Zaczęło się całkiem niewinnie. Ot gorzej poczuła się na patrolu i musiała odpocząć. Dosłownie króciutkie uderzenie serca. Przeprosiła Czapli Potok, oraz Kwitnącą Polanę, po czym usiadła nieco z boku. Czyżby zjadła nieświeżą mysz? Coś przewróciło się jej w okolicach żołądka i zanim zdążyła policzyć do trzech zwróciła całe śniadanie. Otarła wargi, ale wcale nie poczuła się lepiej. Błękit niepewnie przyjrzała się swojemu odbiciu w kałuży. Końcówki jej uszu znacznie pobladły, odzwierciedlając to jak się czuła. Super. Pośpiesznie dołączyła do grupy i przeprosiła za chwilową niedyspozycję.
- Ej, Błękit. Na pewno wszystko dobrze? - mruknął Czapla, zbliżając się do siostry. Niebieska energicznie kiwnęła głową i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas. Odkaszlnęła i zamrugała delikatnie.
- Tak, jasne. Jest dobrze. Mam wszystko pod kontrolą...
- Na pewno? - mruknęła z powątpiewaniem Rozkwit. - Jesteś strasznie blada...
- Nie, nie, wszystko super - odpowiedziała zastępczyni, zerkając na siostrzenicę. - Po prostu... Poczułam się troszkę gorzej, jednak jestem pewna, że to nic ważnego i...
- Pójdziesz do Burzowego Serca - rzekł Czapla, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Kwitnąca Polana przytaknęła ojcu. Chcąc nie chcąc, Błękitna Cętka musiała ich posłuchać...
- Ej, Błękit. Na pewno wszystko dobrze? - mruknął Czapla, zbliżając się do siostry. Niebieska energicznie kiwnęła głową i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko krzywy grymas. Odkaszlnęła i zamrugała delikatnie.
- Tak, jasne. Jest dobrze. Mam wszystko pod kontrolą...
- Na pewno? - mruknęła z powątpiewaniem Rozkwit. - Jesteś strasznie blada...
- Nie, nie, wszystko super - odpowiedziała zastępczyni, zerkając na siostrzenicę. - Po prostu... Poczułam się troszkę gorzej, jednak jestem pewna, że to nic ważnego i...
- Pójdziesz do Burzowego Serca - rzekł Czapla, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Kwitnąca Polana przytaknęła ojcu. Chcąc nie chcąc, Błękitna Cętka musiała ich posłuchać...
•••
- Nie wiem, czy powinnienem ci pogratulować - zaczął poważnie Burzowe Serce. Błękit zamrugała niepewnie i przyjrzała się przyjacielowi.
- Zrobiłam coś nie tak? - kocica zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie swój ostatni wybryk. - A może czeka mnie wyjątkowo ciężkie rozwolnienie?
Medyk pokręcił wolno głową.
- To nie temat do żartów. Błękit, ty... Jesteś w ciąży.
Niebieska poczuła, że ciemnieje jej przed oczami. Nie podejrzewała tego, nawet o tym nie pomyślała. Bury wyrwał ją z zamyślenia, kładąc jej łapę na barku.
- Ktoś cię skrzywdził? - zapytał cicho.
- Co?! Nie, oczywiście, że nie!
Zastępczyni słuchała przyjaciela jednym uchem. Musiała, musiała powiedzieć Hiacyntowi. Był honorowym kocurem, na pewno nie zostawi jej samej z kociętami. Kto wie, może nawet zgodzi się dołączyć do klanu... Poczuła drżenie. Nagły impuls, który sprawił, że cała zaczęła się trząść. Coś było nie tak... zdecydowanie nie w porządku. Błękitna Cętka wstała energicznie, przepychając się obok masywnego kocura.
- Muszę iść - mruknęła jak we śnie, przyśpieszając.
- Dokąd? - Burza szerzej otworzył oczy. - Chcesz powiedzieć mamie? Czaplemu Potokowi? Brzoskwiniowej Gwieździe?
- Tak, właśnie im - mruknęła cętkowana, ucieszona, bo kocur podsunął jej gotowe wytłumaczenie. Kiwnęła mu głową i już jej nie było. W zawrotnym tempie opuściła obóz, niemal przewracając Fiołkową Bryzę i Brzozowy Szept. Jej wyćwiczone łapy wspięły się po zboczu. Skakała z kamienia na kamień, rozmyślając o tym, co powiedział jej Burzowe Serce. Będzie miała młode. Będzie mamą... Czy to nie wspaniałe? Zerknęła na swój brzuch i potknęła się o wystający głaz. Utrzymała równowagę i pomknęła dalej. Tak, być może ostatnio rzeczywiście nieco zgrubła. Troszkę. Ciutkę. Dzieci. Ile ich jest? Przystanęła, zerkając na brzuch. Nie powinna być w ciąży. Była zastępczynią. Inne klany mogą uznać to za oznakę słabości...
Pokręciła głową, usiłując wyzbyć się natrętnych myśli. I wtedy to poczuła. Metaliczny, napawający bólem zapach. Woń krwi. Źrenice niebieskiej zmniejszyły się gwałtownie. Krew mieszała się z zapachem Hiacynta i wybijającą się ponad nie odorem wielkiego borsuka. Niebo przecięła błyskawica, zaraz po niej rozległ się grzmot. Błękit przyspieszyła, czując że serce kołacze się w jej piersi. Jeszcze nigdy nie biegła tak szybko, nawet podczas bitwy Klanu Burzy i Nocy. Wokół niej rozlał się ostry zapach strachu. Zacisnęła powieki, obawiając się tego co zobaczy na końcu ścieżki. Instynkt podpowiadał jej, że nie należy iść dalej, sprawiał że z trudem poruszała łapami. Jakaś część jej duszy chciała iść naprzód i zobaczyć się z Hiacyntem. Bez względu na to co ujrzą jej ślepia. Przebiegła jeszcze długość lisa, po czym zwolniła do marszu. Ostrożnie wyjrzała spomiędzy krzewów przy Drodze Grzmotu i głośno nabrała powietrza.
- Nie - wyszeptała i przeskoczyła nad gałęzią. - Hiacynt! - krzyknęła rozdzierająco i upadła obok boku ukochanego, trzęsąc się i szczękając zębami. Zazwyczaj atramentowo czarne futro kocura lśniło od zakrzepłej krwi. Długie szramy i wiele blizn pojawiły się w miejscach, w których ich wcześniej nie było. Wąsy z jednej strony były całkowicie wyrwane, samotnik stracił też kilka kłów. Westchnął płytko, jakby budził się ze snu i z trudem uchylił powieki.
- Błękit? - wychrypiał z bólem. - Błękit t-to ty?
- Zabiorę cię do Burzowego Serca! Nie, czekaj dam ci zioła. Mięta, gdzie jest mięta? Nie, co ja gadam nie mięta jest nam potrzebna!
- Błękit - wychrypiał Hiacynt. Zmarszczył pyszczek i wolno uniósł łapę, po czym ułożył ją na ogonie partnerki. - J-jest już za... Późno.
- Nigdy nie jest za późno - warknęła zastępczyni. - Będzie dobrze, musimy tylko...
- Naprawdę jest już za późno. Posłuchaj.
Błękit otworzyła szerzej oczy, gdy usłyszała ten dźwięk. Pamiętała go jeszcze z bitwy z Klanem Wilka. Powolny płytki oddech, poprzedzony cichym harkotem. Podczas walki widziała młodą biało-niebieską uczennicę, której żebra, przebiły płuca. Nie dało się jej uratować. Odeszła do Klanu Gwiazdy w przeciągu kilkudziesięciu uderzeń serca.
- Nie ruszaj się - poprosiła cichutko córka Boćka. Hiacynt odchrząknął.
- Pytałaś... hiacynt... Ja... Przyniosłem.
Mówienie sprawiało mu trud, więc po prostu rozchylił łapy. Na jego piersi leżał najpiękniejszy kwiat, jaki Błękit w życiu widziała. Miał piękną, niemal granatową barwę i małe liście.
- Jest piękny - wyszeptała. - Jak... Ty.
Łzy spłynęły jej po policzkach. Kocur uśmiechnął się smutno i przesunął łapę na brzuch burzowiczki, jednocześnie z trudem zsuwając kwiat na ziemię.
- Nie... płacz - wyszeptał i zakaszlał. Błękit skrzywiła się i liznęła samotnika w nos.
- Jak mam nie płakać, gdy najlepszy kot jakiego kiedykolwiek poznałam właśnie odchodzi?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Hiacynt skupił się na utrzymaniu wzroku na partnerce.
- Nie chcę, żebyś była smutna. Nie przeze mnie - kocur znowu zakaszlał i tym razem z jego pyszczka wyleciało nieco krwi. Błękitna Cętka łkała teraz całkiem głośno. Nie mogła znaleźć powietrza, czuła że dusi się w swoim krótkim futerko. Ból niemal rozsadzał jej pierś, choć to nie ona, a Hiacynt miał żebra powoli przebijające płuca. Zdała sobie sprawy jak mało zna partnera. Ilu rzeczy nie zdążyli omówić.
- Jak jest twój ulubiony kolor? - zapytała cicho. Czarny zamyślił się na chwilę.
- Niebieski... Błękitny, a...
- Biały - wykrztusiła z siebie kocica. - Jak śnieg w porze Nagich Drzew. Kto cię zaatakował?
- B-orsuk. Złapał mnie... Rzucił daleko...
Niebieska zatrzęsła się z wściekłości. Najpierw odebrał jej siostrę, teraz partnera. Ból powrócił że zdwojoną siłą, tłukąc się w głębi piersi. Zacisnęła zęby, dopóki nie poczuła słonego smaku krwi.
- Mów do mnie. To... Uspokaja.
Niebieska powstrzymywała łzy.
- Wiesz po co tutaj przybiegłam? - zaczęła i kontynuowała, nie dając ukochanemu czasu na odpowiedź. - Chciałbym zaproponować Ci członkostwo Klanu Burzy. Jak zastępca chyba jestem w stanie przeprowadzić coś takiego...
- Odmówiłabym... Przypomina, zbyt bardzo... Rodzina.
- Kilkaset uderzeń serca wcześniej dowiedziałam się, że będę miała dzieci. To znaczy my będziemy mieli... Och, Hiacyncie, tych ich nawet nie zobaczysz!
Teraz płakała już całkowicie otwarcie, żaląc się na niesprawiedliwość tego świata. Hiacynta wyraźnie zatkało. Zagapił się na kocicę, ostrożnie dobierając słowa, poprzedzone krótkim kaszlem. Już tylko jej dotyk trzymał go przy życiu.
- Dzieci - wyszeptał. - Nasze małe g-ówniaki...
- Nie wiem nawet jak je nazwiemy - mruknęła Błękit. - To znaczy jednego chciałabym nazwać na twoją cześć. Hiacynt... Mój mały Hiacyncik - z uczuciem zerknęła na swój lekko rozdęty brzuch.
- Pamiętasz rozmowę? Suchy... Twoje żarty... - Samotnik wbił pazury w ziemię, czując falę wzbierającego bólu. - Myślę, że jeden mógłby być... U-uschniętym.
- A jeżeli to będzie córka?! - Zastępczyni potrzebowała powietrza. Zbawiennego tlenu, którego nie mogła zdobyć przez ciągłe łkanie.
- Może Chaber? - zamruczał dawny uczeń Jasnego Płomyka. - Wymyślisz coś ł-ładnego.
Deszcz coraz głośniej bębnił o ziemię. Samotnik zacisnął wargi. Ból targnął jego ciałem. Błękit wiedziała co trzeba zrobić. Cis. To było jedyne rozwiązanie, by ukrócić męki jej partnera. Była jednak tchórzem i nie potrafiła się na to zdobyć. Żadna kotka nie powinna patrzeć na śmierć partnera. Przywarła do kocura i przycisnęła głowę do jego łebka.
- Chcę jednego - krzyknęła przez łzy. - Chcę byś trafił do Klanu Gwiazdy! Czy proszę o tak wiele?!
Brwi kocura zmarszczyły się od bólu i zaniepokojenia.
- Nie wiem... Nie przyjmą mnie... Nie urodziłem się tutaj... - zakaszlał, a ziemia przed nim pokryła się szkarłatną cieczą. Błękit wybuchnęła histerycznym śmiechem.
- Czy to ważne?! Jeżeli Klan Gwiazdy tym się kieruje to są idiotami, bo mają przed sobą najlepszego kota, jakiego widział ten las! Nie martw się Hiacyncie. Przyjmą cię, a jeżeli nie, to... Zostanę przywódczynią walczącą z Gwiezdnymi.
Czarny wziął głębszy oddech. Uniósł wzrok, a jego oczy jakby się zamgliły. Uspokoił się, niemal wcale nie zwracając uwagi na krew, powoli oblewającą ziemię obok niego.
- Nie zrób nic głupiego - wymruczał. Uniósł głowę, jakby patrząc na kogoś znacznie wyższego od siebie. - Wzywają mnie.
Spuścił wzrok i wbił go w swoje łapy. Momentalnie się skrzywił.
- Ja... Sądzę, że masz rację. Że mnie... Przyjmą.
W ostatnim desperackim geście uniósł się na łapach i pocałował partnerkę w czoło. Po raz ostatni. Upadł i zwinął się z bólu, przez co żebra jeszcze bardziej przebiły płuca. Błękitna Cętka z przerażeniem obserwowała jak jej ukochany zaczyna się dusić. Nie mogła nic zrobić.
- Kocham Cię, Błękit. I nasze dzieci też. Powiedz im. Chcę...
Ostatnie słowa zamarły mu na ustach. Zesztywniał, z miłością patrząc na zastępczynię. Powoli zamknął oczy i gdyby nie okoliczności wyglądałby jakby spał. Niebieska ryknęła w pochmurne niebo. Krople deszczu zaczęły uderzać o liście, po chwili kocica była przemoczona do ostatniego włoska. Przywarła do partnera, łkając i drapiąc darń pazurami. Rozpacz i wściekłość zalały jej serce.
- Mogłeś walczyć! Mogłeś mnie nie zostawiać! Mnie i NASZYCH dzieci! One nawet nie poznają ojca! Będą jak ja!
Cofnęła się z obrzydzeniem i upadła na Drogę Grzmotu. Z przerażeniem uniosła głowę i dostrzegła światła potwora na horyzoncie. Miała czas. Mogła jeszcze uciec. Tylko... Po co? Położyła się wygodnie, kładąc łapy na brzuchu.
- Przepraszam was - wyszeptała do swoich jeszcze nienarodzonych dzieci. - Nie potrafiłam go uratować. Nie potrafiłam mu pomóc.
Oparła głowę o mokry, rozgrzany asfalt. Potwór stopniowo zmniejszał dzielącą je odległość. Kocica odważnie spojrzała mu w oczy.
- No dalej - warknęła. - Zabij mnie.
Zacisnęła powieki i zaskomliła z bólu, gdy potwór przejechał po jej ogonie. Niemal natychmiast zwolnił, w końcu zatrzymując się zupełnie. Ze środka wyskoczył wyraźnie poddenerwowany Dwunożny.
Zamarła, gdy zbliżył się do niej, mamrocząc pod nosem. Krzyknął kilka słów, które najprawdopodobniej były przekleństwami. Kopnął ją w grzbiet i przetoczył na pobocze. Błękit bała się odezwać. Była pewna, że jeżeli chociaż miauknie to Dwunożny ją zatłucze. Na szczęście, po chwili człowiek dał spokój i ponownie udał się do brzucha potwora. Błękitna Cętka czekała jeszcze kilkadziesiąt uderzeń serca po tym jak jej oprawca odjechał. Potem wstała i bezsilnie opadła, wtulając się w ciemną sierść partnera. Dopiero teraz dotarło do niej co chciała zrobić. Chciała zabić siebie i swoje dzieci. Prawie stała się mordercą.
- To wszystko przez ciebie - załkała w sierść ukochanego. W głębi serca wiedziała, że to nieprawda. Deszcz padał rzęsiście i Błękit nie wiedziała już czy to on, czy jej łzy.
Kiedyś nadejdzie czas zemsty.
Ale jeszcze nie teraz.
Zemsty na borsuku, który odebrał życia Ciernistej Gwieździe i Hiacyntowi. Przez to kocica czuła obrzydzenie do wszystkich przedstawicieli tego gatunku.
Zemsty, która będzie słodka.
- Nie wiem, czy powinnienem ci pogratulować - zaczął poważnie Burzowe Serce. Błękit zamrugała niepewnie i przyjrzała się przyjacielowi.
- Zrobiłam coś nie tak? - kocica zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie swój ostatni wybryk. - A może czeka mnie wyjątkowo ciężkie rozwolnienie?
Medyk pokręcił wolno głową.
- To nie temat do żartów. Błękit, ty... Jesteś w ciąży.
Niebieska poczuła, że ciemnieje jej przed oczami. Nie podejrzewała tego, nawet o tym nie pomyślała. Bury wyrwał ją z zamyślenia, kładąc jej łapę na barku.
- Ktoś cię skrzywdził? - zapytał cicho.
- Co?! Nie, oczywiście, że nie!
Zastępczyni słuchała przyjaciela jednym uchem. Musiała, musiała powiedzieć Hiacyntowi. Był honorowym kocurem, na pewno nie zostawi jej samej z kociętami. Kto wie, może nawet zgodzi się dołączyć do klanu... Poczuła drżenie. Nagły impuls, który sprawił, że cała zaczęła się trząść. Coś było nie tak... zdecydowanie nie w porządku. Błękitna Cętka wstała energicznie, przepychając się obok masywnego kocura.
- Muszę iść - mruknęła jak we śnie, przyśpieszając.
- Dokąd? - Burza szerzej otworzył oczy. - Chcesz powiedzieć mamie? Czaplemu Potokowi? Brzoskwiniowej Gwieździe?
- Tak, właśnie im - mruknęła cętkowana, ucieszona, bo kocur podsunął jej gotowe wytłumaczenie. Kiwnęła mu głową i już jej nie było. W zawrotnym tempie opuściła obóz, niemal przewracając Fiołkową Bryzę i Brzozowy Szept. Jej wyćwiczone łapy wspięły się po zboczu. Skakała z kamienia na kamień, rozmyślając o tym, co powiedział jej Burzowe Serce. Będzie miała młode. Będzie mamą... Czy to nie wspaniałe? Zerknęła na swój brzuch i potknęła się o wystający głaz. Utrzymała równowagę i pomknęła dalej. Tak, być może ostatnio rzeczywiście nieco zgrubła. Troszkę. Ciutkę. Dzieci. Ile ich jest? Przystanęła, zerkając na brzuch. Nie powinna być w ciąży. Była zastępczynią. Inne klany mogą uznać to za oznakę słabości...
Pokręciła głową, usiłując wyzbyć się natrętnych myśli. I wtedy to poczuła. Metaliczny, napawający bólem zapach. Woń krwi. Źrenice niebieskiej zmniejszyły się gwałtownie. Krew mieszała się z zapachem Hiacynta i wybijającą się ponad nie odorem wielkiego borsuka. Niebo przecięła błyskawica, zaraz po niej rozległ się grzmot. Błękit przyspieszyła, czując że serce kołacze się w jej piersi. Jeszcze nigdy nie biegła tak szybko, nawet podczas bitwy Klanu Burzy i Nocy. Wokół niej rozlał się ostry zapach strachu. Zacisnęła powieki, obawiając się tego co zobaczy na końcu ścieżki. Instynkt podpowiadał jej, że nie należy iść dalej, sprawiał że z trudem poruszała łapami. Jakaś część jej duszy chciała iść naprzód i zobaczyć się z Hiacyntem. Bez względu na to co ujrzą jej ślepia. Przebiegła jeszcze długość lisa, po czym zwolniła do marszu. Ostrożnie wyjrzała spomiędzy krzewów przy Drodze Grzmotu i głośno nabrała powietrza.
- Nie - wyszeptała i przeskoczyła nad gałęzią. - Hiacynt! - krzyknęła rozdzierająco i upadła obok boku ukochanego, trzęsąc się i szczękając zębami. Zazwyczaj atramentowo czarne futro kocura lśniło od zakrzepłej krwi. Długie szramy i wiele blizn pojawiły się w miejscach, w których ich wcześniej nie było. Wąsy z jednej strony były całkowicie wyrwane, samotnik stracił też kilka kłów. Westchnął płytko, jakby budził się ze snu i z trudem uchylił powieki.
- Błękit? - wychrypiał z bólem. - Błękit t-to ty?
- Zabiorę cię do Burzowego Serca! Nie, czekaj dam ci zioła. Mięta, gdzie jest mięta? Nie, co ja gadam nie mięta jest nam potrzebna!
- Błękit - wychrypiał Hiacynt. Zmarszczył pyszczek i wolno uniósł łapę, po czym ułożył ją na ogonie partnerki. - J-jest już za... Późno.
- Nigdy nie jest za późno - warknęła zastępczyni. - Będzie dobrze, musimy tylko...
- Naprawdę jest już za późno. Posłuchaj.
Błękit otworzyła szerzej oczy, gdy usłyszała ten dźwięk. Pamiętała go jeszcze z bitwy z Klanem Wilka. Powolny płytki oddech, poprzedzony cichym harkotem. Podczas walki widziała młodą biało-niebieską uczennicę, której żebra, przebiły płuca. Nie dało się jej uratować. Odeszła do Klanu Gwiazdy w przeciągu kilkudziesięciu uderzeń serca.
- Nie ruszaj się - poprosiła cichutko córka Boćka. Hiacynt odchrząknął.
- Pytałaś... hiacynt... Ja... Przyniosłem.
Mówienie sprawiało mu trud, więc po prostu rozchylił łapy. Na jego piersi leżał najpiękniejszy kwiat, jaki Błękit w życiu widziała. Miał piękną, niemal granatową barwę i małe liście.
- Jest piękny - wyszeptała. - Jak... Ty.
Łzy spłynęły jej po policzkach. Kocur uśmiechnął się smutno i przesunął łapę na brzuch burzowiczki, jednocześnie z trudem zsuwając kwiat na ziemię.
- Nie... płacz - wyszeptał i zakaszlał. Błękit skrzywiła się i liznęła samotnika w nos.
- Jak mam nie płakać, gdy najlepszy kot jakiego kiedykolwiek poznałam właśnie odchodzi?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Hiacynt skupił się na utrzymaniu wzroku na partnerce.
- Nie chcę, żebyś była smutna. Nie przeze mnie - kocur znowu zakaszlał i tym razem z jego pyszczka wyleciało nieco krwi. Błękitna Cętka łkała teraz całkiem głośno. Nie mogła znaleźć powietrza, czuła że dusi się w swoim krótkim futerko. Ból niemal rozsadzał jej pierś, choć to nie ona, a Hiacynt miał żebra powoli przebijające płuca. Zdała sobie sprawy jak mało zna partnera. Ilu rzeczy nie zdążyli omówić.
- Jak jest twój ulubiony kolor? - zapytała cicho. Czarny zamyślił się na chwilę.
- Niebieski... Błękitny, a...
- Biały - wykrztusiła z siebie kocica. - Jak śnieg w porze Nagich Drzew. Kto cię zaatakował?
- B-orsuk. Złapał mnie... Rzucił daleko...
Niebieska zatrzęsła się z wściekłości. Najpierw odebrał jej siostrę, teraz partnera. Ból powrócił że zdwojoną siłą, tłukąc się w głębi piersi. Zacisnęła zęby, dopóki nie poczuła słonego smaku krwi.
- Mów do mnie. To... Uspokaja.
Niebieska powstrzymywała łzy.
- Wiesz po co tutaj przybiegłam? - zaczęła i kontynuowała, nie dając ukochanemu czasu na odpowiedź. - Chciałbym zaproponować Ci członkostwo Klanu Burzy. Jak zastępca chyba jestem w stanie przeprowadzić coś takiego...
- Odmówiłabym... Przypomina, zbyt bardzo... Rodzina.
- Kilkaset uderzeń serca wcześniej dowiedziałam się, że będę miała dzieci. To znaczy my będziemy mieli... Och, Hiacyncie, tych ich nawet nie zobaczysz!
Teraz płakała już całkowicie otwarcie, żaląc się na niesprawiedliwość tego świata. Hiacynta wyraźnie zatkało. Zagapił się na kocicę, ostrożnie dobierając słowa, poprzedzone krótkim kaszlem. Już tylko jej dotyk trzymał go przy życiu.
- Dzieci - wyszeptał. - Nasze małe g-ówniaki...
- Nie wiem nawet jak je nazwiemy - mruknęła Błękit. - To znaczy jednego chciałabym nazwać na twoją cześć. Hiacynt... Mój mały Hiacyncik - z uczuciem zerknęła na swój lekko rozdęty brzuch.
- Pamiętasz rozmowę? Suchy... Twoje żarty... - Samotnik wbił pazury w ziemię, czując falę wzbierającego bólu. - Myślę, że jeden mógłby być... U-uschniętym.
- A jeżeli to będzie córka?! - Zastępczyni potrzebowała powietrza. Zbawiennego tlenu, którego nie mogła zdobyć przez ciągłe łkanie.
- Może Chaber? - zamruczał dawny uczeń Jasnego Płomyka. - Wymyślisz coś ł-ładnego.
Deszcz coraz głośniej bębnił o ziemię. Samotnik zacisnął wargi. Ból targnął jego ciałem. Błękit wiedziała co trzeba zrobić. Cis. To było jedyne rozwiązanie, by ukrócić męki jej partnera. Była jednak tchórzem i nie potrafiła się na to zdobyć. Żadna kotka nie powinna patrzeć na śmierć partnera. Przywarła do kocura i przycisnęła głowę do jego łebka.
- Chcę jednego - krzyknęła przez łzy. - Chcę byś trafił do Klanu Gwiazdy! Czy proszę o tak wiele?!
Brwi kocura zmarszczyły się od bólu i zaniepokojenia.
- Nie wiem... Nie przyjmą mnie... Nie urodziłem się tutaj... - zakaszlał, a ziemia przed nim pokryła się szkarłatną cieczą. Błękit wybuchnęła histerycznym śmiechem.
- Czy to ważne?! Jeżeli Klan Gwiazdy tym się kieruje to są idiotami, bo mają przed sobą najlepszego kota, jakiego widział ten las! Nie martw się Hiacyncie. Przyjmą cię, a jeżeli nie, to... Zostanę przywódczynią walczącą z Gwiezdnymi.
Czarny wziął głębszy oddech. Uniósł wzrok, a jego oczy jakby się zamgliły. Uspokoił się, niemal wcale nie zwracając uwagi na krew, powoli oblewającą ziemię obok niego.
- Nie zrób nic głupiego - wymruczał. Uniósł głowę, jakby patrząc na kogoś znacznie wyższego od siebie. - Wzywają mnie.
Spuścił wzrok i wbił go w swoje łapy. Momentalnie się skrzywił.
- Ja... Sądzę, że masz rację. Że mnie... Przyjmą.
W ostatnim desperackim geście uniósł się na łapach i pocałował partnerkę w czoło. Po raz ostatni. Upadł i zwinął się z bólu, przez co żebra jeszcze bardziej przebiły płuca. Błękitna Cętka z przerażeniem obserwowała jak jej ukochany zaczyna się dusić. Nie mogła nic zrobić.
- Kocham Cię, Błękit. I nasze dzieci też. Powiedz im. Chcę...
Ostatnie słowa zamarły mu na ustach. Zesztywniał, z miłością patrząc na zastępczynię. Powoli zamknął oczy i gdyby nie okoliczności wyglądałby jakby spał. Niebieska ryknęła w pochmurne niebo. Krople deszczu zaczęły uderzać o liście, po chwili kocica była przemoczona do ostatniego włoska. Przywarła do partnera, łkając i drapiąc darń pazurami. Rozpacz i wściekłość zalały jej serce.
- Mogłeś walczyć! Mogłeś mnie nie zostawiać! Mnie i NASZYCH dzieci! One nawet nie poznają ojca! Będą jak ja!
Cofnęła się z obrzydzeniem i upadła na Drogę Grzmotu. Z przerażeniem uniosła głowę i dostrzegła światła potwora na horyzoncie. Miała czas. Mogła jeszcze uciec. Tylko... Po co? Położyła się wygodnie, kładąc łapy na brzuchu.
- Przepraszam was - wyszeptała do swoich jeszcze nienarodzonych dzieci. - Nie potrafiłam go uratować. Nie potrafiłam mu pomóc.
Oparła głowę o mokry, rozgrzany asfalt. Potwór stopniowo zmniejszał dzielącą je odległość. Kocica odważnie spojrzała mu w oczy.
- No dalej - warknęła. - Zabij mnie.
Zacisnęła powieki i zaskomliła z bólu, gdy potwór przejechał po jej ogonie. Niemal natychmiast zwolnił, w końcu zatrzymując się zupełnie. Ze środka wyskoczył wyraźnie poddenerwowany Dwunożny.
Zamarła, gdy zbliżył się do niej, mamrocząc pod nosem. Krzyknął kilka słów, które najprawdopodobniej były przekleństwami. Kopnął ją w grzbiet i przetoczył na pobocze. Błękit bała się odezwać. Była pewna, że jeżeli chociaż miauknie to Dwunożny ją zatłucze. Na szczęście, po chwili człowiek dał spokój i ponownie udał się do brzucha potwora. Błękitna Cętka czekała jeszcze kilkadziesiąt uderzeń serca po tym jak jej oprawca odjechał. Potem wstała i bezsilnie opadła, wtulając się w ciemną sierść partnera. Dopiero teraz dotarło do niej co chciała zrobić. Chciała zabić siebie i swoje dzieci. Prawie stała się mordercą.
- To wszystko przez ciebie - załkała w sierść ukochanego. W głębi serca wiedziała, że to nieprawda. Deszcz padał rzęsiście i Błękit nie wiedziała już czy to on, czy jej łzy.
Kiedyś nadejdzie czas zemsty.
Ale jeszcze nie teraz.
Zemsty na borsuku, który odebrał życia Ciernistej Gwieździe i Hiacyntowi. Przez to kocica czuła obrzydzenie do wszystkich przedstawicieli tego gatunku.
Zemsty, która będzie słodka.
Głupio mi to pisać, ale "pogrzeb" będzie w odpisie do Świetlistego Potoku XD
Podziwiam wszystkich, którzy dotarli aż dotąd uwu ♥️
Wow, świetne opowiadanie :O
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńWielkie F, mój ship szlag trafił
OdpowiedzUsuń*tula*
UsuńTo się nie mogło skończyć inaczej. Błękit nie mogła zdradzać klanu do końca życia. Mam cichą nadzieję, że będą razem w Klanie Gwiazd, he he </3
Miałam wcześniej napisać, ale koffam te opko <3
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie uwu
Usuń