Kolejny dzień, jako uczeń Klanu Wilka. Polowania, walka i patrole stały się nudne, a towarzystwo jeszcze nudniejsze. Nie, żeby nie lubił Kamienną Łapę, był to jego ulubiony brat, bo o Wilgowej Łapie, nie miał co wspominać – chyba każdy widział, że nie przepada za tamtym burasem. Natomiast jego stosunek do starszych uczniów był również niezbyt pozytywny, głębiej zdarzało mu się rozmawiać z Tygrysią Łapą oraz uwielbiał polować z Tropiącą Łapą, jednak z pozostałymi miał strasznie okrojony kontakt albo to oni go unikali. Wszystko było bardzo możliwe.
Wyszedł wcześnie z legowiska uczniów, przeciągle ziewając, gdy jego uwagę przykuł tłum zbierający się przy mównicy.
“Co tak wszyscy rzucili się na poranne patrole? Przecież już się zrobiło chłodniej, teraz można normalnie chodzić w południe na patrole.”
Podszedł do swoich braci, którzy również siedzieli w tłumie.
– Jak tam pchle zadki? – przywitał ich ze swoim typowym pewnym siebie uśmiechem. – Wilgowa Łapo, nie wyłysiałeś jeszcze nad ogonem?
Wilgowa Łapa zmierzył go jedynie morderczym wzrokiem, który i tak nie odtrącił Dąbka.
Na mównicę wskoczył Nikła Gwiazda, co musiało oznaczać, że będzie jakaś uroczystość albo ceremonia. Przywódca sam z siebie, nie wstawałby o takiej wczesnej godzinie, by tylko wyznaczyć patrole.
On zauważając to, szturchnął burego brata w bok.
– Pewnie to będzie ceremonia dla ciebie. Nazwą cię Wilgowa Zrzęda i wyślą do legowiska starszyzny, na wieczne siedzenie w samotności. Hę?
– Zamknij się! – prychnął Wilgowa Łapa, trącając go ogonem.
– Oj nie bądź taki! Dobrze wiemy, że nadajesz się do tej roli! Legowisko starszyzny nadaje się idealnie dla ciebie. Nie będziesz musiał truć życia innym!
– Utkaj ten pysk! – warknął jego brat, który już złapał go jedną łapą za kryzę, a drugą trzymał w powietrzu, żeby zdzielić srebrzystego w pysk.
– Siedźcie cicho smarkacze! – warknęła zaraz obok nich Lamentująca Toń, która chyba zaczęła żałować, że usiadła w tym miejscu, niedaleko uczniów.
Dębowa Łapa uśmiechnął się jeszcze szerzej, pokazując tym swoje białe ząbki. Dobrze wiedział, że i tak jego brat nie zrobi mu krzywdy, nawet gdyby go uderzył, Dębowa Łapa i tak by mu oddał ze zdwojoną siłą.
Wilgowa Łapa mruknął coś pod nosem i puścił jego kryzę.
– Miałem nadzieję, że ci oddam – szepnął cicho Dębowa Łapa, na co tamten już nie odpowiedział.
Do obozu w końcu weszli wojownicy, którzy w pyskach trzymali już nie tak młode kociaki. Dobrze kojarzył ich wszystkich, byli to Mak, Kocimiętka, Słota, Pomrok i Cień.
“Oh, coś za dużo tych szylkretek. Te kotki coś stają się zbyt nudne z tymi futerkami.” – Przewrócił oczyma.
Jednak mimo wszystko wychylał się między kotami, by zobaczyć, jak wszystkie kociaki zostają właśnie mianowane na uczniów.
“W końcu nie będzie nudno!” – ucieszył się.
Dobrze pamiętał, jak to tę charakterystyczną trójkę kociąt przyniosła Zalotna Krasopanii i jak bardzo koło nich skakała. Szczerze wtedy współczuł im, że ich nowa matka tak strasznie podcina im skrzydła i nie pozwala rozmawiać z innymi kotami – no nie z wszystkimi oczywiście, ale Dębowa Łapa znajdował się raczej na tej złej liście, gdyż zawsze się tak składało, że dorosła szylkretka akurat była w żłobku, kiedy on chciał podejść.
Nowo upieczeni uczniowie dostali samych wojowników, którzy byli marudami i niszczycielami dobrej zabawy. Czy ten Nikła Gwiazda miał w ogóle gust? W oko mu w szczególności wpadły Makowa Łapa, która dostała jego babkę za mentorkę, Kocimiętkowa Łapa z Lodowym Omenem – co było wyjątkowe, gdyż nie spodziewał się, że można mieć za mentora Mistrza. No i jeszcze Słotna Łapa, jak mógłby jej nie zauważyć. Najbardziej rzucała się w oczy, była niczym biały kruk w stadzie czarnych wron. Wyjątek, lśniąca i emanująca pewną siebie energią. Lubił takie z charyzmą. Szylkretka na dodatek została uczennicą Zalotnej Krasopanii, własnej matki. Czyli tej kocicy, która swoim dziwnym roztrzeszczem patrzy na pobratymców i chucha na kociaki.
Sam dobrze czuł, że Zalotna Krasopanii go nie lubi, jednak teraz ciężej jej będzie bronić swoje pociechy. Teraz byli uczniami i będą spali w legowisku razem z nim – tak samo będzie miał wiele innych okazji, by zaczepić świeżo upieczone uczennice.
Nagle nim coś szarpnęło. Odwrócił się, a jego oczom ukazał się zdziwiony Kamienna Łapa wraz z Wilgową Łapą.
– Żyjesz? Wyglądałeś, jakbyś wpadł w trans – zauważył Kamienna Łapa, przesiadając się do niego bliżej.
– Pfff, mówiłem ci, że on się już ślini na widok kotek! – prychnął Wilgowa Łapa.
Dębowa Łapa odepchnął narzekającego burasa, tak aż tamten się zachwiał i przyciągnął bliżej siebie czekoladowego bicolora.
– Widzisz je? – spytał, pokazując palcem na świeżo mianowane uczennice.
Kamienna Łapa przytaknął krótkim mruknięciem, jednak na jego pysku nie przechodziło zbyt wiele emocji.
– Żadna ci się nie podoba?
– Nie wiem… Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, nie rozmawiałem z nimi zbytnio… – zapierał się Kamienna Łapa.
Posłał mu pytające spojrzenie.
– Jednak jesteście oboje dziwni, zawiodłeś mnie Kamienna Łapo. – Puścił brata. – Plus jest taki, że więcej dla mnie.
Świeżaki, czyli nowo upieczeni uczniowie od razu zostali zabrani poza obóz, by zobaczyli terytorium Klanu Wilka, a on musiał biedny iść na trening z Miodową Korą i liczyć, że zdąży jeszcze przyjść wcześniej do obozu, zanim tamci wrócą.
***
– Dobrze ci idzie Dębowa Łapo, a ty Wilgowa Łapo musisz postawić swoją tylną łapę na tamtej gałęzi i pamiętaj o przytrzymywaniu pazurami! – krzyknął z dołu Mglisty Sen, który dołączył do ich treningu.
Czarny wojownik z brodą, Miodowa Kora oraz Wilczy Skowyt, który również się przyłączył do nich, zabierając ze sobą Kamienną Łapę – siedzieli pod drzewem, rozmawiając ze sobą oraz komentując poczynania uczniów.
Dębowa Łapa był na wysokich gałęziach sosny i z politowaniem patrzył się na trzęsące się nóżki braci. Znaczy… Kamienna Łapa jako tako starał się wdrapać jeszcze na gałęzie i nie mógł mu odmówić, tego, że nie najgorzej jemu szło. Natomiast Wilgowa Łapa, wyglądał, jak jeden wielki trzęsący się ze strachu myszka. Buras niemrawo wspinał się i kurczowo trzymał się pnia sosny, przynajmniej, jakby to drzewo miało zaraz wystrzelić prosto w Srebrną Skórę.
Położył się na gałęzi i wpatrywał się z zadowoleniem w nieudanego brata.
“Jak kiedyś będziesz się tylko przechwalał w tych swoich filozoficznych rzeczach, to wciągnę cię na drzewo tak wysoko, że z niego już nigdy nie zejdziesz.” – Oparł łapsko o swoją brodę.
Nudząc się tak, postanowił, że powinien zebrać coś na prezent dla Słotnej Łapy. Wypatrzył rosnącą jemiołę na jednej z gałęzi nad nim, była dość normalna, jak na jemiołę. Mogła się spodobać nowej koleżance z legowiska.
Niewiele się zastanawiając, wskoczył na gałąź wyżej i zerwał duży kawałek jemioły. Trzymając roślinę w pysku, ześlizgnął się z gałęzi i zbiegł po pniaku w dół drzewa.
Kamienna Łapa, widząc jego wyczyn, w ostatniej chwili uniknął staranowania, dzięki długiemu skoku na jedną z gałęzi, będących nad ich głowami. Wilgowa Łapa, jednak nie miał tyle szczęścia. Nie osunął się na bok oraz nie przeskoczył na jedną z gałęzi, jedynie otworzył szerzej oczy, kiedy Dębowa Łapa zbiegał po pniaku.
– Dębowa Łapo, nie! – zdążył wykrzyczeć przerażony buras.
Oczywiście nie zwracał na niego uwagi. Wbiegł w niego bez najmniejszego pomyślunku, powodując, że oboje spadli. Na szczęście nie byli jakoś wysoko, więc oboje wylądowali na cztery łapy.
– Zgłupiałeś?! – wrzasnął na niego brat, który niedowierzająco oglądał swoje łapy i futro.
– Jesteś cały, nie bój się tak. – Dębowa Łapa jedynie się zaśmiał.
Śmiesznie wyglądał przerażony Wilgowa Łapa i zamierzał jeszcze w przyszłości wykorzystać strach brata.
– Nie, nie zgłupiałem, jednak twoja mina mówi więcej, niż twoje słowa.
Do nich podeszli wojownicy.
Widział dobrze, że mentorzy nie byli zachwyceni jego zachowaniem, jednak powinni być bardziej wściekli na Wilgową Łapę, to właśnie on był boimyszką i nie umiał jak kocur po pniu wejść na pierwszą lepszą gałąź.
***
Wrócili wcześniej do obozu, czyli tak jak chciał tego Dębowa Łapa. Widział, jak koty się na niego dziwnie patrzą, w tym Miodowa Kora, jednak ojciec musiał stwierdzić, że nie będzie wypytywał go, po co mu jemioła. Nawet lepiej. Od razu wszedł do legowiska uczniów i ujrzał świeżo zrobione posłania, których nie było, jak wychodził rano z obozu.
“Czyli musieli już wrócić do obozu albo o nich mamusia bardziej zadbała niż o mnie.”
Musiał działać szybko! Podszedł do posłania i sprawnie wplótł w nie liście jemioły z tymi uroczymi białymi owockami, które dodawały charakteru. Jej posłanie wyróżniało się na tle innych.
“Gotowe!” – spojrzał na swoje miejsce do spania, które również nie wyglądało najlepiej. – “No dobra, sobie też udekoruje posłanie, żeby nie wyglądało tak okropnie.”
Po skończonej pracy zaczął wylizywać swoje łapki, upewniając się tym, że nie wbiła mu się żadna drzazga w poduszeczki łap, po czym wyszedł na zewnątrz.
Chciał wiedzieć, gdzie akurat znajdują się Słotna Łapa, którą obrał sobie za pierwszy cel do zaprzyjaźnienia się. Najchętniej podszedłby do młodej kotki, nie bał się rozmowy z innymi, jednak ciągle uczennica była zajęta i wychodziła gdzieś za swoją matką. Strasznie go to irytowało.
***
Był kolejny dzień, a rozmowa ze Słotną Łapą jeszcze nie została przeprowadzona. Zalotna Krasopanii rzeczywiście umiała zająć na wszelkie sposoby swoje pociechy. Młoda kotka podobno wróciła z patrolu łowieckiego wieczorem, kiedy on smacznie spał, a teraz szylkretka wychodziła ze swoją matką, Cienistą Łapą, Lamentującą Tonią i Sowim Zmierzchem. Patrol graniczny właśnie opuszczał obóz.
O nie! Tym razem nie pozwoli młodej tak uciec!
Podbiegł do Miodowej Kory, który zastanawiał się co wziąć na śniadanie ze sterty zwierzyny. Złapał ojca za futro na policzku i pociągnął do siebie.
– Tato! Chodźmy z patrolem łowieckim! Już szybko, bo zaraz też wyjdą, a ja chciałbym… Chciałbym zapolować teraz! – miauknął, jakby jego kita była cała w płomieniach.
Zdezorientowany ojciec odsunął się od niego, patrząc uważnie na jego pysk.
Czy liliowy oceniał jego trzeźwość? Oczywiście, że nie ukradł Cisowemu Tchnieniu nic z lecznicy!
– Dębowa Łapo, mamy patrol po południu, nie ma takiej potrzeby, żeby teraz iść do lasu-
– Trudno! Najwyżej pójdziemy drugi raz na jakiś patrol! Muszę porozmawiać ze Słotną Łapą!
Ojciec uniósł jedną brew do góry. Cała jego postawa się zmieniła.
– Nie ma czasu na ptasie zaloty, Dębowa Łapo.
– To nie jakieś tam zwykłe zaloty! Chodź, jak będę wojownikiem, to nie będę musiał się ciebie prosić, by łaskawie wyjść z obozu! Na starość będziesz miał spokój.
Ojciec zaśmiał się pod nosem i rozczochrał grzywę, którą dzisiaj układał dość długo.
– Tato!
– No już, już – uspokoił go i polizał go po pysku. – Dobrze, to dołączymy do patrolu łowieckiego.
Ucieszony Dębowa Łapa, przeczesał pazurami swoją grzywkę i ruszył z ojcem do Makowego Nowiu, która wydawała polecenia kotom.
Zastępczyni zmierzyła ich krótkim wzrokiem i przydzieliła ich do patrolu z Lodowym Omenem, Kocimiętkową Łapą, Jaskółczym Zielem oraz Gwiazdnicową Łapą.
Wyszli z obozu i skierowali się w podobną stronę, w którą szedł patrol graniczny ze Słotną Łapą. Jego węch, może jeszcze nie wypracowany, jednak kojarzył zapach swoich pobratymców – podpowiadał Dębowej Łapie, że tamci poszli w stronę Czarnych Gniazd, które leżą niedaleko granicy z Klanem Klifu.
Patrol łowiecki dotarł w końcu na miejsce i się zatrzymał. Koty rozdzieliły się, odchodząc w różne strony. Nie czekał, aż za nim pójdzie ojciec, wręcz liczył na moment prywatności, co było do niego niepodobne. Zawsze był w czyimś towarzystwie, źle czuł się sam ze sobą, wręcz mógł powiedzieć, że w takich momentach jego bateria, która motywuje go do życia – się wyczerpuje. Jednak nie teraz o tym! Uciekł między zaroślami i drzewami, idąc zapachem zarówno i patrolu granicznego, jak i zwierzyny. Zdołał złapać w pysk ryjówkę, która nawinęła się pod jednym z krzewów i ruszył ostrożnie za zapachem patrolu granicznego.
Nie był pewien, czy był to dobry pomysł podkradać się do pełnego patrolu smutnych kotów. Pewnie obdarliby go ze skóry w obozie albo, co gorsza dostałby karę i nie mógłby nigdzie wychodzić!
Z kim by wtedy rozmawiał? Byłby sam w legowisku uczniów!
Pokręcił głową, by nie skupiać się na takich minusach. Mogło mu się przecież udać i wcale nie uciekł z obozu, gdyż poluje z Miodową Korą. Najwyżej zwali na ojca, że tamten odszedł i szukał go po lesie.
Chcąc mieć większe pole widzenia, bez problemów wspiął się na sosnę i rozejrzał się po lesie. Nie widząc żadnego nadchodzącego kota, ruszył na koniec gałęzi, mając w zamiarze przeskoczyć na kolejne drzewo. Jednak największym problemem okazała się jego waga oraz brak przeszkolenia w przemieszczaniu się po drzewach. On jedynie trenował wspinaczkę po pniu na najwyższe gałęzie, a nie bawienie się w wiewiórkę i zwinne przeskakiwanie z gałęzi na gałąź.
Przykucnął, chcąc się wybić w powietrze, jednak nie było to takie łatwe. Drzewo na samej górze kołysało się od wiatru, a kora była wilgotna od nadchodzącej Pory Opadających Liści.
