Tortie zajęta była grzaniem dupska w żłobku, kiedy to ktoś wbił na jej teren. Nie znała tego kota, jakaś bura kotka, z wieloma bliznami i brzydkim pyskiem. Powiedziała coś do Wężowego Wrzasku, a później wyszła. Nawet nie uraczyła ich spojrzeniem, co za wstrętna baba!
Płomień podniosła się najeżona, patrząc ostro na znikającą kotkę. No doprawdy!
- Kto to był? Czemu przyszła? - Zaczęła pytać matkę, ale ta tylko prychnęła na jej ciekawość.
Jakby nigdy nic, wstała i zostawiła córkę wraz z jej bratem. Wyszła na zewnątrz, gdzie wiosna zaczęła roztapiać śnieg, mrozy powoli odpuszczały mimo dalszego chłodnego powietrza.
Płomień zmarszczyła nos, oglądając się na Dym. Ten trząsł się przez swoje rzadkie futro, kuląc w kącie.
- Nie mazgaj się! - Zganiła go. - Jesteś beznadziejny - podeszła szybkim krokiem, uderzając go łapą w głowę.
- Płomień mówiłem ci: nie bił brata!! - Głos Górskiego Szczytu rozległ się za jej rudym tyłkiem.
- Ale on zasłużył! - Odparła głośno, bijąc Dym ogonem.
Rudy pisnął cicho, odsuwając się na drżących łapkach. Nie wiedział czemu siostra znowu go pobiła, skoro jedyne co robił to oddychał.
- Ahh z tobą są same problemy - westchnął srebrny, odwracając się. - Chodźcie ze mną.
Płomień prychnęła. Same problemy, huh? Wcale nie! Przecież ona próbowała tylko nauczyć Dym bycia silnym i no wiecie, męskim! Nie taką miękką kluchą!
Wyszli za ojcem, który zaprowadził ich do zbieraniny kotów. Dymna patrzyła dookoła, widząc koty, których nie kojarzyła. A ci to kto? Po co ten cały tłum? Nie wiedziała, ale przynajmniej mogła zaprezentować swoje piękne futerko, które tak błyszczy w tym pięknym wiosennym słońcu.
Górski Szczyt wskazał nam na miejsce, gdzie stał Iglasta Gwiazda.
- No już, lećcie - mruknął z dumą.
Płomień go nie zrozumiała. Po co miała tam iść? Pogadać? Ale tak przy wszystkich kotach...? No dobra!
Wzięła głębszy wdech. Przynajmniej więcej kotów zobaczy jej piękno i mądrość.
Wspięła się do starszego lidera, wraz z bratem, którego zostawiła za sobą. Stanęła dumnie wyprostowana przy dziadku. Zwrócił się do niej.
- Płomień, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Płonąca Łapa. Twoim mentorem będzie Pierzasta Mordka. Mam nadzieję, że Pierzasta Mordka przekaże ci całą swoją wiedzę. - Powiedział.
Płomień patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Słyszała już kiedyś o tym całym treningu. Czyli teraz ona zaczyna swój?! A ten cały Pierzasta Mordka to kto?
Płomień miała nadzieję, że to nie kolejna miękka faja jak jej brat. Jeśli tak, zgotuje mu piekło.
Point wyszedł z miłym uśmiechem na pyszczku.
Lider powiedział swoją formułkę, a jej mentor, ku zaskoczeniu tortie, dotknął jej nosa swoim.
C-co się właśnie stało?! NIE BYŁO O TYM MOWY? JAKIM PRAWEM-
Po chwili jednak jej imię zostało wykrzyczane przez klanowiczów, co odwróciło uwagę młodej od tego dziwnego zwyczaju. Uśmiechnęła się pewna siebie, wypinając pierś do przodu. Uniosła ogon, chcąc, by cały klan ją podziwiał.
Po ceremonii zeszła na dół. Rozejrzała się dookoła za swoim mentorem. Chciała dowiedzieć się WSZYSTKIEGO o tym całym treningu i byciem uczniem! Co teraz będzie mogła robić? Wymierzać sprawiedliwość??
- Ej, ty! - Krzyknęła, widząc pośród kotów swojego mentora. - Chodź no tu!
Kocur podszedł do niej, machając miło ogonem. Nie wyglądał na silnego ani odważnego. Przypominał Płomień jej brata, a to nie znaczyło nic dobrego.
Z góry założyła, że Pierzasta Mordka jest kolejnym beznadziejnym kocurem, który wojownikiem jest tylko z nazwy. Pewnie boi się własnego cienia!
- Słucham? - Zapytał.
Skrzywiła się. Momentalnie straciła ochotę na rozmowę i trening. Miękka faja. Nic więcej. Słyszała to nawet z jego głosu!
- Dobra, wiesz co? - Zaczęła bezpośrednio, nie myśląc nawet by zwrócić się do niego na per "mentor". - Sama się wyszkolę. Nie jesteś mi potrzebny. Słabeuszy nie przyjmuję, rozumiesz? Mnie może szkolić tylko silny i odważny wojownik, bo to ZASZCZYT mnie uczyć, czaisz?
<Pierzasta Mordko? Fajnie się bawię >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz