W żłobku było cicho. Nikogo oprócz karmicielki i kociaków nie było. Wszyscy co chcieli zobaczyć nowych członków klanu, już to zrobili. Ważkowe Skrzydło ogonem zasłoniła swoje córki, a jedynego syna odłożyła nieco na bok, gdy ktoś przekroczył próg żłobka. Była to wysoka kotka, z czekoladowym, srebrnym futrem, na którym znajdowały się pręgi. Przywitała się z Ważkowym Skrzydłem i usiadła obok niej, by zobaczyć kociaki.
- Hej królewny, jestem waszą ciocią — miauknęła cicho w stronę kotek, owiniętych ogonem matki.
- To jest Lawenda — oznajmiła Ważkowe Skrzydło, pokazując kociaka, z biało-niebieskim futrem — To Gryka — powiedziała i wskazała drugiego kociaka, całego czarnego.
- Tylko wszyscy mówili, że są trzy kociaki — zauważyła siostra karmicielki.
- Tak i się nie mylili Czerwona Różo, tylko to nie jest kotka... - wyjaśniła z niechęcią Ważkowe Skrzydło i pokazała białego kocurka z kilkoma czarnymi elementami na sierści. Westchnęła i wyjaśniła — To jest Śnieżek.
- Kocur? Ważkowe Skrzydło nie mogłaś go gdzieś zostawić? Jakieś inne koty mogą się nim zająć!
- A co powie reszta klanu? - zapytała ostro liliowa. Czerwona Róża już się nie odezwała. W tym czasie kociaki zaczęły się budzić i wiercić obok matki, domagając się jedzenia. Śnieżek leżał dalej, więc nie był w stanie się doczołgać do brzucha Ważkowego Skrzydła. Z całych sił próbował się zbliżyć do brzucha, ale przy nim znajdowały się jego siostry, osłonięte liliowym ogonem.
- Najpierw twoje siostry — oznajmiła stanowczo Ważkowe Skrzydło — Musisz się nauczyć, że najpierw kotki.
Kociak ewidentnie był przeciwko tej zasadzie i zaczął piszczeć, niemiłosiernie głośno. Kotki skrzywiły się i starały zasłonić uszy czymkolwiek, jednak dźwięk, wydawany przez kocura był nie do zniesienia. Od samego początku było widać, że ma mocny głos. Przez co jego siostry też zaczęły piszczeć i wiercić się, chcąc znaleźć spokojne, ciche miejsce. Było ich słychać w całym obozie i dalej w lesie. Czerwona Róża miała już tego dość, więc bez zgody siostry odłożyła kotki bezpiecznie, z dala od brzucha, a Śnieżka na ich miejscu. Kocur twardo wylądował na mchu. Kocięce łapki bolały go odrobinę, ale po chwili przestały. A gdy zorientował się, gdzie się znajduje, zaczął jeść. Wszystkie kociaki się uciszyły, Lawenda i Gryka zasnęły, a Śnieżek zrobił to samo, gdy skończył jeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz