Żywica spuścił smętnie łeb. Wiedział, że będzie musiał odpowiedzieć i na to pytanie. Było to nie uniknione. Tym bardziej, że chciał, żeby rodzina wiedziała, iż ich nie porzucił. Że to wszystko było cholernym niefartem. Że jakby mógł to odmieniłby tą całą historię.
— J-ja... ja wpadłem w sidła Dwunogów — wyznał ze położonymi uszami.
Szczawik otworzył szerzej ślipia.
— I jak? Udało ci się ich pokonać? W końcu im uciekłeś!
Żywiczna Mordka spuścił wzrok.
— U-udało mi się, ale zdążyli za-zabrać mnie do dziwnej jaskini, g-gdzie... gdzie coś mi zro-zrobili — miauknął cicho. — A-ale uciekłem i-im, spotkałem Wrzosa i-i... i on mi po-pomagał wrócić do k-klanu. Z-zajęło nam t-to parę k-księżyców, ale w k-końcu t-trafiliśmy na terytorium Klanu Wilka.
Na samo wspomnienie tego wszystkiego ślipia Żywicy zaszkliły się. Brakowało mu kocura. Był jego towarzyszem przez tak długi czas, że liliowy nie mógł sobie wyobrazić co zrobi, gdy ich drogi się rozejdą. Niestety Klan Gwiazd doprowadził, do tego szybciej niż myślał. Poczuł jak pojedyncza łza zakręciła mu się w ślepiu. Pośpiesznie ją starł. Nie chciał wyjść na beksalale przy synu.
— I gdzie jest Wrzos? — zapytała Berberys, przysuwając się lekko do partnera. — Chciałabym mu podziękować za to, że ci pomógł. Mało kto, by porzucił wszystko, by odprowadzić nieznajomego. — miauknęła, uśmiechając się lekko.
Żywica wziął głębszy oddech, starając się nie rozryczeć na dobre.
— O-on nie żyje. N-nocna P-puszcza go zabił — wyznał cicho.
Berberysowa Bryza zaskoczona, znieruchomiała.
— On żyje? Co on tu robi? Przecież Lisia Gwiazda dawno go wygnał. Przeklęty lisi bobek! — syknęła zła.
Żywica skulił się. Nie chciał zdenerwować szylkretki. Może niepotrzebnie o tym wspominał. Znów pewnie komuś narobił problemy.
— Dobrze, że wróciłeś — miauknął Szczawik, podchodząc do niego bliżej. — Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłeś tato — dodał z uśmiechem.
Żywica przytulił się do syna.
— J-ja też się c-cieszę — mruknął słabo. — O-opowiesz m-mi o swoim szkoleniu? M-musisz być naprawdę d-dobry, skoro Lisia Gwiazda j-już ci dał ucznia.
Młody wojownik wypiął się dumny.
— No jasne. W końcu jestem najlepszym wojownikiem Klanu Klifu. Zapytaj Lisią Gwiazdę, a sam ci to potwierdzi. O i musisz poznać Zimordkową, Omszoną i Zroszoną Łapę. Tyle czekaliby cię poznać!
Żywica przekręcił łeb w dziwieniu, nie rozumiejąc czemu czekali na niego tak jacyś przypadkowi uczniowie. Zadrżał mimowolnie, gdy zorientował się, że jeden z nich ma imię niczym jego surowa ciotka. Nie wspominał jej najlepiej. Była zbyt wymagająca i straszna.
* * *
*przed epidemią*
Księżyce mijały jakoś w Klanie Klifu. Żywiczna Mordka powoli wracał do klanowego życia. Chodził na patrole i polowania ze współklanowiczami, po nich zwykle starał się spędzać czas ze swoimi pociechami. A miał ich siódemkę, więc nie było to łatwe. Próbował każdemu poświęcić jak najwięcej czasu, lecz czasami dziwne teorie Zimorodkowej Łapy niepokoiły go. Kocurek ani trochę nie przypominał jego strasznej ciotki i miał wrażenie, że Zimorodkowa Pieśń przewraca się w grobie, widząc poczynania swego rówieśnika. Omszona Łapa natomiast wcale się do niego nie odzywał. Jak już to go obrażał. Żywicznej Mordce było smutno, że zbudził tyle nienawiści u syna. Chciał móc to jakoś naprawić, lecz niebieski już jasno dał mu znać, że nie może. Żywica czasem spoglądał w niebo zastanawiając się, czy gdyby był bardziej jak jego matka dogadałby się z Meszkiem. Z drugiej strony nie dziwił się młodemu. Musiał być dla niego jak Zlepiona Łapa dla Żywicy. Pogarda i nienawiść była zrozumiała. Wojownik wbił smutno wzrok w łapy. Musiał wreszcie wziął się w garść, a nie użalać. W końcu smęcenie do niczego nie prowadziło.
— Co robisz, tato? — mruknął Szczawik, zerkając na niego.
Żywica podskoczył zaskoczony jego naglą obecnością, po czym położył uszy zażenowany. Nadal tak łatwo dawał się podejść.
— Obserwuję klan — wymyślił na szybko. — T-tyle się zmieniło.
Szczawik usiadł obok niego. Ich wzrok powędrował ku niebieskiej, cętkowanej kupie futra przy Czerniecu. Omszona Łapa słuchał uważnie kocura.
— D-dobrze, że cho-chociaż z kuzynem się do-dogaduję — miauknął smutno Żywica.
Nadal pamiętał, jak syn wyzywał go przy rudym, a ten zadowolony obserwował tą całą scenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz