Szedł powoli, bo sam właściwie nie wiedział, gdzie zmierzał tej nocy. Starał się nie myśleć o niczym, co szło mu całkiem znośnie. Spoglądał co jakiś czas na rozgwieżdżone niebo. Z każdym krokiem czuł, jak grunt osuwa mu się pod łapami. Czuł się, jakby porywał go prąd, albo jakby spadał w przepaść. Nienawidził wszystkiego, co mijał po drodze, a jednocześnie siebie za tą nienawiść. Miał o niczym nie myśleć? Było trudno. Nadal jednak szło mu lepiej niż zwykle.
Dotarł do brzegu rzeki i zaczął iść wzdłuż niego, aż nie dotarł do Wodnych Głazów. Przeszedł na pierwszy z kamieni i przysiadł na nim, wsłuchując się w odgłosy wody i wiatru, przeplatane świerszczowymi czy ptasimi trelami. Ironia? Raczej nieśmieszny żart, że znalazł się akurat tu, gdzie Szałwia o mało się nie utopiła. Chciał o niczym i nikim nie myśleć, a łapy poniosły go właśnie tu. Westchnął cicho, znowu karcąc się za szlaki, którymi chadzały jego myśli.
Chciał uciec na chwile gdzieś, gdzie czas płynie szybciej, a nie wolniej i gdzieś, gdzie nie ma nikogo, tylko on sam. Chciał przeczekać swoje istnienie. Po prostu. Lubił bawić się w chowanego z życiem. Przy wodzie, odwrotnie od tego, jak niebieski chciał, myśli płynęły swobodnie. Myślał o mamie, z którą dawno nie rozmawiał. I myślał o Szakłaku, któremu nie raz chciał urwać łeb, ale z którym dogadywał się jak z nikim innym. Myślał o Szałwii, która gościła w jego głowie coraz częściej, sam w sumie nie wiedział dlaczego. Postanowił, że następnym razem o tym będzie myślał najwięcej, ale teraz nie chciał. Przymknął na chwilę oczy, szczęśliwy, że udaje mu się ominąć jeden podstawowy temat, od którego uciekł aż tu. Ziewnął krótko, kładąc głowę na swoim ogonie. Nie miał zamiaru wracać tam, gdzie dręczyły go dziwne pomysły. Przynajmniej nie teraz.
Teraz był zmęczony. Bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz