Widząc rozbrykane smyki Jesiona, westchnął cicho. Nie pamiętał by oni tak męczyli starszych. A może i starość mąciła mu we łbie? Trudno stwierdzić, aż tak stary jeszcze nie był.
— N-nic się nie stało — miauknął cicho, ignorując słabe kłucie w ogonie.
Malinka zdecydowanie posiadała ostre ząbki. Pewnie w dorosłym życiu nie raz się jej przydadzą. Gdy Jesion wyrwał z pyska córki swą łapę, uśmiechnął się lekko.
— M-może weź ich nad tą wodę skoro chcą — mruknął do czekoladowego.
Jesionowy Wicher westchnął cicho.
— Sam ich wszystkich nie przypilnuję.
— To niech pan ze śmiesznym okiem ci pomoże — zażądała Malinka, próbując upolować ogon ojca.
Pigwa przełknął ciężko ślinę. Nie był zbyt obyty z kociętami, a te Jesionka zdawały się czystym huraganem energii. Może prócz Jesiotra. Kremowy wydawał się najgorszym kociakiem. Takim umiarkowanie grzecznym. Jesionowy Wicher spojrzał na niego niepewnie.
— Proszę! Proszę! Proszę! Proszę! Proszę! — zaczęły kocięta.
— Bo inaczej tata nigdy się nie zgodzi... — dodał kremowy maluch.
— A-ale... — zaczął Pigwa.
Raczej nie planował poświęcić swojego czasu na smęcenie się gromadce głośnych paskud.
— No proszę pana... — miauknął Jesiotr, robiąc maślane oczy.
Reszta rodzeństwa także z zaciekawieniem wbiła w jego swe ślipia. Pigwa rozejrzał się spanikowany. Nie był zbyt dobry w asertywność. Spuścił łebek, wbijając wzrok w łapki.
— A-ale tylko ten jeden raz — mruknął cicho.
Kociaki wydały z siebie wesoły okrzyk. Jesionowy Wicher podszedł do niego.
— Naprawdę nie musisz, jak nie chcesz Pigwowy Kle.
Pigwa położył uszy.
— D-dzieciństwo ma się tylko jedno — miauknął niepewnie. — Niech one chociaż mają wesołe.
Czekoladowy uśmiechnął się lekko.
— Dziękuję, Pigwowy Kle. Malinko i Kaczorku przestań popychać Jesiotra, bo inaczej nigdzie nie pójdziemy. Jak będziecie psocić to wracamy pod żłobek.
Kociaki mruknęły niezadowolone i zostawiły kremowego. Czekając aż ojciec do nich podejdzie wspólni ruszyli w stronę otaczającego wyspę jeziora. Szli w stronę najpłytszego brzegu. Była Pora Opadających Liści, więc krótkie kąpiele były dozwolone. Choć i tak kociaki Jesionowego Wichru były na to za młode. Pigwa miał skrytą nadzieję, że pomimo ciągłego gadania o "chodzeniu po wodzie" maluchy wiedzą, że szybko futra w rzece nie zamoczą.
— Jak poznałeś tatę? — zapytał rudy maluch, a zaraz za nim jak cień dreptała za nim siostra.
Pigwa położył uszy.
— J-jak byliśmy mali to razem bawiliśmy się w żłobku. B-była nas razem ósemka, więc n-nigdy się nie nudziliśmy.
Kociaki szerzej otworzyły ślipia.
— A my myśleliśmy, że teraz jest tłoczno.
Pigwowy Kieł wzruszył ramionami, przyspieszając lekko. Może zgubi krótkołapne pociechy Jesiona.
— Wybacz, że cię tak męczą i dzięki za pomoc — miauknął do niego czekoladowy.
Pigwa mruknął jedynie cicho, nie wiedząc co odpowiedzieć. Miał nadzieję jedynie, że ten się nie przyzwyczai, że pomaga niańczyć jego smyki.
— S-są pełne energii jak ty — odparł w końcu.
<Jesion? możesz w skip jak chcesz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz