Srebrzysta Łapa patrzył na Upadłego Potwora z mieszanką zdumienia i ekscytacji. Budził podziw już samym swoim rozmiarem. Z pewnością pomieściłby w swoim wnętrzu koty wszystkich klanów, jak i nie więcej.
W jego oczach, spłaszczona, wykonana z dziwnego materiału konstrukcja przypominała nieszczęśliwie poturbowanego giganta, który wyczerpany, leżał na trawiastej równinie. Długi, wystający z boku płaski element, sprawiał wrażenie skrzydła olbrzymiego ptaka, który utracił zdolność do lotu.
Wysokie fragmenty stwora zdawały się być jak łuski wypaczonej bestii. W oczach kocura migotały refleksy słońca, odbijające się od boków truchła. Srebrzysta Łapa przecierał wibrysy, przysuwając się coraz bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się temu majestatycznemu i zarazem tragicznemu obiektowi. Porozrzucane dookoła części stworzenia nadawały temu miejscu klimatu.
Zwiedzenie tego, to była okazja, której nie mógł przegapić.
— Oczywiście, że chcę! — odpowiedział, a oczy zalśniły mu z wrażenia. — Cokolwiek by się tam nie kryło, to razem będziemy nie do pokonania, przecież wiesz — dodał, śmiało stawiając pierwsze kroki w przód. Nawet jeśli Piasek zadeklarował, że co nieco już o tym miejscu wie, niebieskiemu marzyło się odkrycie jak największej ilości ciekawych rzeczy na własną łapę.
Nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, co czuły jego nozdrza. Mieszanka przeróżnych zapachów, niekoniecznie mu znanych, poniekąd zaczynała drażnić mu narząd węchowy. Musiał na moment odwrócić łeb, zaczerpnąć świeżego powietrza, prosto z otwartych terenów i dopiero wtedy zdecydował się wejść do środka.
— Wszystko w porządku? — zapytał kremowy, przyglądając mu się z boku.
— Ta, po prostu śmierdzi tu trochę — odparł. — Ale to ma sens, w końcu potwory śmierdzą. Na przykład twoja mama albo siostra, Lew, okropnie cuchną…
Starszy uczeń stanął jak wryty, wlepiając w niego szeroko otwarte ślepia. Niebieski mimowolnie zaśmiał się, widząc to zaskoczenie w żółtych tęczówkach.
— Srebrny! — pisnął. — One w-wcale nie śmierdzą!
— Hmm, zawahałeś się — zauważył. — Chyba nie będę się narażał, aby potwierdzić twoją tezę. Im dalej jestem od nich, tym bezpieczniej się czuję.
— Zawahałem się, bo mnie zaskoczyły twoje słowa. Nic ci nie zrobiły, a ty co krok nawiązujesz w obraźliwy sposób do nich. Ja ci nie obrażam mamy ani kogokolwiek z rodzeństwa — burknął.
Niebieski odwrócił pysk w drugą stronę, przyglądając się wnętrzu Upadłego Potwora. Dziwne kształty o przeróżnych kolorach, choć głównie dominowały tu odcienie bieli i szarości. Podłoże też było dziwne, takie chropowate i nieprzyjemne w dotyku dla poduszek łap.
— Po prostu źle im z oczu patrzy i uważam, że mocno cię ograniczają — mruknął na swoje usprawiedliwienie, kontynuując eksplorację. Miał z tyłu głowy, że Różana Przełęcz nie byłaby najszczęśliwsza, gdyby dowiedziała się o ich ucieczce. Był świeżo mianowanym uczniem, a już dopuścił się złamania jednej z głównych zasad. Uznał, że w razie co wytłumaczy się brakiem dobrego zabezpieczenia granic obozu, a on jedynie testował to, jak szybko zorientują się, że mają zbiegów.
— Tłumaczyłem ci już, że po prostu o mnie dbają. Proszę, przestań o nich źle mówić — westchnął z żalem.
Srebrny zerknął na niego ukradkiem. Piasek mocno się tym przejmował, jego zdaniem — zupełnie niepotrzebnie. On dla przykładu miał gdzieś opinię innych o jego rodzinie. To, co on wiedział, było dla niego najważniejsze. Nie był jednak w stanie uwierzyć, że bliskim kremowego rzeczywiście zależało na jego dobru.
— Tak, zdążyłeś mi to już nawet dzisiaj powiedzieć — rzucił, kończąc na tym temat.
Nie chciał się z nim kłócić, ani nawet prowadzić jakichkolwiek dyskusji. To będą mogli zrobić w obozie, a na pozwiedzanie tych terenów drugiej szansy mogą nie dostać.
Obaj w końcu przystąpili do dokładniejszego badania tajemniczego truchła. Ostrożnie przeszukiwali zakamarki, sprawdzając każdy zakątek, który mógłby ukrywać jakieś sekrety. Odkryli coś na wzór gałęzi, ale płaskiej, wyrastającej we wnętrzu potwora, na czym dostrzec można było resztki starych gniazd ptaków, a także miejsca, które króliki byłyby w stanie wykorzystać jako schronienie.
W miarę jak odkrywał coraz to ciekawsze rzeczy, jego serce biło szybciej. To było jak odkrywanie zapomnianego świata pełnego tajemnic i nieznanych opowieści. Upadły Potwór, choć nie żywy, zdawał się nieść w sobie historię dawnych dni. Srebrny zastanawiał się, skąd to się tu w ogóle wzięło i czemu służyło. Był to tak dziwaczny obiekt, że nawet jego kreatywny umysł nie był w stanie wykrzesać z siebie sensownie brzmiącego pomysłu.
— To jest wspaniałe — westchnął Srebrzysta Łapa, wpatrując się w pozostałości potwora. — Ciekawe, co jeszcze tu można znaleźć. Myślisz, że dałoby radę na to wejść? — zagadnął, choć zdążył chwilę wcześniej zaryć boleśnie pazurami o bok tego obiektu, co sugerowałoby sprzeczną odpowiedź na jego pytanie.
— Raczej nie — odparł zwięźle Piasek, rozglądając się na boki. — Słońce się dosyć mocno przesunęło. Chyba powinniśmy wracać — mruknął, na co Srebrny strzepnął uchem.
— No weź, jakby się za nami stęsknili, to by już dawno ktoś tu przyszedł nas szukać — stwierdził, wskakując na jeden z leżących na ziemi elementów. Skupił swą siłę na tylnych kończynach i uniósł się przednimi łapami do góry. — O, a co tam dalej jest? — spytał, próbując sobie przypomnieć cokolwiek ze słów Zwiędłego Hiacynta. Starał się go słuchać podczas oprowadzki, ale nie jego wina, że mało ciekawe informacje wyrzucał automatycznie z głowy.
Kremowy powędrował wzorkiem w tym samym kierunku.
— Taka droga, po której czasami przechodzą inne potwory.
— Takie jak ten? — mruknął, spoglądając na niego z góry.
— Nie, takie mniejsze. Nie widziałem jeszcze zresztą, tylko słyszałem od innych… — uzupełnił.
Niebieskiemu rozbudziło to ciekawość do granic możliwości. Na pewno mieli jeszcze sporo czasu, nim słońce całkowicie zajdzie za horyzont. Ich mała eskapada wciąż go nie usatysfakcjonowała w pełni, więc chciał jeszcze doznać czegoś nowego.
— No to chodź, sprawdźmy to — rzucił pogodniej, zeskakując na ziemię. — Tam jest też granica z Owocowym Lasem, co nie? — zagadnął, gdyż nagle przypomniała mu się owa informacja.
Kremowy jedynie pokiwał głową, kuląc z lekka uszy.
— Nie sądzisz, że powinniśmy już wracać? — spytał.
— Nie.— Zbył to pytanie. — Według mnie musimy iść przed siebie, bo jak ciągle będziemy się cofać, to nigdzie w życiu nie zajdziemy — mruknął.
Piasek ponownie zesztywniał.
— Ale kiedyś będziemy musieli wrócić! — uparł się.
— Kiedyś. Kto wie, kiedy to „kiedyś” nastąpi? — Uśmiechnął się szeroko, idąc wprost w stronę granicy. — Tylko się rozejrzymy i wracamy. Spokojnie, nawet jeden włosek ci z głowy nie spadnie — zapewnił.
W jego oczach, spłaszczona, wykonana z dziwnego materiału konstrukcja przypominała nieszczęśliwie poturbowanego giganta, który wyczerpany, leżał na trawiastej równinie. Długi, wystający z boku płaski element, sprawiał wrażenie skrzydła olbrzymiego ptaka, który utracił zdolność do lotu.
Wysokie fragmenty stwora zdawały się być jak łuski wypaczonej bestii. W oczach kocura migotały refleksy słońca, odbijające się od boków truchła. Srebrzysta Łapa przecierał wibrysy, przysuwając się coraz bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się temu majestatycznemu i zarazem tragicznemu obiektowi. Porozrzucane dookoła części stworzenia nadawały temu miejscu klimatu.
Zwiedzenie tego, to była okazja, której nie mógł przegapić.
— Oczywiście, że chcę! — odpowiedział, a oczy zalśniły mu z wrażenia. — Cokolwiek by się tam nie kryło, to razem będziemy nie do pokonania, przecież wiesz — dodał, śmiało stawiając pierwsze kroki w przód. Nawet jeśli Piasek zadeklarował, że co nieco już o tym miejscu wie, niebieskiemu marzyło się odkrycie jak największej ilości ciekawych rzeczy na własną łapę.
Nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, co czuły jego nozdrza. Mieszanka przeróżnych zapachów, niekoniecznie mu znanych, poniekąd zaczynała drażnić mu narząd węchowy. Musiał na moment odwrócić łeb, zaczerpnąć świeżego powietrza, prosto z otwartych terenów i dopiero wtedy zdecydował się wejść do środka.
— Wszystko w porządku? — zapytał kremowy, przyglądając mu się z boku.
— Ta, po prostu śmierdzi tu trochę — odparł. — Ale to ma sens, w końcu potwory śmierdzą. Na przykład twoja mama albo siostra, Lew, okropnie cuchną…
Starszy uczeń stanął jak wryty, wlepiając w niego szeroko otwarte ślepia. Niebieski mimowolnie zaśmiał się, widząc to zaskoczenie w żółtych tęczówkach.
— Srebrny! — pisnął. — One w-wcale nie śmierdzą!
— Hmm, zawahałeś się — zauważył. — Chyba nie będę się narażał, aby potwierdzić twoją tezę. Im dalej jestem od nich, tym bezpieczniej się czuję.
— Zawahałem się, bo mnie zaskoczyły twoje słowa. Nic ci nie zrobiły, a ty co krok nawiązujesz w obraźliwy sposób do nich. Ja ci nie obrażam mamy ani kogokolwiek z rodzeństwa — burknął.
Niebieski odwrócił pysk w drugą stronę, przyglądając się wnętrzu Upadłego Potwora. Dziwne kształty o przeróżnych kolorach, choć głównie dominowały tu odcienie bieli i szarości. Podłoże też było dziwne, takie chropowate i nieprzyjemne w dotyku dla poduszek łap.
— Po prostu źle im z oczu patrzy i uważam, że mocno cię ograniczają — mruknął na swoje usprawiedliwienie, kontynuując eksplorację. Miał z tyłu głowy, że Różana Przełęcz nie byłaby najszczęśliwsza, gdyby dowiedziała się o ich ucieczce. Był świeżo mianowanym uczniem, a już dopuścił się złamania jednej z głównych zasad. Uznał, że w razie co wytłumaczy się brakiem dobrego zabezpieczenia granic obozu, a on jedynie testował to, jak szybko zorientują się, że mają zbiegów.
— Tłumaczyłem ci już, że po prostu o mnie dbają. Proszę, przestań o nich źle mówić — westchnął z żalem.
Srebrny zerknął na niego ukradkiem. Piasek mocno się tym przejmował, jego zdaniem — zupełnie niepotrzebnie. On dla przykładu miał gdzieś opinię innych o jego rodzinie. To, co on wiedział, było dla niego najważniejsze. Nie był jednak w stanie uwierzyć, że bliskim kremowego rzeczywiście zależało na jego dobru.