“Dobra, teraz nie zrób z siebie idioty i wskocz na kolejną gałąź, nic ci się nie stanie, o ile dobrze wyskoczysz” – pocieszył siebie.
Kiedy wyczuł moment, wybił się z tylnych nóg i wylądował na sąsiednim drzewie, jednak ześlizgnął się z gałęzi i wylądował o dwie niżej.
Zastygł na chwilę, czując, jak jego serce wali jak szalone.
“Udało mi się!” – Z niedowierzaniem popatrzył na drzewo, z którego przeskoczył.
Dębowa Łapa, nabierając powoli wprawy, skakał z drzewa na drzewo. Jednym razem szło mu gorzej i ześlizgiwał się z gałęzi, a drugim razem idealnie lądował na grubszych gałęziach. W końcu zauważył, jak na dole, niedaleko jego drzewa poruszyły się liście i z zarośli wyszedł patrol graniczny. Koty były rozluźnione i rozmawiały między sobą. Wszyscy szli w zwartej grupie. Prowadzili wojownicy, a za nimi szli uczniowie, którzy z zaciekawieniem oglądali otaczające ich drzewa, jednak żadne z nich nie parzyło się na korony drzew.
“Głuptasy.” – Uradowany, zszedł na niższe gałęzie.
Był tak prosty do wyłapania, nie był w wielkości wiewiórki, tylko był wielkim kocurem, który balansował między gałęziami sosny.
Wyłapując wzrokiem Słotną Łapę, upuścił specjalnie ryjówkę, którą wcześniej złapał. Zwierzyna spadła pod drzewo, kiedy patrol minął już wcześniej konar. Oczywiście ruch nie wzbudził zainteresowania innych wojowników, jednak nie mógł tego powiedzieć o uczniach. Zainteresowani byli Cienista Łapa oraz Słotna Łapa, która była jego celem. Rodzeństwo wymieniło się krótkim spojrzeniem i chyba zaczęli rozmawiać między sobą. Nie widział dokładnie ich pysków ani nie słyszał dokładnie, o czym rozmawiali z tej wysokości, na jakiej się znajdował. Byli dla niego jak malutkie żuczki. W końcu Słotna Łapa pacnęła swojego brata łapą i zaciekawiona cofnęła się pod drzewo, na którym znajdował się Dębowa Łapa.
Na ten moment właśnie czekał! To była chwila, by zabłyszczeć jaśniej niż wszystkie gwiazdy na niebie!
Szylkretka od razu znalazła ryjówkę i zbierała z niej zapach, za to Dębowa Łapa spiął mięśnie i zbiegł szybko po pniu, tak jak zrobił to podczas treningu z Wilgową Łapą oraz Kamienną Łapą. Kotka zauważyła go, kiedy było już dla niej za późno. Nie miała szans na żaden unik ani krzyk o pomoc, gdyż kocur rzucił się na nią i przeturlali się po ściółce. Zakrył kotkę swoim całym puchatym i długim futerkiem, po to, by zaraz wstać.
– Olśniewasz swoim pięknem, że nawet ptaki spadają dla ciebie z drzew – miauknął, szczerząc się szeroko.
Bawiła go mina kotki, była taka zszokowana – zapewne była to reakcja na niekonwencjonalne przywitanie! Jego jakże niezwykłość działała lepiej, niż mógłby sobie to wcześniej wyobrazić.
– Znaczy, padałby patki, jednak nie umiem na nie jeszcze polować – przyznał, musi być, chociaż troszkę skromny.
Pomógł wstać na cztery łapy Słotnej Łapie i swoim ogonem otrzepał ją z igieł.
– Twoja mamusia, już cię nie obroni przed nawiązywaniem kontaktu z innymi twoimi pobratymcami. Musisz się trochę stawiać, a nie chłeptać wszystko, co podstawiają ci pod pysk – zamruczał. – Zmieniając temat… Jak ci się spało z jemiołą w posłaniu? Chyba dżentelmen, który zainteresował się twoim dobrem, powinien dostać jakieś podziękowania.
[2492 słów – trening wojownika + nauka wspinaczki na drzewa]
<Słotna Łapo, może chciałabyś się głębiej zaprzyjaźnić z tym oto młodzieńcem, który właśnie cię napadł w lesie? Tylko nie mów mamie!>
[przyznano 50% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz