przed ucieczką
Drgnął z radości, gdy usłyszał, ż przed ucieczką e ukochana ciocia Szyszka nie wygna go z Owocowego Lasu. Nie potrafił wyobrazić sobie utraty domu po raz kolejny, w swoim względnie krótkim życiu. Już raz trafił poza społeczność dawnego Klanu Lisa, a perspektywa kolejnego opuszczenia stada nie uśmiechała mu się ani trochę.
Rozmawiał z Szyszką, co relaksowało go i dodatkowo pobudzało radość. Każda część ciała dawała o tym znać. Drżące wibrysy, figlarny błysk w niebieskich oczach oraz rozluźniona poza. Poznał nowy system nadawania imion, co go zaskoczyło. Nie spodziewał się, że liderka poszła na takie ustępstwo. Zostawił sobie podwójne imię, na razie nie planował powracać do Szkarłatu. Pozostawał Szkarłatnym Mrozem, bo to przypominało mu, kim jest.
Pochwalił się rezultatami treningu z Żukiem, pierwszym, i jak na razie, jedynym uczniem. Nie wgłębiał się w szczegóły dotyczące humorków czarnego czy jego upartości.
- A powiedz mi, jak twoja relacja z Błysk? Pogodziliście się? - zapytała się Szyszka.
- Błyyyy... Sk? Aaaaa... Błyszcząca Łapa. Znaczy Tchórzliwy Krok.... Za bardzo przyzwyczaiłem się do jej uczniowskiego imienia. - Rudy poruszył niespokojnie wąsami z roztargnienia. - My byliśmy w niezgodzie? Nie odczułem tego. Mniej ze sobą rozmawialiśmy, aleeeeee... Nieeee, nie pokłóciliśmy się - mówił Szkarłatny Mróz, przekrzywiając głowę.
- Od powrotu nie widziałam was razem. Trzymacie się wszyscy, we trójkę, osobno. Starasz się spędzić czas z Czermieniem, ale on nadal trzyma się na uboczu - miauknęła liderka, patrząc cały czas na swojego towarzysza.
Szkarłat zdziwił się słowami starszej. Codziennie szukał brata wśród drzew, a do siostry miauczał co noc różne ciekawe opowieści, przed snem. Bura spała na sąsiedniej gałęzi, więc nie musiał wydzierać się na cały głos. Nigdy nie wyglądała na znudzoną czy nieufną, w niebieskich oczach Szkarłatu wydawała się... Zwykła, normalna, nie nastawiona zbytnio negatywnie w porównaniu do niektórych członków Owocowego Lasu.
- Cóż... Widocznie nie dane nam trzymać się we trójkę. Trudniej by mi było ich zabawiać, a są całkowicie różni - zaśmiał się lekko, czując drobny ból w sercu. Gdyby tylko Błysk i Czermień zmienili nastawienie, byliby zgranym trio. - Zmieńmy temat - miauknął, od razu kierując uwagę na poruszanych wiatrem liściach. - Zobacz, jak wysoko nauczyłem się skakać!
Rudy, nie czekając na odpowiedź cioci, ruszył biegiem w kierunku liści, układających się w male tornado w rytm wiejącego wiatru. Skoczył, wyciągając przed siebie łapy. Uśmiechał się coraz szerzej, widząc pożółkłe elementy drzewa coraz bliżej końcówek własnych nóg. Wysunął pazury. Osiągnie kolejny sukces. Pragnął machnąć ogonem kilka razy, ale przez przebywanie ponad ziemią nie wykonał tego.
W najmniej spodziewanym momencie upadł na grunt i poturlał się w kierunku pobliskiego drzewa. Nie uderzył w nie na szczęście, zdołał zatrzymać się kilka metrów od niego. W głowie zaszumiało rurdzielcowi, a serce nadal biło szybko przez pozytywne doznania z powietrza.
- Szkarłacie! - usłyszał głos Szyszki. Czarna podbiegła do niego i dotknęła nosem głowy podopiecznego. Wydała bezgłośny jęk.
Szkarłatny Mróz odczekał chwilę, udając nieprzytomnego, aż nie miauknął głośno "Buuuu!", śmiejąc się w głos.
- Nie umieram! To było wspaniałe! - Rudy wstał na nogi, jakby nigdy nic, gotów do następnych działań. - Co teraz? Skocz sama! To super uczucie! Połapiemy razem liście! Z Tajfun bawimy się bardzo podobnie.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz