Otworzyła powoli oczy, przerywając swój słodki sen. Szmer nie należała do kociąt, które wstają jako pierwsze, dlatego też nie zdziwiła się, kiedy ujrzała, że żłobek tętni już życiem. Rzeczny Nurt i Pląsająca Sójka leżały w kącie, po cichu rozmawiając, a po drugiej stronie Szum i Szelest walczyli zaciekle, śmiejąc się.
Usiadła, po czym niewzruszona zaczęła w spokoju czyścić swoje futerko. Bardzo wcześnie nauczyła się to robić. Nie miała innego wyjścia. Rzeczny Nurt była bardzo spokojna, kochana i sympatyczna, ale nie poświęcała zbyt dużej uwagi opiece nad swoimi kociętami. Szmer to nie przeszkadzało. Uznała, że jej mamusia po prostu chce jak najszybciej usamodzielnić ją i jej braci. Jest to w sumie jakiś sposób wychowania.
Nagle poczuła uderzenie w bok, czego nie przewidziała, skupiona na myciu. Odskoczyła, wyciągając pazurki.
— Idźcie się na zewnątrz pobawić!—- prychnęła do Szumu i Szelestu, którzy, bijąc się, wpadli na nią.
Przerwali zabawę i zerknęli na nią, a potem na siebie.
— Chodźmy, Szelest! — miauknął wreszcie Szum, po czym w kilku susach znalazł się koło wyjścia ze żłobka. Szmer zaśmiała się cicho, patrząc za bratem. Kiedy oni wreszcie będą w stanie sami używać mózgów?
Tam jednak bury zatrzymał się i przez moment patrzył w jeden punkt.
— Mamo, ktoś tutaj idzie! — poinformował Rzeczny Nurt.
Po chwili rzeczywiście jakiś kocur pojawił się w żłobku. Miał jednolite, białe futerko i ciemne oczy. Był dosyć nieduży, musiał być jeszcze uczniem. Szmer wlepiła w niego wzrok.
Przywitał się z dorosłą częścią żłobka, a następnie wręczył im świeżo upolowanego królika.
— Widzę, że twój trening idzie bardzo dobrze, Świerszczyku — zamruczała Pląsająca Sójka. — Niebo niedawno podzieliła się ze mną wiewiórką, więc królik będzie dla Rzecznego Nurtu i maluchów.
— Nie jesteśmy maluchami — obruszył się Szelest.
— Ty jesteś — mruknęła Szmer, jednak na tyle cicho, że nikt jej nie usłyszał.
Zdecydowała, że pozostawi cały posiłek dla rodziny i najwyżej zje resztki, dlatego też nie ruszyła się z miejsca. Dopiero się obudziła, więc nie była teraz głodna.
Nagle jednak usłyszała głos nad sobą.
— Nazywasz się Szmer, prawda? Wszystko w porządku? Nie wyglądasz na najszczęśliwszą — przybysz usiadł obok niej.
Zacisnęła zęby. Jak śmiał tak powiedzieć! Nie znał jej; może po prostu miała taki sposób bycia?
— Tak, nazywam się Szmer — odparła, ignorując spostrzeżenie o jej nastroju. — A ciebie Pląsająca Sójka nazwała Świerszczykiem, ale to nieprawda, bo jesteś uczniem. Pewnie masz na imię Świerszczykowa Łapa.
— Dokładniej Świerszczowa — odparł biały z uśmiechem, jednak nie dał za wygraną. — Nie odpowiedziałaś mi na drugie pytanie — zauważył.
Westchnęła.
— Nie jestem nieszczęśliwa. Wszystko w porządku — powiedziała zwięźle, po czym zerknęła na braci. — Za to z nimi nie jest w porządku. Zachowują się, jakby mieli jeden księżyc!
<Świerszczowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz