- Powiem Lśniącemu Księżycowi, żeby miał cię na oku. Bądź dla niego wyrozumiała, dobrze? - miauknęła i liznęła Cichą między uszami. - I odwiedzaj mnie, żeby opowiadać o swoich postępach.
Cicha zmarszczyła nos, kładąc po osobie uszy. Nie potrzebowała nadzoru. Sama by odbębniła ten trening, a później stanęłaby dumna przed Szyszką, pokazując jej i całemu klanowi, że sama potrafi zdziałać wiele.
Nic jej nie ogranicza. Tylko mentor. I jej niepełnosprawność, przez którą wiele kotow nie mogło zrozumieć szylkretki.
Kilkoro z nich ją za to wyzywało bądź unikało. Tak jakby była gorsza, albo co najmniej jakaś trzepnięta.
Cicha jednak wyrobiła w sobie odporność, potrafi nie słyszeć ich, tak jakby poza niemą była też głuchą. Świetne połączenie, prawda?
Mimo wszystko fakt, że liderka zaczęła ją rozumieć poprzez gesty oraz mimikę nieco... Cieszył uczennicę? Nie zauważyła nawet, kiedy zaczęła pozwalać kotce naruszać swoją przestrzeń. Od tak, jakby Szyszka była jej od dawna bliska, czego Cicha chciała uniknąć. Już po śmieci ojca zobaczyła, jak bardzo przywiązanie może zmienić kota. Brzoskwinka dostała załamania, a Śliwka z Mirabelkiem ryczeli parę dni. Ona przez to, że z dymnym nie była zbyt blisko, jedynie odczuła pustkę. Taką, która szybko się zabliźniła pojawieniem Szyszki. Czarna zajęła miejsce Myszołowa, dając jej lekcje i uwagę, której on nie zapewnił młodej.
Nie żeby jej to przeszkadzało. W końcu była silna, no i czuła się samotnikiem! Wolnym duchem, którego ograniczają głupie ogrodzenia.
Nie chciała przywiązania. Nie chciała straty, smutku, bólu i cierpienia, którego doświadczyła reszta jej rodziny. Dlatego trzymała ich na dystans.
Machnęła ogonem. Spojrzała na przyszłą matkę z lekkim nie smakiem. Dzieci? Po co komu dzieci?
Po dłuższej chwili wgapiania się w nią, kiwnęła niemrawo głową.
Pożegnała liderkę, chcąc jak najszybciej pójść w swoją stronę. Nie zamierzała pozwalać temu całemu Lśniącemu Księżycowi na nadzór nad nią. W jej głowie zaczął tworzyć się plan istnego piekła.
~*~
Bury jak co dzień, jednak coraz mniej chętnie, przyszedł do uczennicy. Cicha myła futro, nasłuchując kroków starszego.
Gdy tylko się do niej zbliżył, wstała, unosząc wysoko ogon.
- Dzień doberek - Miauknął.
Miał na nią oko, widziała to. Uważał, by znowu nie wykręciła mu kiepskiego żartu, lub nie uciekła sprzed nosa na swobodną wyprawę.
Cicha dreptała raźnie przed siebie, czekając czy bury zada jej jakieś zadanie. Chciała coś zrobić, najlepiej zatopić pazury w ciele ofiary lub mentora, w walce.
- Dziś będzie tropienie - oznajmił, a ona zatrzymała się wpół kroku.
Odwróciła głowę, patrząc na niego ostro, tak jakby to ona go uczyła, a nie na odwrót.
Lśniący Księżyc posłał jej cierpliwy uśmiech.
- No już. Czujesz coś? Powiedz mi, co dokładnie. - Zadał pytanie, a Cicha spojrzała na niego jak na debila.
Owszem, czuła stare zapachy kotow z patrolu, ale przecież mu tego nie powie. Chociaż...
Pokiwała głową, siadając tyłkiem na zimnej trawie, ku zaskoczeniu mentora. Wysunęła pazur, bazgrząc w ziemi. Wybazgrała tym sposobem coś na kształt kota, a przynajmniej miało nim być. Uszy były, Ogon i głowa. Patykowate łapy też, więc w czym problem?
Lśniący Księżyc przyjrzał się temu... Czemuś. Jego mina mówiła wiele, a już na pewno nie to, że zrozumiał przekaz. Chociaż chyba poznał w tych kreskach kota, skoro pokiwał głową. A może chciał tylko pochwalić uczennicę? Albo nie narażać się na jej gniew??
- Świetnie... - Miauknął niemrawo, obierając nową strategię. - To może będziemy tropić idąc za zapachem?
Przymrużyła oczy. Nie pytała o nic (tak jakby mogła), po prostu ruszyła śladem patrolu.
Znała te tereny. Nic nowego. Często uciekała tutaj by schować się przed mentorem jednym lub drugim, albo po prostu popatrzeć na wojowników. Co robią, jak robią i by to powtarzać. Sama nabyła sporo wiedzy teoretycznej, a Lśniący Księżyc pomagał jej wprowadzić to w życie.
Niebieska zatrzymała się, widząc w oddali ogrodzenie. Słyszała od sióstr, że one jako prawie medyczki mogą za nie wychodzić. Często mówiły, co tam widziały, że są zupełnie inne zapachy oraz drzewa, czy rośliny. Zapewne jest tam też więcej zagrożeń, ale Cicha o to nie dbała.
Tamten świat. Niedostępny i niezbadany. Wołał ją do siebie, jednak nie była wciąż gotowa. Nie potrafiła się obronić. Od postanowiła sióstr podpatrywać techniki medyczne, albo chociażby zastosowanie podstawowych ziół.
W końcu, jeśli kiedyś zamierzała przekroczy ogrodzenie, czy to z innymi czy sama, łamiąc zasady, musiała cokolwiek umieć, by przetrwać.
Z taką myślą pozwoliła się poprowadzić w zupełnie innym kierunku, na pozostałą część treningu. Było nim polowanie.
W końcu nadeszła wiosna. Pierwsze pąki, nowe życie, jak to mówili.
Szyszka też wypluła swoje bachory z brzucha. Cicha parę razy przemknęła przed żłobkiem, patrząc na te brzydkie fasolki. Głośne i wkurzające, wysysające z ich liderki mleko i chęci do życia, zapewne.
Wszędzie było mokro po deszczach. Niby lekkie, a jednak ubłocone futro Cichej mówiło, że trochę tej wody było. Miała też w sierści kilka gałązek i liści, przez ganianie za głupimi ptakami, które koniec końców jej nawiały.
Nie przejmowała się swoim wyglądem. Chciała w końcu złapać coś fajnego. Udało jej się to jednak sporo później, po późnym południem. Upolowała gołębia, który opuścił kiedyś tereny dwunogów i tu zabłądził.
Niosła go w pysku, cała brudna, ale zadowolona z siebie. Lśniący Księżyc zaproponował, że poniesie jej zdobycz by mogła chociaż wyciągnąć rośliny z sierści, ale Cicha nie chciała.
Wkroczyła do obozu, zwracając na siebie uwagę. Zaczęła taszczyć ofiarę ku żłobku.
Stanęła niczym potwór przed młodymi Szyszki. Ich mama leżała sobie niedaleko. Przywitała Cichą, jednak szylkretka nie zwróciła uwagi.
Popatrzyła moment na młode liderki, by po chwili zrzucić na nie upolowanego gołębia.
W końcu pewnie były głodne, prawda??
<Szyszka? Wzorowa pomoc ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz