*bardzo dawno temu za życia Mrocznej Gwiazdy*
Aż w nim się skręciło, gdy usłyszał pytanie kotki. Po dziś dzień ten widok zadowolonej gęby lidera sprawiał, że po nocach dręczyły go koszmary. Musiała przypomnieć mu jak się zbłaźnił przed całym klanem. Nigdy więcej nie zamierzał dopuścić do takiej sytuacji. Dobrze, że Czerwona Róża jeszcze do niego z tym nie podeszła, chcąc wyjaśnić co takiego odwalał. Świat go po prostu nienawidził. Ten pech wręcz za nim się ciągnął od narodzin. Najpierw świrnięta mentorka, a potem Wieczór. I to wszyscy spokrewnieni z Mroczną Gwiazdą. Jakże... przedziwnie się złożyło, że miał takie nieprzyjemne wspomnienia z tą rodziną.
— Nie istnieję. — Machnął uchem, przyśpieszając. Dobrze, że Sosnowa Igła była zajęta. Jeszcze jej tu brakowało. Pewnie się wkurzy widząc, że sobie poszli, ale miał to gdzieś. Nie będzie się przyjaźnił z tą raszplą. — W takim razie idź trenuj. Ja nie mam czasu na ciebie.
Chciał się zmyć, ale niestety, kocica za nim wciąż podążała. Normalnie przykleiła się jak jakiś rzep do ogona!
— Ale ja mam czas dla ciebie. Doceń to. I jak to, nie jesteście razem? Jak mi przykro...
— Normalnie. Nie jesteśmy. Przeliterować ci to? — Przewrócił oczami. — Nie warto na mnie tracić czasu. Poradzę sobie sam. Nie potrzebuje twojego towarzystwa. Umiem polować w przeciwieństwie do ciebie.
— Kto powiedział, że nie umiem polować? — parsknęła Wieczorna Łapa. — Już się trochę uczę i wiem jak złapać durną piszczkę!
— To poluj... Ale beze mnie. — Przyspieszył, aby ją zgubić. Uczennica stawiała szybciej kroki, aby za nim nadążyć, co mu się nie spodobało. Może powinien pobiec? Wejść na drzewo i poskakać z gałęzi na gałąź jak wiewiórka? Nie... Jeszcze tak nisko nie upadł, by być pchanym przez desperację.
— Wracaj! Chyba, że chcesz kolejną randkę z Omenem! — usłyszał jej głos.
Na te słowa zatrzymał się i posłał jej niezadowolone spojrzenie. Groziła mu? Ugh! Najgorsze, że nic nie mógł zrobić, bo zaraz jej dziadek rozpruje mu flaki. Czuł się jak pies na uwięzi. Wciąż musiał zachowywać pozory posłuszeństwa, by nie stracić życia. I chociaż czuł pazury na gardle, jeszcze nie przeszło mu przez myśl, aby się poddać. Nie, gdy istniał plan, który pomoże wyrwać Klan Wilka z władzy tyrana.
— Nie chcę.
— Jakby mnie to obchodziło... — mruknęła znudzona czarno-biała. — Możemy się gdzieś po prostu przejść, piesku?
Ugh! Znowu zaczynała z tym psem! Myślał, że już jej przeszło, ale najwidoczniej nie. Spokojnie, tylko spokojnie. Musiał to wytrzymać. Dla matki. Dla jej głupiego planu. Nie miał pojęcia kiedy zacznie działać, ale mogłaby nieco się z nim pośpieszyć. Ile już wodził lidera wilczaków za nos? Dość długo, aby widzieć, że czas im się kończył.
— Ta. Możemy się przejść — prychnął wrogo. Jakoś zniesie jej towarzystwo nim Sosna ich nie wywęszy. Te dwie były niczym najgorsze robactwo. Jak już się doczepiły nie potrafiły odpuścić.
— Jaki jest twój cel w życiu?— Wieczorna Łapa spojrzała przed siebie i zaczęła po prostu iść, wyznaczając trasę ich wędrówki.
Cel w życiu? No to go zaskoczyła. Czemu się tym interesowała?
— Po prostu żyć i nie stracić głowy. — Nie powie jej przecież, że planował morderstwo jej dziadka. Które na dodatek... szło dość mozolnie przez fakt, że lider coraz więcej miał w klanie swoich szpiegów.
— Nie czujesz się pusto przez to, że nie masz celu? To trochę dziwne. Ja na przykład nie wiem co chcę w życiu osiągnąć i... Ciężko mi myśleć o przyszłości. Bo co niby zrobię po treningu? Nic. Po prostu będę wojownikiem.
— Nie. Nie myślę o przyszłości. Teraźniejszość wystarczająco daje mi w kość. — mruknął, rzucając jej podejrzane spojrzenie. — A co chcesz osiągnąć? Masz jakieś aspiracje prócz dręczenia mnie?
<Wieczór?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz