Potrójny Krok postanowił zająć się w końcu domem dla wielu Tkaczy. Miał już potrzebne do tego materiały, ale zero chęci. No... Teraz mógł to zrobić. Wystarczy, że ułoży mech, kilka patyków i jakoś to ze sobą połączy. Musiał rozszerzyć hodowle na Porę Zielonych Liści. Wtedy oczekiwał oczywiście od swoich małych pracowników potomstwa, które zastąpi stare i zużyte robotnice. Nadstawił uszu, słyszać kroki Fasolowej Krzywicy, a następnie dotarł do niego jej głos.
— Nie chciał byś mieć pomocnika?
- Hm... - udał zamyślenie, które trochę trwało. W końcu skinął głową i wskazał jej mech. - Ułóż go o tak - pokazał na swoim materiale. - A później możesz posklejać patyki żywicą.
Oboję wzięli się do pracy. Musiał przyznać, że pomoc rzeczywiście się przydała. Coś co zajęłoby mu wieczność z asystentką skończyło się w oka mgnieniu. Jednak niech nie myśli, że jej wybaczył. Nadal był na nią śmiertelnie obrażony. Chyba?
***
Stało się. Zmienił imię tej... eh... szkoda na nią słów. Teraz była znana pod mianem Fasolowej Łodygi. Widział jak się cieszyła. Oby tylko nie przekazywała swoich herezji dalej. Wtedy musiałby mieć na głowie nie jedną, a dwie osobniczki, które z chęcią by napluły na przodków. Westchnął i przeciągnął się. Pora Nowych Liści. Czas wybrać się na poszukiwania odpowiednich roślin. Wychodząc jednak się zatrzymał. Gdzie jego asystentka? W legowisku medyków jej nie było. Wystawił łeb na zewnątrz, ale tam też nie. Zaczął gderać pod nosem, że go nie poinformowała, że gdzieś się wybiera. No nic. Skierował swoje kroki do wyjścia z obozu, a tam... była ona. Trzymała w pysku zioła, których potrzebowali.
- Spokojnie. Zostawiłam ci trochę - miauknęła widząc jego minę.
- Wiesz... To miłe, że wzięłaś się za siebie... Jednak... Mogłaś poinformować. Bym nie wychodził z jaskini. - wykrzywił pysk.
- Trochę ruchu ci się przyda. Wyglądasz strasznie blado.
Prychnął. No może i za długo siedział w pachnącym ziołami legowisku, ale przecież zajmował się czymś ważnym! Szykował dla Fasolowej Łodygi niespodziankę, o której nie wiedziała. Miał nadzieję, że jej się to spodoba.
- Jasne... Dzięki z troskę. - powiedział ruszając w las, aby udowodnić kotce, że wcale nie jest bladym kościotrupem z jaskini.
***
Zaczęło się. Nadeszła pełnia. Koniec tego! Koniec! Miał dość tej heretyczki, która zaczęła na prawo i lewo głosić wolność od Klanu Gwiazdy. Nawet Iglasta Gwiazda jej przyklaskiwał. To koniec. Skończyła się era dobroci. Dziś się postawi tej całej chorej rodzince. Spuścił z myszy krew, która rozlała mu się na łapy. Szybkim ruchem zrobił na sierści pyska krwawe smugi. To wojna. Wojna z Klanem Gwiazdy. On jest ich emisariuszem. To on wyzwoli las od niewiernych! Wyszedł z legowiska, a widząc roześmianą Fasolową Łodygę, ruszył w jej stronę. Koniec.
- Ty! - syknął w jej kierunku.
Kotka uniosła wzrok na wkurzonego trójłapego.
- Co się stało...?
- Jeszcze się pytasz? Twoja herezja i brak wiary obeszła już cały klan! Nie pozwolę, abyś zniszczyła go i sprowadziła na nas gniew Klanu Gwiazdy! Ja! - Zwrócił się do obecnych, którzy przyglądali mu się z zaciekawieniem. - Przywrócę ład i porządek. A ty! Ty zapłacisz za swoje czyny! Brać ją!
Świtająca Maska i Gepardzia Cętka otoczyli kotkę, która chyba chciała uciec. Nie. Nie uda jej się to. Nie zawiedzie przodków.
- Co ty robisz?! - Wkurzony głos dziadka rozległ się obok. - Zostaw moją córkę!
- Robię to dla naszego dobra, Iglasta Gwiazdo. Jeżeli się wtrącisz... Skończysz jak ona. - Jego wzrok był zimny i nieczuły.
Czas dobroci się skończył.
Dziadek chyba chciał się kłócić, ale Miedziana Iskra go szybko powstrzymała. W jej oczach były łzy.
- Potrójny Kroku. Dlaczego?! Ona nic złego nie zrobiła! - łkała.
- Właśnie zrobiła! Wychowałaś ją i pozwoliłaś, aby zbrukała Klan Gwiazdy. Jej niewiara dopadła i was! Precz mi z oczu albo dołączycie do niej - syknął.
Żbicze Futerko odprowadził ich do legowiska. Ten kocur akurat był mądry. najwyraźniej zrozumiał, że Fasolowa Łodyga była winna i zasługiwała na swój los.
***
- Więcej tych patyków! - miauczał, obserwując rosnący stos. Jego ciało zbrukane było krwią. Wcześniej złożył ofiarę przodkom ze szczurów, a klan o dziwo nie wtrącał się w te przygotowania. Może sprawił to znak od Klanu Gwiazdy? W końcu, gdy Iglasta Gwiazda chciał wyjść i ratować córkę nim jeszcze wszystko nie było gotowe, przed jego łapami walnął piorun. Chyba to udowodniło tym lisim bobką, że była to wola wyższych bytów. Na dodatek obóz dostał nowe ozdoby. Mnóstwo czaszek i kości walało się pod łapami. Kociaki bawiły się w kałuży krwi, która spływała z ołtarza, a wojownicy przyglądali się temu zamurowani, niezdolni do ruchu.
- Proszę. Potrójny Kroku!
Skrzywił się. Fasolowa Łodyga znów próbowała się usprawiedliwić. Po raz kolejny. Niedoczekanie jej. Wraz z wierzącymi, związali ją giętkimi gałązkami. To było nic. To co ją czekało było znacznie gorszę.
- Zamilcz! Dopuściłaś się złamania kodeksu, wyparłaś się przodków przed ich obliczem, głosiłaś herezję i chciałaś kocięta. Nic co powiesz cię nie usprawiedliwi.
Gotowe. Stos był już gotowy. Wojownicy wciągnęli Fasolową Łodygę na sam jego szczyt i przywiązali do pnia drzewa. Stanął przed nią, napawając się tym widokiem. Wróg jego panów zostanie zniszczony. Tak. Nastanie era wiary! Każdy niewierny spłonie! Oczywiście dla dobra ogółu społeczeństwa.
Wszystko zamarło. Każdy czekał na to co się wydarzy. Niebo zrobiło się czarne, zasnute chmurami.
- Przodkowie! Dumny Klanie Gwiazdy! Oto ta co was zdradziła! Oto ta co nawoływała do niezgody! Błagam was o ogień! Ześlijcie go i zakończcie życie tej wroniej strawy! Niech jej dusza przepadnie w mrocznym lesie!
<Fasolowa Łodygo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz