Niebieski kocurek niezwykle rozjuszony wyszedł ze żłobka, zaraz człapiąc nerwowo w tym samym miejscu. Atakował ziemię słabymi pazurkami, co sprawiało, że co jakiś czas w powietrze wzbijał się pył, kurz, a także drobne, uschnięte listki roślin. Mocne promienie słońca grzały jego długie futerko, a w złotych oczach odbijał się letni krajobraz. Gałęzatka uśmiechnął się leciutko, chłonąc pogodę, po czym rozejrzał się dookoła. Jego oczy trafiły akurat na stos zwierzyny. Na stos, który zresztą chyba sobie gdzieś poszedł?
“Myszki się schowały?” pomyślał, po czym wstał z ziemi i zaczął węszyć za jakimś mięsistym stworzonkiem. Po chwili jednak się poddał, tym bardziej że podczas tych poszukiwań wpadł na co najmniej dwa koty.
Krótki moment później znowu zawiesił swój wzrok na żłobku. Miał nadzieję, że wkrótce wyjdzie za nim opiekunka, lecz bez większego skutku. Gdy jednak ciągle nie widział pyszczka Kotewkowego Powiewu wyglądającego za nim ze żłobka, postanowił ruszyć się w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Obraził się na swoje rodzeństwo i Kotewkę, choć to on był tym który zawinił. W końcu skąd mógł wiedzieć, że robił coś nie tak? Poszło o to samo co zawsze. Gałęzatka gadał jak najęty, a jego brat Widlik nie miał ochoty. Z kolei sam także nienawidził hałasu, który wydaje ktoś inny, niż on sam, co sprawiało, że był w żłobku uznawany za hipokrytę. Hipokryta to na jego nieszczęście pierwsze z gorszych określeń, jakim można było go nazwać. Gałęzatka wiedział, że gdy będzie siedział cicho, mógł zniknąć. A nie chciał zniknąć, chciał być dla innych ważny, to on chciał być priorytetem i nigdy nie być czyimś cieniem.
Rozejrzał się po chwili po obozie i nagle zauważył dziwnie znajome futro. Widząc długą sierść, niebieskie oczy i pręgowane cętkami futerko, zmrużył swoje żółte oczka w zamyśleniu. Niewiele nad tym się zastanawiając, powoli poczłapał, do jak mu się zdawało, wojowniczki. Spojrzał w górę i patrzył na kotkę przez dłuższy czas, licząc na to, że odezwie się pierwsza. Usiadł na ziemi przed kotką i w dalszym ciągu się jej przyglądał, przez co wojowniczką wyglądała na trochę zdziwioną. Przechyliła głowę, uśmiechając się.
— Co się stało… Gałęzatko? — miauknęła, robiąc krótszą przerwę przed imieniem dziwnego kocurka, tak jakby próbowała sobie przypomnieć, jak nazywał się niebieski przybysz.
Zmrużył oczy i zaciekle wpatrywał się w kotkę bez słowa.
— Skąd znasz moje imię? — zapytał, ale zanim srebrna kotka zdążyła cokolwiek powiedzieć po otwarciu swojego pyszczka, ten już gawędził na nowo. — Skąd muszę cię znać. Znasz moją mamę? — miauknął, a następnie powąchał futro kotki. — Nie! Nie jesteś mama. Skąd w takim razie znam twój pyszczek?! — zapytał zirytowany swoją niedomykalnością, a następnie przeszedł się dookoła wojowniczki. — Jak masz na imię? — zapytał z wyszczerzem na pysku, mając w głowie pewien głupi plan.
“W końcu dobrze by było znać jakiegoś starszego wojownika… A może nawet zostanie moją drugą mamą?! Fajnie by było! Wygląda na fajną” mruknął w myślach, doskonale wiedząc, że słowa, które krążyły mu aktualnie po głowie, nie mogą nigdy wydostać się na zewnątrz.
— Fikuśny jesteś. Dużo mówisz mały — stwierdziła, śmiejąc się cicho, przez co Gałęzatka uśmiechnął się nieśmiało. — Jestem Śnieżna Mordka — odparła po chwili, a po chwili, gdy na nowo przeanalizowała słowa kociaka i zmarszczyła brwi. — Może kojarzysz mnie…z patrolu? — zapytała.
— Nie chodzę na patrole, jestem za mały! — miauknął oburzony, machając ogonkiem.
— Mały, rybi móżdżek! Znalazł cię patrol składający się z kilku kotów. W tym mnie. Już nie pamiętasz? — zaśmiała się, kładąc łapę na głowie Gałęzatki.
— Nie… Ściemniasz! To niby czemu tak dobrze cię pamiętam? — fuknął cicho, kładąc uszy po sobie zdenerwowany.
— Nie mam zielonego pojęcia maluchu! Może po prostu spodobało ci się moje futro. Albo piękne oczy. Może zwróciłeś uwagę na moje wyjątkowe wąsy? — stwierdziła, uśmiechając się.
— Nie… Nie wiem… Nie pamiętam. Chcę do mamy. Przecież nie mam mamy. Jestem głodny Śnieżna Mordko. Stos ze zwierzyną gdzieś poszedł... — mruknął cicho i położył głowę na jej boku załamany, tak jakby nagle zmęczył się towarzystwem i mówieniem.
<Śnieżna Mordko? Czemu stos zwiał? Boi się, że go zjemy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz