Słysząc co kocur powiedział, prawie się tam zakrztusił. Poczuł jak soczysty rumieniec pojawia się na jego pysku powodując, że aż uszy mu zaczerwieniały. Szybko skrył swoje speszenie za łapką. To nie tak! Nie myślał wcale o kocurze, on tylko... Motał się w myślach. Dlaczego srebrny o tym pomyślał? Może i zachowywał się dziwnie, ale nie przez niego! To była wina jego mentora oraz trudu świata w jakim przyszło mu żyć.
Widząc jego zachowanie, przyjaciel zaśmiał się promiennie.
— To był żart. No chyba, że trafiłem? — mruknął mu do ucha, powodując że serce prawie wyskoczyło mu z piersi.
— N-nie... Z-znaczy... Nie o tobie myślałem — w końcu wykrztusił, czując wstyd, że uczeń widział go takiego speszonego. — Po prostu — wziął głębszy oddech, aby przegnać gorąc z ciała. — Tropiący Szlak to wronia strawa. Ciągle się o coś czepia, robi sobie głupie żarty i jest wredny — zwierzył się przyjacielowi. — Mam go dosyć... Wracam z treningów zmęczony, brudny i z połamanymi pazurami... Ostatnio moja mama je zauważyła i musiała doprowadzić je do porządku.
Syn Różanej Przełęczy słuchał z uwagą jego słów. Musiał przyznać, że sporo wyrósł odkąd ostatni raz się widzieli. Nie był już takim małym kociakiem jak dawniej. To pokazywało mu jak czas szybko pędził. Zaraz będą wojownikami, dostaną nowe imiona i świat będzie stał przed nimi otworem. Chociaż... Już nie chciał go zwiedzać. Kojarzył mu się źle przez Tropiący Szlak.
— Mam pomysł. Wybierzmy się jutro sami na trening. Poradzimy sobie, co ty na to? — Srebrzysta Łapa wbił w niego pełne ekscytacji spojrzenie.
No... W zasadzie to byli już duzi. On znał teren, wiedział, że był bezpieczny. No przynajmniej w miejscach, gdzie Różana Przełęcz nie rozkazała wykopywać dołów. Raczej nic by im się nie stało. Może pokazałby koledze jak się poluje? Bez irytującego głosu mentora, byłoby wspaniale tak spędzić ten czas we dwoje.
— No... dobra — zgodził się na co dostał radosny okrzyk niebieskiego.
Kocurek od razu dopadł do jego boku, zaczynając szeptać mu na ucho swój genialny plan na wymsknięcie się niespostrzeżenie, póki jeszcze liderka nie odgrodziła im przejścia krzakami.
***
Rano panował istny zgiełk spowodowany przez koty, które układały gałązki dookoła obozu, mające na celu jego umocnienie. Właśnie ten chaos wykorzystali do przekradnięcia się i przeskoczenia przez dziurę w zabezpieczeniach, które dopiero co się tworzyły. Musiał przyznać, że ekscytował się. To była jak przygoda, której zawsze pragnął. Syn Powiewu rozglądał się po terenie, rwąc się do biegu i gdy puścił się pędem przed siebie, ruszył jego śladem. Ten wiatr w futrze, ta wolność. To było coś czego potrzebował. Jednak zapomniał o małym, tyci problemie.
— Uważaj! — zawołał, ale było już za późno.
Wyhamował, ale jego przyjaciel nie miał tyle szczęścia. Wpadł na niego i oboje skończyli w króliczej norze.
— Ugh... Mówiłem abyś uważał — zwrócił się do kolegi, rozglądając po wydrążonym tunelu. — Króliki ostatnio mocno podkopały ten teren. Musimy być ostrożniejsi.
<Srebrny?>
[465 słów]
[Przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz