Kawka poczuł jak serce szybko mu przyspiesza. Był w dupie.
— ....Może... — wyznał cicho.
Potrójny Krok westchnął niezadowolony. A Wróblowa Łapa pokręcił ze zmartwieniem łbem.
— Czemu to zrobi-
— Czy to ważne? Zabieraj tego bachora! Tylko mój czas marnujecie — wtrącił się zły medyk.
Buras spojrzał zaskoczony na liliowego, co tylko jeszcze bardziej zirytowało Potrójny Krok.
— No już! Zabieraj tego wyżeracza ziół i do kociarni! Zanim się otruje i zdechnie — syknął.
Wróblowa Łapa chwycił niezadowolonego Kawkę i wyniósł go z medycznego łoża. Gdy oddalili się na wystarczający dystans, położył kocie na śniegu i spojrzał na nie z wyrzutem.
— Kawko... Czemu to zrobiłeś? Czemu skłamałeś i zjadłeś nieznane zioło?
Czarny kocurek trochę przestraszony sytuacją milczał. Wbił wzrok w łapki. Starszy brat westchnął i trzepnął ogonem. Kawka doceniał, że nie wrzeszczał na niego jak medyk. Miał tylko nadzieję, że nie naskarży Cętkowemu Liściu o tym. Matka złoiłaby mu tyłek tak, że nie mógłby na nim siedzieć przez najbliższe parę wschodów słońca.
— Kawko? Kawko, wytłumacz się — starszy nadal oczekiwał odpowiedzi.
Czarny kociak przełknął ciężko ślinę.
— Przepraszam — niemal szepnął, unosząc lekko wzrok ku górze.
Starszy kocur westchnął, podchodząc do malucha i przytulając go lekko. Kawka pisnął niezadowolony.
— Nie rób tak więcej. Kłamstwo donikąd nie prowadzi. Pamiętaj o tym Kawko. Gdybyś zjadł coś innego mógłbyś nawet umrzeć. Dlatego musisz mi obiecać, że już tak nie zrobisz. Wtedy może nie powiem wszystkiego mamie.
Kawka położył uszy. Układ nie był zły. Przynajmniej może nie będzie miał złojonego tyłka.
— Dobrze — mruknął od niechcenia, wyswobadzając się z uścisku brata.
Wróblowa Łapa uśmiechnął się lekko.
— To wracajmy za nim cię przewieje. — miauknął ciepło i ruszył w stronę żłobka.
Kawka nieco wolniej na swych krótkich łapkach podążył za bratem.
* * *
*po zgromadzeniu, ale przed zginięciem Lamparciego Skoku*
Pora Nagich Drzew nie przypadła mu do gustu. Podobnie jak większość wojowniczych obowiązków. Na dodatek jego uczennica była czystym udręką. Sam nie lubił porannego wstawiania i zabierania ją na treningi, ale u niej wydawało się wszystko cierpieniem. Kawka już parę razy zdążył się ugryźć w język nim zdążył palnąć, że skoro tak bardzo nie chce się jej żyć niech się pójdzie utopić. Zrezygnowany krążył w kółko. Wszystko ostatnio zdawało się takie bezsensowne i pełne napięcia. Cały klan zdawał się jeszcze bardziej strać pod siebie niż zwykle, a teraz to już w ogóle. Obecność Burzaków też go wkurwiała, ale nie tak jak jego odpierdalająca bajlando rodzinka. Mała Łapa przechodził już samego siebie i użalał się nad sobą, będąc przy tym jeszcze bardziej żałosny niż wcześniej. Ale rozumiał go w jednym aspekcie. Też go denerwowała zabawa w ich ojca Wróblego Serca. Bo właśnie tego potrzebowała ta rozlatująca się rodzina. Kolejnego martwego członka. Trzepnął zły ogonem. Różana Słodycz plątała się ostatnio po obozowisku, chcąc pewnie pozaprzyjaźniać z innymi Wilczakami. Kawczemu Lotu nie przypadła ona do gustu. Ogółem nie lubił klanowych przybłęd. Widząc zbliżającą się do niego kotkę, nastroszył futro i syknął na nią ostrzegawczo. Cała sytuacja nie umknęła jego ukochanemu braciszkowi Wróbelkowi. Kawka spojrzał na brata ze znudzeniem.
<Wróbel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz