Dawno temu
Noc wpatrywała się w Świtającą Maskę. Poczuła się, jakby ktoś przejechał jej pazurami po pysku. Przecież jej rodzice na pewno nie byli jakimiś tam pieszczochami! A z innymi kociakami bawić się nie chciała. One tylko potrafiły ją obrażać.
— Nie. Oni się nie chcą ze mną bawić. A moi rodzice na pewno nie byli jakimiś tam pieszczochami! — warknęła, wysuwając małe kiełki. Uspokoiła się jednak po chwili, zauważając, że nie przystoi tak prychać na kogoś, kto ją tak serio uratował. Ale chyba wolała być zeżarta przez lisy. To by był dobry pomysł.
— Może byli, może nie, nikt nie wie. To chcesz się w coś pobawić? — zapytał point, wciąż wpatrując się w nią zezłoszczony. Noc pokręciła główką, oraz, uporczywie starając się dostać do wyjścia, biegała wte i wewte, próbując znaleźć jakieś miejsce, gdzie Świtająca Maska nie zagrodził jej przejścia łapami. Cała zdenerwowana, przysiadła. Brązowe oczy zmieniły się w szparki, gdy piorunowała wzrokiem wojownika. Nastroszyła gniewnie futro.
— Ja chcę wyjść do lasu! — miauknęła, drapiąc pazurkami podłoże. Chciała zobaczyć to wszystko, o czym słyszała, oraz podjąć trop rodziców! Ale ten głupek jej nie pozwalał. Wreszcie usłyszała zmęczone westchnienie. Płowy podniósł brew wpatrując się w czarno-białą kupkę złości. A niech sobie idzie! Bo za chwilę wyrwie mu mnóstwo futra!
— Możemy pójść na chwilę na obrzeża obozu. I to, mam nadzieję, ci wystarczy! — kocur strzepnął ogonem. Ruszył zwartym krokiem w stronę wyjścia. Noc musiała się nieźle wysilić, by go dogonić. Gdy tylko wyszli, o jej nos obiły się różne zapachy, poczuła się jeszcze pewniej. Szeleszczące liście szumiały na wietrze, wszędzie wokół niej były drzewa. Rozszerzyła ze zdumienia oczy. Było to dla niej takie piękne, że chciała wyskoczyć głębiej w las, ale nie mogła. Bo była za mała! Osobiście chciałaby pójść w jakieś bardziej ciekawe miejsce, niż tylko ten mały skrawek ziemi. Potruchtała za starszym, starając się ucieszyć tą sytuacją. W końcu pierwszy raz wyszła na zewnątrz. Juhu... Rzeczywiście, fajnie było iść po miękkiej ściółce, słyszeć śpiew ptaków... Właśnie! Ptaki. One miały pióra. Może dzisiaj jakieś znajdzie? I jak na zawołanie, przed sobą zobaczyła piękne, niebieskie piórko. Podniosła delikatnie, starając się nie ułamać sterczących, kolorowych chorągiewek. Z satysfakcją wplotła sobie je za uchem. Teraz pewnie świetnie wyglądała! Miała takie świetne piórko, lepsze od tych innych, zazwyczaj małych i brązowych, które może jej pasowały do oczu, ale nie były takie świetnie.
— Pióro sójki. — Usłyszała nad sobą głos Świtającej Maski. Nie wiedziała co to była sójka, ale to raczej był jakiś ptak.
— Dziękuję, że mnie wziąłeś do lasu! — uśmiechnęła się. Teraz mogła się pochwalić swoim znaleziskiem z innymi!
<Świtająca Masko? możesz dać skipa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz