Przeszedł dalej, omijając lekkim łukiem granicę z Klanem Nocy i nerwowo przełknął, gdy doszła go woń oznaczeń zapachowych tych wojowników. Pamiętał niedawną noc, gdy to nawałnica była tak potwornie silna, a kocur w panice miał wrażenie, że zaraz zaleje obóz Klanu Klifu. Tak się na szczęście nie stało, ale… nie do końca ogarnął, co wtedy wydarzyło się na terenie wroga, jednak z pewnością nic dobrego. Do tego, od tamtej pory nie widział jeszcze Aroniowego Podmuchu. Może i był on egoistyczny, gburowaty, nieprzyjemny, ale… przecież ostatnio tak właściwie uratował życie Łabędzia, ryzykując pozycję we własnym klanie! Martwił się o niego.
Zakręcił przy terytorium Klanu Wilka, zamrugał i zawęszył. Ci również nie lubili jego klanu, nie wiedział jednak o żadnych bitwach czy potyczkach z Wilczakami związanymi. Machnął ogonem i miał już zamiar zawrócić, gdy nagle, z piskiem euforii coś wyskoczyło na niego. Wydobył z siebie stłumiony okrzyk, bo dymne szylkretowe futro przydusiło go całkowicie. Czy to atak?! Ciężar powoli z niego zszedł, a point, łapiąc z szokiem oddech, niepewnie obejrzał się na swojego oprawcę. Była to naprawdę duża kocica. Chociaż zdawała się od niego sporo młodsza, a sam Łabędź był jednym z większych wojowników w swoim stadzie, przy niej wręcz czuł się mały. Chwila… on już ją widział. Ta uczennica rzuciła się na niego — tak jak teraz, z dziwną radością — księżyc temu, a potem przybiegł jej rozwścieczony mentor i przegonił totalnie zdezorientowanego Klifiaka, za nim jeszcze coś tam się darł. Wzdrygnął się. Nie miał zamiaru przechodzić tego po raz drugi… i co ona tu robiła?
— Hej badylku! — zawołała z ekscytacją.
Nie odezwał się, a jedynie położył uszy po sobie i powoli zaczął się cofać. Nie podobało mu się jej nastawienie, do tego, co jeśli zaraz przybiegnie więcej pobratymców szylkretki?
— No ej, badylku, aż taka jestem straszna? Nic ci przecież nie zrobię! Pamiętasz mnie, prawda?
— T-tak — wybełkotał jedynie. Nie chciał tu być. Była zbyt piskliwa, żywiołowa, natrętna… do tego taka obca.
— A no właśnie! Ostatnio nie dokończyłeś mi swojego imienia! — miauknęła, przybliżając się. — Jesteś ŁaŁaŁabędzi co?
— P-Plusk. — Widząc, że cofanie się nie ma sensu, bo ta olbrzymka i tak się nie podda, usiadł, owijając łapy ogonem.
<Senna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz