Przeszłość, po tym, jak Horyzont i Jarzębina zostały nakryte na rozmowie przez Sna
Jarzębinowy Żar w końcu dotarła do obozu wraz z Zaćmionym Horyzontem. Obie kotki cicho wsunęły się do zacisznej nory medyków, a zapach ziół uderzył w ich nozdrza. Odłożyły zebrane rośliny do magazynku, po czym Jarzębina przysiadła, wyraźnie zamyślona.
— Myślisz, że twój brat… powinien wiedzieć? — zapytała cicho, a w jej głosie pobrzmiewała niepewność, podszyta cieniem obawy.
Zaćmiony Horyzont spojrzała na nią spokojnie i usiadła tuż obok.
— Można mu zaufać — powiedziała miękko. — Naprawdę. Jest dobrym kotem.
Jarzębina przez chwilę tylko patrzyła w ziemię, delikatnie poruszając końcem ogona. W jej głowie kotłowały się sprzeczne myśli. Zaufanie Horyzont wymagało od niej już ogromnego wysiłku, a teraz miała rozszerzyć ten krąg? Czy naprawdę mogła dzielić się wiarą z kolejnym kotem? A może to nie było „dzielenie się”, tylko… powołanie? Mglisty Sen wydawał się wiedzieć o Klanie Gwiazdy – i nie miał z tym problemu. Ale przecież to mogła być podpucha. Kłamstwo ukryte za uprzejmym uśmiechem, za delikatnymi słowami.
Zaćmiony Horyzont długo milczała, obserwując mentorkę. W końcu odezwała się łagodnym tonem:
— Proszę… możesz mu zaufać. Tak jak zaufałaś mnie. — Jej spojrzenie było szczere, błyszczące w półmroku nory.
Jarzębina westchnęła ciężko.
— Przemyślę to — mruknęła w końcu, bardziej do siebie niż do niej.
Horyzont skinęła głową, po czym podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia. Wkrótce jej kroki ucichły w gęstym powietrzu dnia.
Jarzębina została sama. Siedziała na posłaniu, delikatnie turlając w łapie kulkę mchu. Myśli plątały się niczym liście niesione przez wiatr. Była wierzącą – ale wierzącą, która ukrywa się w cieniu. Klan Gwiazdy przemówił do niej tylko raz. Poprosił, by pomogła komuś, by była wsparciem. A ona… przez resztę czasu starała się trwać w spokoju. Wierzyć bez rozgłosu, bez ryzyka. Nie potrzebowała niczego więcej. Nie chciała już żadnych objawień. Ani nowych sojuszy. Bała się. Bała się wyciągnąć łapę do kolejnego kota, bała się, że ktoś zauważy, jak szepcze po kątach z tymi, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiała. A jednak… znajomość z Horyzont już zmieniła coś w jej sercu. Nie rozmawiały wiele, czasem tylko wyruszały razem po zioła, ale ta nić zaufania – cienka, niemal niewidoczna – była dla niej bezcenna. Może powinna dać szansę także jemu? Mglistemu Snu? Myśl o tym wzbudzała w niej jednocześnie nadzieję i lęk. W końcu westchnęła cicho. Czuła gdzieś w głębi, że nie musi niczego robić. Że jeśli ma dojść do spotkania, to on sam przyjdzie do niej. Prędzej czy później.
Zaćmiony Horyzont spojrzała na nią spokojnie i usiadła tuż obok.
— Można mu zaufać — powiedziała miękko. — Naprawdę. Jest dobrym kotem.
Jarzębina przez chwilę tylko patrzyła w ziemię, delikatnie poruszając końcem ogona. W jej głowie kotłowały się sprzeczne myśli. Zaufanie Horyzont wymagało od niej już ogromnego wysiłku, a teraz miała rozszerzyć ten krąg? Czy naprawdę mogła dzielić się wiarą z kolejnym kotem? A może to nie było „dzielenie się”, tylko… powołanie? Mglisty Sen wydawał się wiedzieć o Klanie Gwiazdy – i nie miał z tym problemu. Ale przecież to mogła być podpucha. Kłamstwo ukryte za uprzejmym uśmiechem, za delikatnymi słowami.
Zaćmiony Horyzont długo milczała, obserwując mentorkę. W końcu odezwała się łagodnym tonem:
— Proszę… możesz mu zaufać. Tak jak zaufałaś mnie. — Jej spojrzenie było szczere, błyszczące w półmroku nory.
Jarzębina westchnęła ciężko.
— Przemyślę to — mruknęła w końcu, bardziej do siebie niż do niej.
Horyzont skinęła głową, po czym podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia. Wkrótce jej kroki ucichły w gęstym powietrzu dnia.
Jarzębina została sama. Siedziała na posłaniu, delikatnie turlając w łapie kulkę mchu. Myśli plątały się niczym liście niesione przez wiatr. Była wierzącą – ale wierzącą, która ukrywa się w cieniu. Klan Gwiazdy przemówił do niej tylko raz. Poprosił, by pomogła komuś, by była wsparciem. A ona… przez resztę czasu starała się trwać w spokoju. Wierzyć bez rozgłosu, bez ryzyka. Nie potrzebowała niczego więcej. Nie chciała już żadnych objawień. Ani nowych sojuszy. Bała się. Bała się wyciągnąć łapę do kolejnego kota, bała się, że ktoś zauważy, jak szepcze po kątach z tymi, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiała. A jednak… znajomość z Horyzont już zmieniła coś w jej sercu. Nie rozmawiały wiele, czasem tylko wyruszały razem po zioła, ale ta nić zaufania – cienka, niemal niewidoczna – była dla niej bezcenna. Może powinna dać szansę także jemu? Mglistemu Snu? Myśl o tym wzbudzała w niej jednocześnie nadzieję i lęk. W końcu westchnęła cicho. Czuła gdzieś w głębi, że nie musi niczego robić. Że jeśli ma dojść do spotkania, to on sam przyjdzie do niej. Prędzej czy później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz