Słyszał smutne wieści. Strata ojca musiała być straszna. Sam w końcu to dobrze wiedział. Postanowił więc przejść się do dawnego ucznia i sprawdzić jak sobie radzi. Od napotykanych kotów usłyszał tylko tyle, że całkowicie się załamał. Nawet nic nie jadł! To dłużej nie mogło trwać, bo niedługo sam Królicze Serce, odejdzie polować z przodkami!
Wszedł do środka legowiska wojowników i od razu usiadł przy zwiniętej kulce.
- Królicze Serce.. - zaczął zastępca, lecz wojownik przerwał mu trzepnięciem kity.Wszedł do środka legowiska wojowników i od razu usiadł przy zwiniętej kulce.
- D-daj mi sp-spokój, wu-wujku. - wtulił się mocniej w mech.
- Nie mogę. Teraz potrzebujesz wsparcia. - westchnął.
Nie czuł się dobrze w roli pocieszyciela. Za bardzo w takich sytuacjach nie wiedział co powiedzieć. No ale coś musiał zrobić. Nie mógł zostawić młodszego z tym problemem samego.
- Posłuchaj. Wiem, że pewnie to co powiem nic nie zmieni, ale... Twój ojciec nie chciałby abyś się głodził. Dał ci życie po to byś żył. Dlatego zjedz coś, proszę.
Nastała chwila ciszy. Królicze Serce chyba próbował sobie ułożyć w głowie, czy jego słowa mają sens. Nie śpieszyło mu się, więc pozwolił mu na rozmyślania. Chociaż... Z jego własnego przypadku to było złe. W końcu tylko bardziej wtaczał się w ciemną otchłań. Kiedy był jeszcze kociakiem znacznie lepiej poradził sobie z nową świadomością. Teraz... Było znacznie trudniej. Możliwe, że to przez to, że w krótkim czasie stracił za dużo bliskich. Kiedy jedna żałoba jeszcze nie minęła, dochodziła kolejna i kolejna. Może trzeba było podejść do tego inaczej? Wujek Aronia zawsze twierdził, że na smutek najlepsza jest kocimiętka. Może ona pomogłaby ulżyć strapionemu sercu wojownika jak i jego samego? Musiał przyznać, że chciałby w końcu zrzucić z siebie to całe brzemię strat. Rozluźnić się i rozerwać.
Wyszedł zostawiając kocura na chwilę samego i udał się na stos z piszczkami. Chwycił rybę, a następnie wrócił do niebieskiego. Ten już siedział i wpatrywał się w niego tym pustym wzrokiem. Mimowolnie zadrżał. Nie znosił tego. Strata kotów, które się kocha bolała. I to bardzo.
- Zjedz - powiedział kładąc rybę pod jego łapami.
- Nie jestem głodny wujku... - miauknął kocur, szurając łapą po ziemi.
Jesionowy Wicher westchnął. Nie chciał używać techniki duszenia rybą na niebieskim, ale jeśli będzie do tego zmuszony, to się nie zawaha.
- To może... Nie wiem... Wolałbyś się przejść albo coś? Możemy się też rozerwać... Więc?
<Króliczku? Przejdziesz na ciemną stronę kocimiętki?>
Kocham <3
OdpowiedzUsuńhuhu :hehe_cma: jesionku niebezpiecznie przejąłeś nauki aronii
OdpowiedzUsuń