— Tak, zdążyłeś mi to już nawet dzisiaj powiedzieć — rzucił, kończąc na tym temat.
Nie chciał się z nim kłócić, ani nawet prowadzić jakichkolwiek dyskusji. To będą mogli zrobić w obozie, a na pozwiedzanie tych terenów drugiej szansy mogą nie dostać.
Obaj w końcu przystąpili do dokładniejszego badania tajemniczego truchła. Ostrożnie przeszukiwali zakamarki, sprawdzając każdy zakątek, który mógłby ukrywać jakieś sekrety. Odkryli coś na wzór gałęzi, ale płaskiej, wyrastającej we wnętrzu potwora, na czym dostrzec można było resztki starych gniazd ptaków, a także miejsca, które króliki byłyby w stanie wykorzystać jako schronienie.
W miarę jak odkrywał coraz to ciekawsze rzeczy, jego serce biło szybciej. To było jak odkrywanie zapomnianego świata pełnego tajemnic i nieznanych opowieści. Upadły Potwór, choć nie żywy, zdawał się nieść w sobie historię dawnych dni. Srebrny zastanawiał się, skąd to się tu w ogóle wzięło i czemu służyło. Był to tak dziwaczny obiekt, że nawet jego kreatywny umysł nie był w stanie wykrzesać z siebie sensownie brzmiącego pomysłu.
— To jest wspaniałe — westchnął Srebrzysta Łapa, wpatrując się w pozostałości potwora. — Ciekawe, co jeszcze tu można znaleźć. Myślisz, że dałoby radę na to wejść? — zagadnął, choć zdążył chwilę wcześniej zaryć boleśnie pazurami o bok tego obiektu, co sugerowałoby sprzeczną odpowiedź na jego pytanie.
— Raczej nie — odparł zwięźle Piasek, rozglądając się na boki. — Słońce się dosyć mocno przesunęło. Chyba powinniśmy wracać — mruknął, na co Srebrny strzepnął uchem.
— No weź, jakby się za nami stęsknili, to by już dawno ktoś tu przyszedł nas szukać — stwierdził, wskakując na jeden z leżących na ziemi elementów. Skupił swą siłę na tylnych kończynach i uniósł się przednimi łapami do góry. — O, a co tam dalej jest? — spytał, próbując sobie przypomnieć cokolwiek ze słów Zwiędłego Hiacynta. Starał się go słuchać podczas oprowadzki, ale nie jego wina, że mało ciekawe informacje wyrzucał automatycznie z głowy.
Kremowy powędrował wzorkiem w tym samym kierunku.
— Taka droga, po której czasami przechodzą inne potwory.
— Takie jak ten? — mruknął, spoglądając na niego z góry.
— Nie, takie mniejsze. Nie widziałem jeszcze zresztą, tylko słyszałem od innych… — uzupełnił.
Niebieskiemu rozbudziło to ciekawość do granic możliwości. Na pewno mieli jeszcze sporo czasu, nim słońce całkowicie zajdzie za horyzont. Ich mała eskapada wciąż go nie usatysfakcjonowała w pełni, więc chciał jeszcze doznać czegoś nowego.
— No to chodź, sprawdźmy to — rzucił pogodniej, zeskakując na ziemię. — Tam jest też granica z Owocowym Lasem, co nie? — zagadnął, gdyż nagle przypomniała mu się owa informacja.
Kremowy jedynie pokiwał głową, kuląc z lekka uszy.
— Nie sądzisz, że powinniśmy już wracać? — spytał.
— Nie.— Zbył to pytanie. — Według mnie musimy iść przed siebie, bo jak ciągle będziemy się cofać, to nigdzie w życiu nie zajdziemy — mruknął.
Piasek ponownie zesztywniał.
— Ale kiedyś będziemy musieli wrócić! — uparł się.
— Kiedyś. Kto wie, kiedy to „kiedyś” nastąpi? — Uśmiechnął się szeroko, idąc wprost w stronę granicy. — Tylko się rozejrzymy i wracamy. Spokojnie, nawet jeden włosek ci z głowy nie spadnie — zapewnił.
<Piasku?>
[1032 słowa]
[Przyznano 21%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz