Rozdzielił w końcu ostatni patrol i odetchnął z ulgą. Musiał przyznać, że życie zastępcy było trudne. Jednak wierzył, że to kwestia przyzwyczajenia. I tak nieźle sobie radził, jak na nieprzygotowanie do tej nagłej funkcji, która na niego spadła.
- Maaaaaam cię!
Kacza Łapa wskoczył prosto na ogon Jesionowego Wichru. Wojownik drgnął, instynktownie sycząc, jednak dostrzegając pierworodnego, momentalnie znowu stał się spokojny. Rudzielec przycisnął łapkami ogon kocura do ziemi.
- Poddaj się klifiaku! - wgryzł kiełki w ogon taty. - Błagaj o litość! Aaaale się rusza! A masz!
Uderzył ogon zastępcy łapką. Zrobił skok w bok, prędko podbiegając pod łapy Jesionowego Wichru i wbijając w niego oczekujące spojrzenie.
- Tato. Dzisiaj spędzimy razem resztę dnia. I nie przyjmuje wymówek! Jest ci smutno, a wtedy mi też jest smutno. Więc będziemy się bawić! - oznajmił Kaczorek, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. Zamyślił się od czego mogą zacząć. Chowanego? Wojna? A może... - Berek!
Trącił bok Jesiona swoją łapką. Szybko rzucił się z piskiem przez obóz.
Kacza Łapa wskoczył prosto na ogon Jesionowego Wichru. Wojownik drgnął, instynktownie sycząc, jednak dostrzegając pierworodnego, momentalnie znowu stał się spokojny. Rudzielec przycisnął łapkami ogon kocura do ziemi.
- Poddaj się klifiaku! - wgryzł kiełki w ogon taty. - Błagaj o litość! Aaaale się rusza! A masz!
Uderzył ogon zastępcy łapką. Zrobił skok w bok, prędko podbiegając pod łapy Jesionowego Wichru i wbijając w niego oczekujące spojrzenie.
- Tato. Dzisiaj spędzimy razem resztę dnia. I nie przyjmuje wymówek! Jest ci smutno, a wtedy mi też jest smutno. Więc będziemy się bawić! - oznajmił Kaczorek, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. Zamyślił się od czego mogą zacząć. Chowanego? Wojna? A może... - Berek!
Trącił bok Jesiona swoją łapką. Szybko rzucił się z piskiem przez obóz.
Musiał przyznać, że propozycja syna go zaskoczyła. Uśmiechnął się widząc, jak karzełek coraz bardziej się oddala. O nie! Nie mógł pozwolić na przegraną. Szybkimi susami skrócił dystans pomiędzy nimi. Uczeń widząc zastępcę tuż za nim, zrobił szybki zwrot w bok. Rozpędzony Jesionowy Wicher musiał wyhamować i skręcić, co nie było takie łatwe. Na szczęście udało mu się zawrócić i pognać za roześmianym synem. W końcu przechytrzył karzełka i kiedy ten ponownie chciał go wywieść w pole, skoczył na niego.
- Berek! - Szybko go puścił i zaczął uciekać.
Pewnie dziwnie to wyglądało, ale miał to gdzieś. Zabawa z synem pomogła mu zapomnieć o troskach i poczuć się ponownie jak kociak.
Bawili się przez resztę dnia, aż w końcu musieli się rozejść do swoich obowiązków. Jesionowy Wicher obiecał synowi to powtórzyć, kiedy znów oboje będą mieli czas.
***
Nad samym ranem, kiedy na zewnątrz było jeszcze ciemno, poszedł do Kaczej Łapy. Chciał mu coś pokazać. Szybko wypatrzył go wśród śpiących ciał i trącił łapą. Syn jęknął i miauknął coś niezrozumiale. Ojciec ponowił swoją próbę, która wydawała się niemożliwą do wykonania! Kacza Łapa spał jak zabity! No nic... Chwycił go za kark i wyniósł na zewnątrz. Czując chłód poranka, uczeń się rozbudził i ze zdziwieniem spojrzał na ojca.
- Chodź. Musimy zdążyć! - miauknął z entuzjazmem czekoladowy.
- O co chodzi? - Kocurek ziewnął.
- Chodź, to zobaczysz. - Popchnął go nosem w stronę wyjścia z obozu.
Syn podążał za nim, próbując odegnać sen. W końcu dotarli do najbliższego drzewa. Jesionowy Wicher zachęcił go do wspięcia się, czym zaskoczył kocurka.
- Coś nie tak? Przecież umiesz wchodzić na drzewo. Udowodniłeś mi to już.
- Czemu w ogóle tu przyszliśmy? - Rudzielec rozejrzał się po jaśniejącym powoli niebie.
- Dowiesz się na górze - Szybko rzucił się na korę i zaczął się wspinać.
Będąc na szczycie, obserwował poczynania syna, który po chwili usiadł tuż obok niego na gałęzi.
Jesionowy Wicher wskazał mu niebo i kolory, które zaczęły wypełniać czerń. Wstawało słońce.
<Kacza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz