*dawno*
Ich niewola skończyła się jakiś czas temu i wszystko wróciło do względnej normalności. Byli wolni, mogli samodzielnie polować i w końcu zacząć wylizywać rany zadane przez Stwórcę i jego bandę. Fasola po tym wszystkim zaczęła doceniać każdy, nawet najmniejszy kęs pożywienia jaki zdołała złapać albo dostać od kogoś. Więc Fasolkowa Łapa rozkoszowała się chwilą w jakiej Kolczasta Skóra przyniósł jej upolowane samodzielnie piszczki. Delektowała się ich smakiem i z radością słuchała, jak kostki niewielkiego ptaszka chrupią, łamane siłą jej szczęk. Po skończonym posiłku uśmiechnęła się wdzięcznie do liliowego kocura, na co ten odwzajemnił miły gest. Uśmiech kocura nagle jednak zbledł, a jego oczy przymrużyły się delikatnie. Kocica widziała, jak głowa jej przyjaciele delikatnie się zachwiała, jednak zanim Fasolkowa Łapa zdążyła zapytać o cokolwiek, Kolczasta Skóra już padł jak długi niemalże pod jej łapy. Fasola zadrżała, widząc nieprzytomnego kocura leżącego nieruchomo na ziemi, jednak zaraz, odruchowo, wydarła się w głąb legowiska, wołając imię swojego mentora. Dobrze było znowu mieć kogoś do pomocy. Trójłapy liliowy wyjrzał zza swojego kąta i gdy tylko zobaczył, co się dzieje, pomógł Fasolce zatargać Kolca na jedno z wolnych legowisk w strefie wydzielonej dla pacjentów.
— Co się stało? — zapytał lakonicznie medyk, oglądając nieprzytomnego kocura.
— Zemdlał, ale nie wiem co się stało. — miauknęła nerwowo pointka, przyłączając się do oględzin brązowookiego. Nie miał żadnych świeżych ran na ciele, więc co mogło spowodować taki stan? — Może się odwodnił? Albo przemęczenie?
— Najprawdopodobniej. Musi odpocząć i jak się obudzi przygotuj mu zioła. I wodę. — powiedział szybko Potrójny Krok, odchodząc znowu do siebie. Fasolkowa Łapa w końcu zaczęła się uspokajać, gdy u Kolczastej Skóry nie pojawiła się temperatura, a jego bok rytmicznie unosił się i opadał. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Fasolka ułożyła się blisko liliowego, żeby upewnić się, że ten na pewno się obudzi i weźmie przygotowane przez nią zioła.
*teraźniejszość*
Spacer. Coś, czego jej tak bardzo brakowało ostatnimi czasy. Oznajmiła Potrójnemu Kroku, że wychodzi i sama wybyła z obozu. Musiała pobyć sama ze sobą.
Pod jej łapami cicho trzeszczał śnieg, mrożąc poduszki jej łap i przyklejając się do jej liliowej sierści. Delikatnie prószyło, przez co jej grzbiet powoli pokrywał się białymi płatkami śniegu. Z jej pyska z każdym wydechem powietrza wydostawały się kłęby pary, zaraz rozmywające się w powietrzu. Pora Nagich Drzew na dobre zawitała na ich terenach i tym razem szczęście im sprzyjało - zwierzyny było całkiem sporo, a pogoda też w tym roku nie dawała im w kość. Było przyjemnie. I gdyby nie sytuacja w klanie, gdyby nie coraz gorsza i coraz bardziej stresująca relacja z Potrójnym Krokiem, Fasola nawet by się cieszyła z tymczasowej chwili. Fasolowa Krzywica przysiadła niedaleko wysokiej sosny, biorąc parę głębokich wdechów. Chłodne, rześkie powietrze dostało się do jej płuc, działając kojąco na jej targany myślami umysł.
— Skrząca Łapo! Nie! Uważ— Fasola nagle usłyszała dobrze znany głos i nagle, poczuła, jak coś z wlatuje w jej bok z impetem. Zaskoczona pointka zamrugała parę razy, żeby zobaczyć, że stała nad nią niewielka uczennica Kolczastej Skóry.
— P-przepraszam! Pośliznęłam się na śniegu... — pisnęła zawstydzona koteczka, niemalże odskakując od morskookiej. Fasola pokręciła z uśmiechem głową, przy okazji otrzepując się z śniegu.
— Nic się nie stało. — zamruczała przyjaźnie medyczka. Kolec zdążył już do nich dobiec, a jego wzrok skakał z jednej kotki na drugą.
— Wszystko dobrze? — zapytał, posyłając i Skierce i Fasoli zmartwione spojrzenie. Obie kotki w odpowiedzi skinęły głowami.
< Kolczasta Skóro? Sry za gniota;; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz