisku. Z błyskiem w oczach uniosła głowę, wyciągając z wody wciąż żywą zdobycz.
Narobiła przy tym tyle hałasu, że wszystkie inne ryby pewnie uciekły na drugi koniec jeziora, ale nie przejęła się tym ani trochę. Dumna, wyszła na brzeg, gdzie czekała już na nią Gąsiorkowy Trzepot z wróbelkiem w pyszczku. Obie położyły swoje ofiary na ziemi i przez chwilę milczały, wpatrując się w siebie w blasku porannego słońca. Gąbka czuła, że jej mentorka ma jej coś do powiedzenia – coś ważnego. W końcu łaciata wojowniczka zrobiła powolny krok w jej stronę, a świat wokół na chwilę zamilkł, jakby sam był zaciekawiony ich rozmową.
— Jesteś już naprawdę dobrze wyszkolona. Chyba nie będę w stanie nauczyć cię niczego więcej. Nikła Gwiazda pewnie niedługo zdecyduje, że powinnaś wrócić do Klanu Nocy. Myślałam, żeby ci to dziś powiedzieć… — westchnęła Gąsiorkowy Trzepot, a w jej oczach pojawił się szczery smutek. — Jesteś wspaniałym kotem, Gąbczasta Łapo. Cieszę się, że mogłam cię trenować przez te wszystkie księżyce. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się na zgromadzeniu i wymienimy nowinkami.
Ślepia dymnej nagle się zaszkliły. Nie odpowiedziała od razu, a tylko podeszła bliżej mentorki i wtuliła pysk w jej futro. Przez dłuższą chwilę stała tak bez słowa, czując ciepło liliowej i wdychając jej znajomy zapach. Nie spodziewała się, że tak bardzo przywiąże się do kogoś z Klanu Wilka. A jednak – Gąsiorkowy Trzepot nie tylko ją wyszkoliła, ale też wspierała, gdy życie wśród Wilczaków robiło się zbyt przytłaczające. To dziwne, że nie płakała tak, gdy opuszczała Klan Nocy. Może to dlatego, że wtedy wiedziała, że jeszcze tam wróci? Teraz miała wrażenie, że żegna się z Klanem Wilka na zawsze. Że już nigdy nie pójdzie z Gąsiorkowym Trzepotem na wspólny spacer, nie zaśmieje się z Tygrysiej Łapy po tym, jak pokona go w walce. Wiedziała, że w Klanie Nocy długo jeszcze będzie wspominać te chwile. Choć niektóre zwyczaje Klanu Wilka często ją przerażały, to niektóre koty sprawiały, że było warto tu być. Na przykład… Szczawiowe Serce.
Zakłuło ją w klatce piersiowej, gdy o nim pomyślała. Wtem poczuła, jak po jej policzku spływa pojedyncza, ciepła łza. Tak bardzo go polubiła… może nawet pokochała. A teraz miała go zostawić, i to wcześniej, niż się spodziewała. Jej ciało lekko zadrżało, a Gąsiorkowy Trzepot spojrzała na nią z łagodnym, ale i przygnębionym uśmiechem.
— Radzę ci, żebyś szybko załatwiła wszystkie sprawy, zanim będzie za późno — zażartowała cicho, choć w jej głosie było słychać żal. Gąbka pociągnęła nosem i spuściła wzrok.
— Kiedy wrócę do Klanu Nocy… będę za wami wszystkimi tęsknić! — powiedziała, nim na jej gardle zawiązał się supeł. Po chwili odwróciła się i ruszyła w stronę obozu.
— Pa, Gąsiorkowy Trzepocie! Muszę się pospieszyć! Zawsze chciałam porozmawiać ze swoim tatą, kiedy tu byłam! — zawołała, oddalając się coraz bardziej. Jej głos cichł z każdą sekundą biegu, aż w końcu urwał się zupełnie. Liliowa kotka nie ruszyła się z miejsca, a tylko obserwowała, jak dymna znika wśród krzewów.
Gąbczasta Łapa biegła przez las, zatapiając łapy w błocie i przeskakując przez kałuże. Kolorowe liście wirowały wokół niej, a wiatr smagał jej pysk, rozwiewając czarne futro. Czuła, jak serce wali jej w piersi. Pędziła tak, jakby w każdej chwili cały jej świat miał się zawalić. Może nie powinna się tak spieszyć, w końcu Nikła Gwiazda na pewno nie wyrzuci jej dziś ani jutro – a jednak czuła, że to, co robi, jest właściwe.
***
Do obozu wpadła zziajana i cała ubłocona, z liśćmi i gałązkami przyczepionymi do łap. Pachniała lasem, wiatrem i wodą z jeziora. Jej pośpiech przyciągnął spojrzenia kilku kotów. Niektóre z nich zaprzestały wykonywania swoich obowiązków, a w ich oczach pojawiło się zaciekawienie. Jednym z nich był Tygrysia Łapa, który podbiegł do Gąbki z wyraźnym niepokojem w oczach.
— Gdzie Gąsiorkowy Trzepot? — zapytał, marszcząc brwi ze zmartwienia. Dymna kotka spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, po czym uśmiechnęła się niewinnie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież i z Tygrysią Łapą wkrótce przyjdzie jej się pożegnać.
— Została jeszcze na zewnątrz, ale za chwilę powinna wrócić — odparła, prostując się i szybko wylizując zmierzwione futro na piersi. — Nieważne. Widziałeś może Syczkowy Szmer?
Rudy kocur przekrzywił głowę.
— Chyba chodzi ci o Syczkowy Szept, prawda? Powinien być w legowisku wojowników… chyba. Nie widziałem go dziś, a może po prostu nie zwracałem na niego uwagi. Czemu pytasz? Chcesz z nim pogadać? — dopytał. Gąbka ruszyła przed siebie, a młodszy kocur pospieszył za nią.
— Tak, tak! To mój tata, pamiętasz? Chyba ci o tym wspominałam! — wyrzuciła z siebie w pośpiechu, rozglądając się nerwowo po obozie. Tygrysia Łapa zamrugał kilka razy, wyglądając na skonfundowanego. Najwyraźniej mu nie wspominała, ale kocur nie miał czasu o to dopytywać, bo dymna już z impetem wparowała do legowiska wojowników.
Wewnątrz panował półmrok, a w powietrzu unosił się zapach rozgrzanych futer. Na jednym z posłań spoczywał kocur o złotym futrze, którego tak pilnie szukała. Syczkowy Szept leżał zwinięty w kłębek z przymrużonymi oczami. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby spał, ale Gąbka od razu wyczuła, że tylko udaje, bo jego oddech był zbyt nierówny.
— Tato… — wymamrotała cicho, stawiając kilka ostrożnych kroków w jego stronę. Tygrysia Łapa uniósł łapę, jakby chciał ją zatrzymać.
— Może śpi? — szepnął, ale Gąbka już go nie słuchała. Delikatnie trąciła ojca łapą. Jedno z jego brązowych oczu otworzyło się na moment, lecz gdy tylko rozpoznało czarnofutrą uczennicę, natychmiast znowu się zamknęło. Syczkowy Szept przewrócił się na drugi bok, udając, że wcale jej nie widzi ani słyszy.
— Wstawaj! — jęknęła Gąbka, ponownie kładąc łapę na jego barku i potrząsając nim z irytacją. Tym razem kocur nie miał już wyjścia. Podniósł głowę, przetarł oczy i spojrzał na nią nieco nerwowo. W jego spojrzeniu widać było zmęczenie, zaskoczenie i coś, co przypominało zawstydzenie. Najwyraźniej bardzo nie chciał, by ich spotkanie doszło w końcu do skutku.
<Syczkowy Szepcie? Żądam poważnej rozmowy!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz